O trzech takich, co wybrali egzotyczne

Gdy wyjeżdżali z Polski, fachowcy pukali się w czoło, mówili o braku ambicji, egzotycznych wczasach albo skoku na łatwą kasę.

Publikacja: 27.01.2018 15:52

Tymczasem Jakub Rzeźniczak z azerskim Qarabagiem grał w Lidze Mistrzów, a Jacek Góralski z bułgarskim Łudogorcem Razgrad awansował z grupy w Lidze Europy i teraz przygotowuje się do meczów ze słynnym AC Milan. Nie może więc dziwić, że do Góralskiego zdecydował się dołączyć inny kadrowicz Adama Nawałki, napastnik Jakub Świerczok.

Bułgarzy nie negocjowali z Zagłębiem Lubin, w którym Świerczok od początku tego sezonu występował, tylko przyszli jak po swoje. Zapłacili wpisaną w kontrakt sumę odstępnego, czyli 750 tysięcy euro, a 25-letni zawodnik mógł zamawiać transport mebli do odległego o 1700 km Razgradu. Jedyne, czemu można się dziwić w tej transakcji, to to, że do gry nie próbował włączyć się żaden polski klub z ambicjami. Dlaczego po zawodnika, który jesienią w 21 meczach ligowych strzelił 16 goli i dorzucił trzy asysty, nie zgłosiły się Lech Poznań czy Legia Warszawa?

Świerczok na tyle imponował formą, że dostał powołanie do reprezentacji na listopadowe mecze towarzyskie z Urugwajem i Meksykiem. W pierwszym zagrał przez 23 minuty, w drugim ponad 70 i wybiegł w podstawowym składzie. Jak to się stało, że napastnikiem zainteresował się Adam Nawałka i uznał, że warto dać mu szansę, a szefowie Lecha woleli sięgnąć po dwa lata młodszego Ukraińca Ołeksija Chobłenkę? Jeszcze dziwniej w tym kontekście wygląda sprowadzenie 34-letniego Brazylijczyka z chorwackim paszportem Eduardo Da Silvy do warszawskiej Legii.

A może polskie kluby – nawet czołowe – nie miały szans zaoferować Świerczokowi lepszych warunków? Ze sportowego punktu widzenia bardziej kusząco musiała też wyglądać dla napastnika perspektywa meczu na San Siro niż polskiej ligowej młócki, tyle że w innej koszulce niż jesienią.

Bułgarski sukces

Właścicielem klubu z Razgradu jest Cyril Domusziew – 48-letni biznesmen, jeden z najbogatszych Bułgarów. Jego majątek szacuje się na pół miliarda dolarów. Jego firma Huvepharma jest wśród dziesięciu największych produkujących lekarstwa dla zwierząt na świecie. Ma linie produkcyjne w Bułgarii, USA i we Włoszech. W klub z Razgradu zainwestował w 2010 r. i przemienił go z drugoligowca w mistrza kraju, a konkretniej w zdobywcę sześciu tytułów z rzędu. Łudogorec już dwa razy wziął udział w fazie w grupowej Ligi Mistrzów, dwukrotnie grał w Lidze Europy (LE).

W osiem lat, od kiedy Domusziew postanowił przeobrazić drugoligowca z 33-tysięcznego Razgradu w europejski klub, Łudogorec zagrał tyle samo razy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ile polskie drużyny przez ponad dwie dekady! Okazuje się, że wystarczy rozsądne inwestowanie pieniędzy i wbrew temu wszystkiemu, czym karmią nas różnej maści polscy działacze, w futbolu da się odnieść sukces.

Do Razgradu już na początku tego sezonu trafił też Jacek Góralski. Przechodził ze świeżo upieczonego wicemistrza Polski – Jagiellonii Białystok. Miał za sobą pierwsze powołania do reprezentacji. Wielkie było zdziwienie, gdy okazało się, iż Góralski idzie do klubu z Bułgarii, zamiast wyjechać na Zachód lub zmienić klub na silniejszy w Polsce. Ludzie, którzy byli zbyt leniwi, by nawet otworzyć Wikipedię, zarzucali Góralskiemu, że odchodzi tuż przed walką o europejskie puchary i że transfer do ligi bułgarskiej jest niegodny reprezentanta kraju. Znajdowali się nawet tacy, którzy twierdzili, że sztab szkoleniowy drużyny narodowej nie będzie sobie zawracał głowy zawodnikiem grającym w jakiejś egzotycznej lidze i że pomocnik na własne życzenie się z reprezentacji wypisał.

Jagiellonia odpadła w II rundzie eliminacji Ligi Europy, przegrywając w rewanżowym meczu u siebie z FK Gabala z Azerbejdżanu 0:2. Był 20 lipca, środek wakacji, a poważni piłkarze byli na urlopach.

Dziś Góralski, który w Razgradzie zarabia pięć razy lepiej niż w Białymstoku, nie tylko przygotowuje się do meczów z Milanem w 1/16 finału LE, ale też ani przez chwilę nie wypadł z kadry Nawałki. Defensywny pomocnik ma wielką szansę wyjazdu na mistrzostwa świata do Rosji. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego – kontuzja, gwałtowna obniżka formy – znajdzie się wśród 23 wybrańców selekcjonera. Oczywiście do pierwszego składu nie wskoczy, ale jako zastępca Grzegorza Krychowiaka pasować będzie idealnie.

Z kolei na rolę dublera Roberta Lewandowskiego ochotę ma Świerczok. Oczywiście, o ile wywalczy sobie miejsce w składzie Łudogorca, a nie jest to wcale takie jednoznaczne. Jako wysunięty napastnik w zespole prowadzonym przez Dmitro Dymitrowa najczęściej występuje były reprezentant Rumunii (22 mecze w kadrze), doświadczony, 31-letni Claudiu Keseru. Świerczok ma z nim konkurować i nikt Polakowi miejsca w składzie nie podaruje.

Łudogorec przerwę zimową spędził na pierwszym miejscu w tabeli, a jego plecy muszą oglądać kluby dotychczas uchodzące za bułgarskie potęgi: CSKA Sofia oraz Lewski, również ze stolicy Bułgarii.

Azerski klub w elicie

Także z pozycji lidera na grupę pościgową spogląda Jakub Rzeźniczak. 31-letni środkowy obrońca, który według wielu ekspertów, odchodząc do Azerbejdżanu, zdecydował się na ryzykowny i niezrozumiały ruch. Tymczasem Rzeźniczak nie tylko podpisał świetny kontrakt – spekuluje się o ponad milionie złotych rocznie, bez żadnych podatków – wciąż może też realizować się sportowo.

Nowy klub wieloletniego kapitana Legii – Qarabag Agdam – w przeciwieństwie do mistrza Polski awansował do Ligi Mistrzów. Rzeźniczak wystąpił na Stamford Bridge przeciwko Chelsea, w Madrycie na Estadio Metropolitano, pachnącym świeżością obiekcie Atletico, a także na Stadio Olimpico w Rzymie, gdzie mierzył się z Romą. Oczywiście Qarabag nie miał w tak silnej grupie szans i zajął ostatnie miejsce, ale jednak Rzeźniczak i jego koledzy dokonali historycznego wyczynu – jako pierwszy klub z Azerbejdżanu awansowali do tych elitarnych rozgrywek.

Były piłkarz Legii, w przeciwieństwie do Góralskiego i Świerczoka, raczej nie ma szans wyjazdu na mundial, ale wcale nie przez wzgląd na ligę, którą wybrał. Po prostu on Nawałki nigdy do siebie nie przekonał. Rzeźniczak dostał szansę w meczu z Norwegią w styczniu 2014 r., gdy selekcjoner w Abu Dhabi testował ligowców, dwa dni później mecz z Mołdawią przesiedział na ławce, i na tym jego przygoda z kadrą się skończyła. Po transferze do Azerbejdżanu jego występy były oceniane i analizowane. Powołania się jednak nie doczekał.

Przykre, że naszym klubom odjechał nie tylko Zachód, ale nie są one w stanie rywalizować finansowo z zespołami z Bułgarii czy Azerbejdżanu. Rekord transferowy Łudogorca to 2,2 mln euro, które szefowie przeznaczyli w lipcu 2015 r. na Jonathana Cafu, brazylijskiego skrzydłowego. Dwa lata później sprzedali go za 7,5 mln do Bordeaux. Azerowie aż tyle na piłkarzy nie wydają (rekord Qarabagu Agdam i zarazem ligi to 1,28 mln za brazylijskiego napastnika Richarda), ale wysokimi zarobkami i świetnymi warunkami potrafią skusić dobrych zawodników, którzy mogą przyjść za darmo – jak Rzeźniczak. A niestety wiadomo, że wygranie rywalizacji finansowej to pierwszy krok do zwycięstwa, także na boisku.

[email protected]

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych