W strategii „Commerzbank 5.0" założono, że planowana sprzedaż mBanku, w którym wicelider niemieckiego sektora ma 69,3 proc. udziałów wartych obecnie 10 mld zł, pozwoli uwolnić środki na restrukturyzację i inwestycje. – Zmniejszymy koszty jednocześnie dużo inwestując w nowoczesną dystrybucję i szybszą cyfryzację banku – mówi Martin Zielke, prezes Commerzbanku.
Nie ma słowa o frankach
Po fazie przejściowej, jaką będzie wdrożenie strategii, bank chce uzyskiwać ROE ponad 4 proc., zachować wskaźnik kapitału CET1 między a 12 proc. a 13 proc. i płacić regularnie dywidendy.
Cyfryzacja i restrukturyzacja kosztować będzie grupę 1,6 mld euro (odpowiednio 750 mln euro i 850 mln euro). W ramach tego drugiego przeprowadzone zostaną zwolnienia (4,3 tys. etatów brutto i 2,3 tys. netto, oznacza to utworzenie 2 tys. nowych miejsc pracy głównie w zakresie technologii). Zwolnienia wynikają z redukcji sieci oddziałów, ich liczba ma maleć stopniowo, docelowo o 200, do około 800. To efekt spadku wizyt klientów, którzy wolą korzystać z bankowości internetowej i mobilnej. Chcąc zwiększyć siłę w bankowości cyfrowej Commerzbank chce wykupić wszystkie pozostałe poza jego kontrolą akcje internetowego banku Comidirect (chodzi o 18 proc.).
Co ciekawe w prezentacji ani komunikacie dotyczącym nowej strategii nie ma wprost wzmianki o hipotekach frankowych, jako elemencie wpływającym na decyzję Commerzbanku o sprzedaży mBanku, który ma 13,8 mld zł tych kredytów stanowiących blisko 14 proc. jego portfela (ma też niewiele w euro). Istnieją obawy, że frankowicze będą masowo wygrywać z bankami w sądach, co kosztować może cały polski sektor 20-70 mld zł.