Trzeba będzie dopłacać do depozytów?

Po spadku stóp banki szukają sposobów na obronę rentowności. Wielka płynność pozwoli im na cięcie stawek lokat. Czy także na pobieranie opłat?

Aktualizacja: 27.04.2020 11:02 Publikacja: 27.04.2020 06:53

Trzeba będzie dopłacać do depozytów?

Foto: Adobestock

Po wprowadzeniu podatku bankowego na początku 2016 r. spodziewano się, że banki będące przecież instytucjami komercyjnymi, nastawionymi na zysk i skupiającymi się na dostarczeniu wysokich zwrotów z kapitału swoim akcjonariuszom będą próbowały przerzucić przynajmniej częściowo nową daninę na klientów w postaci wyższych marż czy opłat i prowizji.

Lokaty za zero już są, opłaty na horyzoncie

Jednak było to trudne z powodu wysokiej konkurencji między bankami i czujności Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale klienci zapłacili w inny sposób: dzięki dużej i rosnącej płynności banki zaczęły ciąć oprocentowanie depozytów. Miało to jednocześnie inny korzystny dla banków efekt: klienci, widząc słabe stawki lokat, coraz częściej przestawali zawracać sobie nimi głowę i pozostawiali pieniądze na rachunkach bieżących (czyli głównie nieoprocentowanych rachunkach oszczędnościowo-rozliczeniowych) i udział takich środków w depozytach gospodarstw domowych wzrósł do rekordowych około 66 proc. To spowodowało, że mimo stałych stóp procentowych banki powoli, ale systematycznie poprawiały marżę odsetkową dzięki obniżaniu kosztów finansowania. Jak będzie teraz, po cięciu stóp procentowych?

Rada Polityki Pieniężnej obcięła ostatnio stopę referencyjną łącznie o 100 pkt baz., do 50 pkt baz. Historia pokazuje, że w przypadku depozytów terminowych spadek stóp był w całości przekładany na klientów, natomiast w przypadku bieżących w połowie. Jednak teraz jest to tym trudniejsze, że w największych bankach produkty depozytowe oprocentowane są tylko na 40–50 pkt baz., a stopy zostały ścięte o 100 pkt baz. Próbując bronić marży i wyniku odsetkowego, banki muszą więc zapomnieć o przełożeniu całego cięcia na klientów (średni koszt finansowania depozytami sektora to tylko niecałe 80 pkt baz.). Rewizja cenników już się dzieje, na przykład w Santanderze oprocentowanie lokat wynosi zaledwie 0,01 proc., czyli wpłacając 10 tys. zł na rok otrzymamy zaledwie 81 gr odsetek. – Średnie oprocentowanie na całym rynku obniży się zapewne do ok. 0,2 proc. z 1,2 proc. w lutym. Kwota odsetek, jaką można uzyskać na przeciętnej rocznej lokacie na kwotę 10 000 zł, wyniesie więc 16 zł. Dla porównania, zakładając taką samą lokatę w lutym można było uzyskać 97 zł, a 2012 r. nawet 400 zł – przypomina Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera. Wciąż pojawiają się promocyjne oferty lokat i kont oszczędnościowych, na których można uzyskać 2–3 proc. rocznie, ale to wyjątki i to obarczone dodatkowymi warunkami, często dostępne są tylko na parę miesięcy, pewnie i tu dojdzie do cięć. Płynność banków jest bardzo dobra i zerowe lokaty stają się już faktem, a nawet jeśli będą oprocentowane, to dosłownie symbolicznie. Klienci będą więc trzymać pieniądze na ROR-ach, co pomoże bankom obniżyć koszt finansowania.

Ale czy należy spodziewać się ujemnego nominalnego oprocentowania depozytów? – W przypadku osób fizycznych w tym roku nie widzę takiej możliwości, być może nawet w przyszłości będzie to niemożliwe. Szczególnie jeśli chodzi o drobnych ciułaczy. Ujemne oprocentowanie może być niemożliwe do wprowadzenia ze względu na UOKiK, raczej nie zaakceptowałby takiego stanu rzeczy – mówi jeden z bankowców chcący zachować anonimowość. Dodaje jednak, że banki mogą zastosować inny mechanizm chroniący rentowność wyniku z odsetek, najważniejszego źródła ich przychodów. – Wyobrażam sobie, że dla bogatszych klientów indywidualnych, na przykład mających ponad 1 mln zł oszczędności, wprowadzane byłyby opłaty za utrzymywanie tych pieniędzy. O takiej możliwości mówił Commerzbank jesienią ubiegłego roku w swojej strategii. Takie rozwiązanie prawdopodobnie w sprawozdaniach finansowych widoczne byłoby jako pomniejszenie kosztu odsetkowego, czyli mogłoby mieć podobny skutek jak cięcie lokat – dodaje nasz rozmówca. To spowodowałoby, że bariera, jaką jest zero w zakresie oprocentowania depozytów, przestałaby istnieć i ograniczać banki.

Podobne rozwiązania wprowadziły już polskie banki w zakresie depozytów firm. W grudniu m.in. Pekao, mBank i ING BSK wprowadziły opłaty od depozytów wartych ponad 20 mln zł rzędu 0,15–0,30 pkt baz., co skutkowało zmniejszeniem w takim stopniu realnego oprocentowania lokaty. To sporo, bo w grudniu średnie oprocentowanie lokat firm spadło od listopada o 0,17 pkt proc. do 0,88 proc. Wtedy był to głównie efekt metodologii obliczenia składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny i w poprzednich miesiącach nie było takich opłat dla firm, ale teraz, po cięciu stóp, mogą się pojawić nawet poza grudniem (poza tym standardowo walutowe depozyty firm objęte są opłatami). – Analogiczne rozwiązanie można zastosować w detalu. Nie wszędzie, początkowo stopniowo i głównie bogatszym klientom. Opłaty za duże depozyty firm i klientów indywidualnych mogą w bardzo dużym stopniu zneutralizować wpływ cięcia stóp, ale nie całość – dodaje bankowiec.

GG Parkiet

– Ujemnego oprocentowania depozytów bym się nie spodziewał, tym bardziej że stopy mamy dodatnie i dla klientów dostępne są obligacje. Myślę, że banki przejrzą swoje tabele opłat i prowizji, zniknie część promocji. Ale z rynkiem nie wygrają, mogą tylko częściowo rekompensować sobie straty. Sądzę, ze wzrośnie marża kredytowa ze względu m.in. na większe ryzyko – mówi Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM.

GG Parkiet

Sceptyczny jest także co do pobierania opłat od depozytów. – Nie mamy ujemnych stóp nominalnych, więc dywagacje o płaceniu przez klientów za lokaty uważam za przedwczesne. Jeśli już nadejdzie taki moment, to pewnie pierwsze odczują to firmy, a nie klienci indywidualni, dla których minimalna stawka lokat już jest tylko nieco powyżej. Możliwości podniesienia opłat są, ale nie za duże, bo konkurencja wciąż jest spora, zawsze znajdzie się duży gracz, który będzie chciał zdobyć rynek, i nie podniesie prowizji. Banki przez lata reklamowały konta internetowe za zero, więc teraz trudno będzie wytłumaczyć klientom, że mają np. płacić za przelewy czy utrzymanie rachunku. Większość nowych opłat czy wzrostu stawek będzie dotyczyła raczej kredytobiorców – uważa Materna.

Płynność jeszcze się poprawi

Głównym warunkiem umożliwiającym bankom cięcie stawek jest wysoka płynność, czyli nadwyżka depozytów nad kredytami. Od paru lat wskaźnik kredytów do depozytów (L/D) spada i zmierza w kierunku 90 proc. W marcu Polacy trzymali na lokatach i bankowych rachunkach ponad 850 mld zł, o 14 mld zł więcej niż przed miesiącem. To niemal najwyższy miesięczny przyrost depozytów w historii. – Skala tego wzrostu jest o tyle szokująca, że w ubiegłym miesiącu z banków Polacy wyciągnęli około 30 mld zł gotówki. Poza tym w obliczu epidemii, niepewności czy spadków wycen różnych aktywów wiele osób wycofywało pieniądze z giełdy czy funduszy inwestycyjnych. Tylko z tych ostatnich w marcu odpłynęło o 20 mld zł więcej niż do nich napłynęło – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investmetns.

Płynność sektora może się nadal poprawiać, więc spełniony będzie podstawowy warunek konieczny do cięcia stawek lokat i wypychania pieniędzy do ROR-ów, bez naruszenia odpowiednich norm płynności. – Zakładamy, że programy wsparcia firm przez Polski Fundusz Rozwoju oraz skup obligacji przez Narodowy Bank Polski spowodują napływ do realnej gospodarki około 150 mld zł. To sporo, biorąc pod uwagę obecną wartość depozytów w sektorze bankowym (1,5 bln zł – red.). Spowoduje to, że dzięki nim firmy spłacą część kredytów w rachunkach bieżących, środki te osiądą na rachunkach firm, będą one płacić wynagrodzenia, więc przesuną się na rachunki klientów indywidualnych. Zatem stan depozytów mocno wzrośnie, a kredyty będą stabilne. Spodziewamy się, że wskaźnik L/D spadnie na koniec roku do 80 proc. – mówi jeden z bankowców.

Banki już wcześniej miały problem z osiągnięciem dwucyfrowego ROE, teraz nawet najlepszym nie będzie się to udawało. Dlatego będą próbowały też innych niż cięcie stawek depozytów sposobów poprawy rentowności. Nasi rozmówcy wskazują, że jednym z nich będą oszczędności. – Banki już wcześniej cyfryzowały się, zwiększały stopień automatyzacji, co pozwalało im redukować sieć oddziałów i zatrudnienie. Pandemia koronawirusa tylko przyśpieszyła te trendy. Cyfryzacja będzie jeszcze mocniejsza. Poza tym banki muszą dostosować swoje strategie i zwiększyć dywersyfikację zarówno pod względem geograficznym, jak i produktów. Może to powodować, że silniejsze banki będą próbowały odważniej wyjść za granicę albo będą wprowadzać do oferty dodatkowe produkty i usługi. Jedna z możliwości to także konsolidacja, która pozwala zwiększać skalę, a zatem także efektywność kosztową i rentowność. Do transakcji M&A może dochodzić, tym bardziej że słabsze i mniejsze banki popadną w kłopoty finansowe i ich właściciele być może będą musieli rozważyć sprzedaż – mówi jeden z analityków.

Gdzie jest próg bólu dla oszczędzających w bankach?

Wprawdzie nominalne oprocentowanie lokat w polskich bankach jest wciąż nieznacznie powyżej zera (przed cięciem stóp nowe średnie oprocentowanie wynosiło 1,2 proc., teraz spadnie prawdopodobnie w okolice 0,2 proc.), ale nie należy zapominać o inflacji. Ostatnio sięgała 3–4 proc. w skali roku (choć w najbliższych miesiącach prawdopodobnie spadnie), więc realne oprocentowanie – uwzględniające inflację i podatek od zysków kapitałowych – może być głęboko ujemne, około minus 3–3,5 proc. w skali roku (w zależności od tempa inflacji). Jednak dotychczasowe doświadczenia (szybki napływ środków gospodarstw domowych w bankach, trzymanie pieniędzy na nieoprocentowanych ROR-ach przy rosnącej od początku 2017 r. inflacji) wskazują, że Polacy nie zwracają wielkiej uwagi na realne oprocentowanie. Teraz testem będzie to, jak zareagują na nominalnie wręcz zerowe stawki w bankach. Bankowcy, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że korzyści z trzymania pieniędzy w banku i posiadania wygodnej bankowości elektronicznej, możliwość sprawnego płacenia i szybkiego dostępu do pieniędzy (płynność) są na tyle ważne, że brak odsetek nie zniechęci dużej części klientów do banków i nie spowoduje, że nagle zaczną wycofywać masowo pieniądze, co uderzyłoby w płynność banków oraz skłoniło je do walki o depozyty i podnoszenia stawek. – Nie ma wielu wyborów dla przechowywania środków w bankach. Awersja do ryzyka jest duża, więc TFI i giełda na razie wielkich pieniędzy z banków nie odciągną. Rynek mieszkaniowy też ma ograniczoną wielkość, nie wszyscy klienci mają tak dużo gotówki, by kupić lokal bez kredytu, a nie wszyscy go dostaną. Na pewno nadal rosnąć będzie popularność obligacji skarbowych dla detalu. W długim terminie dużo zależeć będzie od apetytu na ryzyko. Za parę lat może być tak, że ujemne realne stopy procentowe, powodowane przez politykę NBP (niskie stopy, skup aktywów, tarcza finansowa), przełożą się na silne zwyżki na GPW, wzrost cen papierów dłużnych i mieszkań oraz kiepskie stawki lokat w bankach – mówi jeden z bankowców. mr

Banki
Prezes mBanku Cezary Stypułkowski: Marne prawo, żadna sprawiedliwość, upadła moralność
Banki
Czy koszty ratowania Getin Noble Banku kiedyś się zwrócą?
Banki
Czystki dotarły do Banku Pekao, to już ostatnie dni Leszka Skiby jako prezesa
Banki
Tomasz Miklas: Długi firm w Aliorze kupiły zagraniczne spółki
Banki
Miotła kadrowa dotarła do Banku Pekao. Powołano nową radę nadzorczą
Banki
VeloBank będzie musiał wejść na giełdę? KNF ma takie oczekiwania