Czy mBank wpłynie na wybór podmiotu, który go przejmie?

Jeśli państwowe instytucje zaproponują wysoką cenę, trudno będzie Commerzbankowi odmówić sprzedaży im mBanku. Ale to specyficzna na polskim rynku instytucja i może się okazać, że inni gracze także będą w stanie słono za nią zapłacić. Wpływ na decyzje może mieć też prezes mBanku.

Publikacja: 12.11.2019 12:00

Foto: GG Parkiet

Commerzbank, mający 69 proc. akcji mBanku wartych 11 mld zł, właśnie wysłał potencjalnym kupującym tzw. teaser, czyli zestaw dokumentów na temat tego czwartego co do wielkości banku w Polsce. To pierwszy poważny krok Niemców w kierunku sprzedaży od podjęcia decyzji w tej sprawie pod koniec września, gdy przyjęli nową strategię. Commerzbank uznał, że musi pozbyć się mBanku, aby za pozyskane środki sfinansować własne inwestycje i restrukturyzację.

Zainteresowanych będzie sporo

Z naszych informacji wynika, że teasery otrzymały największe polskie banki, ale nie ma w nich szczegółowych informacji dotyczących tego, co dokładnie wystawione jest na sprzedaż. Wbrew pozorom to istotne pytanie, bo mBank ma spory portfel hipotek walutowych (17 mld zł stanowiące 16 proc. kredytów ogółem) i zgodnie z wymogami Komisji Nadzoru Finansowego, ale też aby przyciągnąć kupujących, będzie on wydzielony z mBanku i na sprzedaż trafi „czysty" mBank, bez hipotek walutowych. Kluczowe pytania, na które odpowiedź jest ważna w ramach określenia, za ile bank może być sprzedany i kto mógłby go kupić, brzmią: jaki będzie poziom aktywów ważonych ryzykiem w oferowanym podmiocie i ile kapitału zostanie do niego alokowane.

Commerzbank, którego doradcą został Goldman Sachs, twierdzi, że jest duże zainteresowanie mBankiem (doradza mu JP Morgan). – Zarówno z Polski, jak i spoza – stwierdził w czwartek Stephan Engels, dyrektor finansowy Commerzbanku. Pod koniec września wypowiadał się w podobnym tonie, sugerując, że wycena mBanku bez franków powinna być zbliżona do wyceny ING BSK (C/WK wynosi w ostatnich latach 1,7–1,8, dla porównania wycena mBanku z frankami, choć podbita już przez oczekiwania płacenia premii przez kupującego, oscyluje teraz wokół 1).

– Krąg zainteresowanych będzie znaczny – powiedział kilka dni temu na konferencji prasowej Cezary Stypułkowski, prezes mBanku. Słowa przedstawicieli Commerzbanku i mBanku można traktować z dystansem, biorąc pod uwagę ich interes, ale o atrakcyjności mBanku przekonują także analitycy: głównie ze względu na jego dobrą markę, jakość produktów, rozwiązania IT, know-how, atrakcyjnych klientów. Ważna jest też skala – to czwarty co do wielkości aktywów bank w Polsce i okazja do przejęcia gracza o podobnej skali może się długo nie zdarzyć.

Czy ktoś zepsuje plany repolonizacji?

Stypułkowski stwierdził, że kupujący, którego „nie ma na polskim rynku, z punktu widzenia pracowników i zarządu banku jawi się jako lepsze rozwiązanie". – Jako zarząd asystujemy Commerzbankowi, aby w najlepszy sposób doprowadzić do sprzedaży akcji mBanku w dobre ręce, aby nie naruszyło to pozycji rynkowej naszego banku i biorąc pod uwagę jego akcjonariuszy, a nawet interesariuszy. Mamy bieżący wgląd w to, co się dzieje z tym procesem. Sformułowaliśmy jako zarząd mBanku oczekiwania i otrzymaliśmy na nie pozytywną odpowiedź, abyśmy w kwestii wyboru nowego akcjonariusza nie byli bezsilni, abyśmy byli w dialogu z Commerzbankiem i aby utrzymać tożsamość mBanku jako instytucji o unikalnej zdolności do rozwoju – dodał Stypułkowski.

Te słowa niektórzy odebrali jako obronę mBanku przed wpadnięciem w objęcia państwowych instytucji. To właśnie one są zdaniem sporej grupy komentatorów i bankowców, z którymi rozmawialiśmy, faworytem do przejęcia. W ten sposób wypełniono by polityczny cel repolonizacji (zwiększenie udziału polskiego kapitału w sektorze bankowym) zapisany w programie wyborczym PiS. Od ujawnienia informacji o wystawieniu na sprzedaż mBanku minister finansów Jerzy Kwieciński już kilka razy pozytywnie wypowiadał się na temat repolonizacji. – Na pewno dobrą rzeczą jest, aby ważne instytucje finansowe, w tym polskie banki, były zainteresowane przejmowaniem tego typu aktywów, kiedy się pojawiają na rynku. A takimi niewątpliwie są aktywa mBanku – mówił w połowie października. Także sami zainteresowani, czyli PKO BP i Pekao, przyznali, że przeanalizują mBank pod kątem przejęcia. Jedynie PZU, o którym pisaliśmy, że może zechcieć połączyć Aliora z mBankiem, nie zabrało głosu (o sytuacji poszczególnych instytucji więcej w ramce obok).

Oprócz państwowych spółek zainteresowane mBankiem będą też obecne już w Polsce banki. Wśród nich potencjalnymi kandydatami są te największe: Santander Bank Polska, ING Bank Śląski i BNP Paribas, a być może nawet Millennium. W tej grupie może być także Credit Agricole, plasujący się na naszym rynku w okolicach 12. miejsca pod względem skali, który chciał kupić EuroBank i mBank może być dla niego trampoliną do rozwoju. To właśnie zwiększenie skali, której korzyści w bankowości są teraz tak ważne jak nigdy wcześniej, oraz efekty synergii, głównie w zakresie kosztów, są najmocniejszymi argumentami przemawiającymi za obecnymi już w Polsce bankami.

Jednak mBank to jeden z najbardziej efektywnych pod względem kosztów bank, m.in. ze względu na relatywnie małą liczbę tradycyjnych oddziałów. Pojawiała się więc opinia analityków, że fuzja z nim nie przyniosłaby tak dużych kosztowych efektów synergii jak w przypadku banku, który ma wysoki wskaźnik kosztów do dochodów i sporo można by zyskać na jego sprawnej restrukturyzacji (do tej pory przejmowane i wchłaniane w Polsce były głównie banki mało efektywne kosztowo). Zdaniem prezesa Stypułkowskiego osiągnięcie synergii z fuzji z mBankiem dla niektórych podmiotów, które już są na polskim rynku, może być trudne. Wskazuje, że dla mBanku lepszym inwestorem byłby nowy w Polsce gracz, który nie ma tu banku, bo nie musiałby ingerować w dobrze prosperującą instytucję.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że zespół do przeanalizowania mBanku powołał ING Bank Śląski, jego „sąsiad" pod względem skali (oba banki mają po blisko 160 mld zł aktywów). Do sprawy ewentualnych mniejszych niż zwykle synergii kosztowych, w razie przejęcia i fuzji z bankiem już działającym w Polsce, odniósł się prezes ING BSK. Zaznaczył, że w ramach akwizycji banku dostaje się istniejący portfel kredytów, „maszynę do produkcji" (pozyskiwania klientów i sprzedaży kredytów) oraz wzorce zachowań, kulturę organizacyjną. – W bankowości kupowanie dodatkowej maszyny powoduje, że jedną z nich trzeba wyrzucić, co powoduje kosztowe efekty synergii. Kupiony portfel może zaś się zmieniać, klienci mogą odchodzić. Trzeci element też jest istotny – na ile kosztowne i czasochłonne będzie przestawienie się pracowników i przyzwyczajenie do nowej kultury organizacyjnej. Żaden taki proces nie jest prosty. Dlatego uwagi, że najlepsza formuła przejęcia mBanku to kupno go przez podmiot dopiero wchodzący na polski rynek, który nie musiałby zajmować się całym „przełączaniem maszyn", mają wiele sensu – mówił kilka dni temu Brunon Bartkiewicz podczas konferencji.

W typowych fuzjach bankowych gracz działający już w Polsce powinien teoretycznie być w stanie zapłacić wyższą cenę niż podmiot nowy albo finansowy, którzy nie zyskają efektów skali i synergii. Jednak mBank to nie jest typowy przypadek (do tego nie wiemy, jaki będzie sposób wyłączenia hipotek walutowych), może być ostatnim tak dużym bankiem wystawionym na sprzedaż i może się okazać, że cenę podbiją instytucje państwowe, realizując polityczny cel, lub nowe podmioty z zagranicy, chcące nawet dużym kosztem wejść na nasz rynek.

Polska przyciągnie nowych graczy?

Ze słów jednego ze specjalistów działających w bankowości inwestycyjnej wynika, że właśnie zagraniczne grupy bankowe, nieobecne na polskim rynku lub mające w nim znikomy udział, oraz fundusze private equity mogą być czarnym koniem tego procesu. Zainteresowanie wyraził już austriacki Erste, potencjalnie chętny mógłby być też węgierski OTP czy hiszpańska Caixa. Szczególnie interesujące są jednak sygnały dotyczące funduszy private equity. – Repolonizacja mBanku nie jest przesądzona. Oczywiście pieniądze za mBank zbiorą Niemcy i ten, kto zaoferuje wyższą cenę, będzie miał większe szanse, ale pozycja prezesa Stypułkowskiego w Commerzbanku jest na tyle silna, że nie będzie on tylko biernym obserwatorem transakcji, może mieć ważny głos w razie wpłynięcia zbliżonych cenowo ofert. Nie jest wykluczone, że takie pojawią się od funduszy private equity – mówi nam osoba będąca blisko sprawy.

Kluczowe będzie też stanowisko Komisji Nadzoru Finansowego. Przewodniczący Jacek Jastrzębski zaznaczył, że ewentualny nowy inwestor mBanku „musiałby gwarantować jego długoterminowe, stabilne i ostrożne zarządzanie oraz mieć odpowiednie doświadczenie w prowadzeniu działalności bankowej w skali porównywalnej z mBankiem". Gdyby potraktować tę wypowiedź dosłownie, to fundusze private equity miałyby małą szansę na akceptację przez nadzór przejęcia mBanku. Jednak jeszcze w lipcu w przypadku Getin Noble Banku, który szukał inwestora private equity, przewodniczący Jastrzębski nie wykluczał takiej opcji, ale postawił dodatkowy warunek: minimum siedmioletni horyzont inwestycji.

Ale czy rzeczywiście polski rynek bankowy jest wystarczająco atrakcyjny? Wprawdzie gospodarka jest silna i duża, poziom ukredytowienia niższy niż w Europie Zachodniej, a stopy procentowe wyższe, ale branża ma strukturalne problemy. Widać to w niskim ROE. Głównym problemem polskich banków jest duże obciążenie podatkowe i kapitałowe: to pierwsze obniża licznik, czyli zysk (wejście podatku od aktywów ścięło w pierwszym roku jego obowiązywania zyski o jedną piątą, daniny tego typu w regionie są niższe), drugie zaś zwiększa mianownik (mamy nie tylko wyższe wymogi kapitałowe, ale też bardziej rygorystyczny sposób ich liczenia). – Z punktu widzenia strukturalnego Polska to najtrudniejszy rynek bankowy w Europie, jeśli nie na świecie – mówił Bartkiewicz, zwracając uwagę na wysoką konkurencję przy jednocześnie bardzo wysokich obciążeniach podatkowych i regulacyjnych. Wprawdzie w strefie euro banki mają również trudno ze względu na niskie stopy procentowe i niższy wzrost gospodarczy niż w Polsce, ale Ralph Hamers, prezes ING Group, wskazał, że biorąc pod uwagę spowolnienie w tym regionie, rozwój poza nim mógłby być korzystny.

– Sektor bankowy jest w Polsce traktowany jak chłopiec do bicia, co chwila mamy do czynienia z nowymi regulacjami, które mają zmusić banki albo do płacenia nowych podatków, albo do ponoszenia kosztów rzekomych przewinień z poprzednich lat. W tych warunkach wejście na polski rynek dla nowego gracza nie ma sensu – ryzykuje on kupno aktywów, które w przyszłości zostaną obciążone nowymi daninami czy karami. Nie przesądzałbym też o atrakcyjności polskiego sektora pod względem makroekonomicznym, zyskowność firm jest pod presją, przybywa tych mających trudności ze spłatą kredytów – mówi Marcin Materna, dyrektor działu analiz w Millennium DM.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty