#TydzieńNaRynkach: Fed nie poprawił nastrojów

Minione dni ujawniły dwa zdecydowanie odmienne oblicza warszawskiego parkietu w zależności od wielkości notowanych spółek.

Publikacja: 22.12.2018 05:00

Foto: GG Parkiet

Choć grudniowe decyzje i deklaracje Rezerwy Federalnej były generalnie zgodne z oczekiwaniami, stały się pretekstem do pogłębienia przeceny na giełdach i pogorszenia nastrojów na rynkach.

Wall Street bez hamulców

Nadzieje na to, że grudniowe posiedzenie Fed korzystnie wpłynie na sytuację na rynkach finansowych, spełzły na niczym. Wydaje się, że Rezerwa Federalna stała na straconej pozycji. Obarczona została winą za spadki na giełdach ze względu na zbyt mało gołębią postawę. Jednak można sobie wyobrazić, że gdyby faktycznie zasygnalizowała przerwę w cyklu podwyżek stóp procentowych, mogłoby dojść do paniki. Jest oczywiste, że Fed nie mógł zrezygnować z podwyżki stóp procentowych. Także redukcja przewidywanej ścieżki podwyżek w 2019 r. z trzech do dwóch była wszystkim, czego można było na obecnym etapie oczekiwać. Wydaje się, że źródłem największych obaw inwestorów jest nie postawa Fed, lecz perspektywy amerykańskiej i globalnej gospodarki. Projekcje Rezerwy Federalnej zdają się te obawy potwierdzać. Może nawet nie tyle do skali spowolnienia, ile do czasu trwania słabszej koniunktury. W przyszłym roku dynamika PKB ma sięgać 2,3–2,5 proc., w 2020 r. ma obniżyć się do 1,8–2 proc., a rok później do 1,5–2 proc.

Co do reakcji rynku walutowego i długu, nie można mieć zastrzeżeń i wątpliwości. Indeks dolara, który osiągnął lokalny szczyt kilka dni temu, zdecydowanie poszedł w dół, niwelując poprzednią zwyżkę. Kurs euro w czwartek zbliżał się do 1,15 dolara. Tuż po środowej konferencji prasowej rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych spadła do 2,76 proc., czyli do poziomu najniższego od kwietnia. Czwartek przyniósł co prawda dynamiczne odreagowanie tej zniżki i powrót rentowności minimalnie powyżej 2,8 proc., ale to raczej chwilowe wahnięcie, a nie sygnał odwrócenia tendencji.

Najbardziej nerwowo było na Wall Street. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia Dow Jones i S&P 500 straciły po 5,1 proc., zaliczając najmocniejszą zniżkę od marca i schodząc do poziomu najniższego od października ubiegłego roku. Nasdaq Composite zniżkował o 5,5 proc. Od szczytów sprzed zaledwie kilku tygodni amerykańskie indeksy poszły w dół o 16–19 proc. To najpoważniejsza spadkowa korekta od 2011 r., czyli od siedmiu lat. Choćby z tego względu nie sposób bagatelizować jej znaczenia.

Obawy bardzo szybko przeniosły się, rzecz jasna, na i tak już mocno zdołowane pozostałe główne parkiety światowe. Tylko w czwartek Nikkei stracił 2,8 proc., a w ciągu czterech sesji zniżkował o 4,6 proc. DAX poszedł w dół o 2,3 proc., docierając do poziomu najniższego od dwóch lat. CAC40 stracił ponad 3 proc., a londyński FTSE250 zaledwie 1,3 proc. W pierwszej reakcji na wynik posiedzenia Fed o 1,7 proc. w dół poszedł wskaźnik rynków wschodzących, w czwartek zdobył się na odreagowanie tego spadku, jednak ETF na MSCI Emerging Markets nie zdołał powrócić powyżej 39 punktów.

Warszawski parkiet podzielony

Miniony tydzień ujawnił dwa zdecydowanie odmienne oblicza warszawskiego parkietu w zależności od wielkości spółek. WIG20 radził sobie bardzo dobrze w porównaniu z fatalną sytuacją w światowym otoczeniu. Z kolei wskaźniki małych i średnich spółek zanotowały pokaźne spadki, co tłumaczone jest realizacją strat przed końcem roku ze względów podatkowych. Taka interpretacja zachowania tego segmentu rynku nie byłaby wcale nadmiernie pesymistyczna. Co prawda, z jednej strony, można złośliwie powiedzieć, że faktycznie jest co realizować. Spośród składowych mWIG40 od początku roku straty przyniosły walory aż 33 spółek, a w gronie najmniejszych firm na minusie były papiery 67 emitentów. W dodatku w wielu przypadkach straty były naprawdę niemałe, niejednokrotnie sięgające „dużych" kilkudziesięciu procent. Interpretacja zjawiska realizowania strat może też mieć jednak wydźwięk pozytywny, bowiem ma ono sens w przypadku inwestorów indywidualnych. A to oznaczałoby, że ten gatunek jeszcze na warszawskim parkiecie nie wyginął i choć jego udział w obrotach jest niewielki, to jednak, jak widać, jest on w stanie zaznaczać swoją obecność. Poza tym, jest duże prawdopodobieństwo, że sprzedawane w ostatnich dniach akcje małych i średnich spółek, będą wkrótce ponownie odkupowane, co sugerowałoby wzrost ich kursów, a więc szansę na klasyczny efekt stycznia w obu segmentach rynku.

Oby tak się stało, bo po 3-proc. przecenie sytuacja w przypadku mWIG40 uległa wyraźnemu pogorszeniu. Zagrożony został pozytywny sygnał w postaci przełamania spadkowej linii trendu, z jakim mieliśmy do czynienia w poprzednim tygodniu, a także chwieje się optymistyczna formacja podwójnego dna, która mogłaby dawać szansę na ruch w górę indeksu w kierunku 4200 punktów. Jeśli byki myślą poważnie o przyszłości, muszą się niezwłocznie wziąć do roboty, by nie wypuścić okazji z rąk. Dość korzystnie wygląda też w ostatnich tygodniach układ obrotów, które dynamicznie zwiększyły się w trakcie formowania drugiego dna wspomnianej formacji i nadal pozostają na przyzwoitym poziomie. Prawie 3-proc. zniżkę w ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zaliczył także sWIG80. Był to już drugi spadkowy tydzień z rzędu i największa przecena od września. Indeks maluchów z trudem obronił się przed zejściem poniżej 10 500 punktów, a i tak znajduje się najniżej od maja 2013 r., czyli od ponad pięciu lat.

Z bardzo ciekawą sytuacją mamy do czynienia w segmencie największych spółek. WIG20 w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zdołał utrzymać się symbolicznie nad kreską oraz obronić się przed spadkiem poniżej 2300 punktów. W relatywnie dobrej formie przetrwał czwartkową falę pesymizmu, która rozlała się na światowych giełdach po posiedzeniu Fed, tracąc jedynie 1,5 proc. To wyraźny sygnał siły rynku, niewątpliwie inspirowany postawą zagranicznego kapitału. Testem tej siły i jej trwałości może być prawdopodobne wzrostowe odreagowanie na głównych parkietach. Gdyby indeks naszych blue chips z niego skorzystał, mógłby łatwo znaleźć się w okolicach szczytu z końca sierpnia, czyli na poziomie zbliżonym do 2400 punktów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że WIG20, licząc od początku roku, zdołał zredukować stratę do 6 proc., wyprzedzając S&P 500, choć stało się to w dużej mierze dzięki spadkowi amerykańskiego indeksu w ostatnich tygodniach. MSCI Emerging Markets zniżkuje od początku roku o 16 proc., a DAX o prawie 18 proc. Nie mamy więc powodów do wielkiego zmartwienia, pomijając tracący ponad 18 proc. mWIG40 i lądujący 28 proc. poniżej poziomu z początku roku sWIG80.

Siłę WIG20 można podziwiać tym bardziej, że indeks ten musi się zmagać z takimi przeciwnościami, jakim podlegają spółki Skarbu Państwa. Festiwal pomysłów na uniknięcie podwyżek cen prądu poprzez „absorbcję" wzrostu kosztów przez energetykę doprowadził w czwartek do ostrej przeceny akcji Tauronu i sięgających 4,5 proc. spadków notowań walorów PGE i Energi. Nie powinno to zresztą stanowić wielkiego zaskoczenia, mając w pamięci wcześniejsze deklaracje przedstawicieli rządu, mówiących że w przypadku tych spółek osiąganie zysków nie jest celem priorytetowym.

Ropa na równi pochyłej, złoto zyskuje

Wygląda na to, że wszystko sprzysięgło się przeciw ropie naftowej. Niedawne obawy związane z sankcjami nałożonymi przez USA na Iran okazały się jedynie chwilowym, choć bardzo silnym impulsem do wzrostu notowań. Nie ma już po nim śladu. Nie pomogła też decyzja OPEC i Rosji o ograniczeniu wydobycia. Ceny surowca idą w dół bez najmniejszego oporu. Wydobycie w Stanach Zjednoczonych rośnie, zapasy są coraz większe, koniunktura w światowej gospodarce pogarsza się, powodując spadek popytu, cięcia produkcji przez OPEC na razie nie działają. Tak pesymistycznych nastrojów nie było już dawno. Nic więc dziwnego, że rynek wygląda fatalnie. W miniony czwartek cena WTI spadła o ponad 4 proc., zbliżając się do 45 dolarów za baryłkę, czyli do poziomu najniższego od sierpnia ubiegłego roku. W trakcie pierwszych czterech dni minionego tygodnia notowania zniżkowały o niemal 10 proc. Czarna seria czarnego złota trwa już 11 tygodni, z jednym niewielkim przystankiem. W tym czasie WTI potaniała z 76,4 do 46 dolarów za baryłkę, a więc o 40 proc. Większe spadki notowano ostatnio jedynie w czasie globalnego kryzysu finansowego w latach 2008–2009 oraz 2014–2016 po decyzji Arabii Saudyjskiej o zalaniu świata tanią ropą. Być może obecna przecena przyczyni się do łagodniejszego przebiegu spodziewanej dekoniunktury w światowej gospodarce. Gorsze perspektywy zaczynają być widoczne na rynku miedzi. Kontrakty terminowe na ten metal traciły w minionym tygodniu ponad 2 proc., schodząc poniżej 270 centów za funt.

Na razie z zagrożenia związanego ze spowolnieniem i złagodzenia tonu przez Fed korzysta złoto. W mijającym tygodniu notowania kruszcu poszły w górę o prawie 2 proc., z impetem przebijając się powyżej 1250 dolarów za uncję i osiągając poziom najwyższy od końca czerwca. To jeszcze wciąż za mało, by mówić o przełomie, ale wzrostowa tendencja utrzymuje się od połowy sierpnia, przynosząc bykom prawie 7 proc. zysku.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty