Problemem są też niskie ceny oferowane przez kupujących. Wprawdzie zgodnie z prawem muszą one odpowiadać co najmniej trzy- i sześciomiesięcznej średniej, czasem pojawia się nawet premia, ale dotyczy ona bieżących notowań. Mimo że teoretycznie akcje w długim terminie powinny dawać zarobić, to często w przypadku ściąganych z GPW firm straty mniejszościowych akcjonariuszy, biorących udział w IPO, liczone są w dziesiątkach procent.
Potwierdzają to choćby niedawno ogłoszone wezwania na Stelmet i Ceramikę Nową Galę, które mogą przynieść ich mniejszościowym akcjonariuszom trzymającym akcje od debiutu po około 75 proc. straty. Słabo wypadły też m.in. takie długoterminowe inwestycje, jak Gino Rossi (-95 proc.), Avia Solutions (-70 proc.) czy InPost (-62 proc.).
– Jednym z głównych powodów licznych wezwań są teraz niskie wyceny spółek. Wpływ miała na to „reforma" OFE i ucieczka inwestorów z rynków wschodzących, ale mogą to być także manipulacje zarządów spółek. Kierownictwo firm, na które ogłaszane są wezwania, często jest kontrolowane przez wzywający podmiot. Nierzadko przed tym publikowane są sprawozdania finansowe, w których „na siłę" obniża się zyski. W takich wypadkach możemy zobaczyć niespodziewane utworzenie rezerw, odpisy. Ma to na celu obniżenie wyceny giełdowej spółki, aby można było taniej ją przejąć – mówi Tomasz Wyłuda, dyrektor biura doradztwa inwestycyjnego w Credit Agricole.
Premie do bieżącej wyceny nie są niczym nadzwyczajnym. – Jeśli ogłaszającym wezwanie jest podmiot branżowy, może on dzięki przejęciu doprowadzić do synergii zarówno w przychodach (np. polepszenie oferty sprzedażowej, większe wykorzystanie mocy produkcyjnych), jak i kosztach (np. optymalizacja zatrudnienia czy możliwość pozyskania tańszego finansowania). Akcjonariusze mniejszościowi, bądź tylko finansowi, często nie są w stanie tego osiągnąć. Dla konkurenta branżowego przejmowana spółka może być więcej warta niż w wypadku przypadkowego inwestora – wyjaśnia Namysł. To jednak tylko jedna strona medalu, bo liczne są też przykłady spółek, gdzie porównanie ceny z wezwania do ceny z debiutu na giełdzie wypada bardzo korzystnie. To m.in. Synthos (+1090 proc.), Orbis (+600 proc.), Emperia (+570 proc.), Paged (+400 proc.), WDX (+365 proc.), Colian (+280 proc.), Integrer (200 proc.), Uniwheels (+140 proc.), Robyg (+135 proc.), Pelion (+117 proc.) i Farmacol (+95 proc.).
Wezwań nadal sporo
W dobie taniego pieniądza obecność na GPW przestała być jednak tak atrakcyjna jak kiedyś. Do tego dochodzą zaostrzające się i coraz liczniejsze regulacje. W efekcie w wielu przypadkach koszty przewyższają korzyści. – Głównym powodem wejścia firm na giełdę jest chęć pozyskania kapitału na dalszy rozwój. W ostatnich latach ze względu na spadek obrotów i zainteresowania giełdą coraz trudniej jest pozyskać kapitał z tego rynku. Powszechna jest opinia, że jest on przeregulowany, a problemy są z egzekucją już istniejącego prawa – zaznacza Wyłuda. Zdaniem ekspertów można się spodziewać kolejnych wezwań. – Zwłaszcza w branżach, gdzie procentowa marża się zmniejsza. Czymś naturalnym jest wtedy wchłanianie mniejszych podmiotów przez większe. Ponadto obecny poziom stóp procentowych zachęca do aktywności na rynku fuzji i przejęć. Także dla części obecnych właścicieli ogłoszenie wezwania może być atrakcyjne przy obecnych wycenach – uważa Namysł. – Wielkich debiutów na giełdzie już raczej nie będzie ze względu na zatrzymanie prywatyzacji. Mniejsze spółki muszą zmierzyć się z gąszczem przepisów, a tendencje mogą się odwrócić, dopiero gdy rynek zostanie zliberalizowany – uważa Tomasz Wyłuda. Zdaniem Namysła większą liczbę debiutów na GPW będziemy mogli zaobserwować, kiedy zobaczymy na rynku trwalszy trend wzrostowy i kiedy wyceny staną się atrakcyjniejsze dla sprzedających akcje. – Na giełdę w ostatnich latach chętnie wchodzą producenci gier, jednak dla tej branży wskaźniki wyceny, np. C/Z, znajdują się wyraźnie powyżej poziomów dla innych branż, a zatem są atrakcyjniejsze dla oferującego akcje – dodaje analityk mBanku.