Banki i klienci niechętni do zamiany hipotek frankowych na złotowe

Zaledwie 0,3 proc. liczby wszystkich umów mieszkaniowych kredytów frankowych zostało od początku 2017 r. przewalutowane. Brakuje czynników, które zmobilizowałyby obie strony do tego działania.

Publikacja: 25.08.2018 05:00

Foto: GG Parkiet

Za parę miesięcy, w styczniu przyszłego roku, miną cztery lata od skokowego umocnienia kursu franka szwajcarskiego, które spowodowało wzrost wartości hipotek w tej walucie wyrażonych w złotych. W ślad za tym poszły obietnice polityków zapewniających, że ustawowo przekonwertują te kredyty na rodzimą walutę po kursie korzystnym dla klientów (a więc niekorzystnym dla banków). Przez trzy lata żadnej frankowej ustawy, mimo kilku propozycji, nie wprowadzono, a zaproponowane przez Komitet Stabilności Finansowej regulacje, mimo że wprowadzone, to nie wymusiły – jak wskazują wyniki naszej ankiety przeprowadzonej wśród frankowych banków – na nich przewalutowania.

Walutowe ryzyko wciąż się tli

Choć o ryzykach związanych z tymi kredytami zaczęło się mówić po tzw. czarnym czwartku z połowy stycznia 2015 r., gdy kurs franka wystrzelił jednego dnia do 4 zł z 3,5 zł (obecnie wynosi 3,77 zł), to istniało już wcześniej. Najwięcej tego typu kredytów udzielano w latach 2005–2008 (odpowiednio 127 tys., 149 tys., 109 tys. i 177 tys.), gdy kurs poruszał się między 2 a 2,5 zł. Jednak od czasów kryzysu stopniowo zaczął rosnąć i wiosną 2009 r. po raz pierwszy od lat przebił 3 zł.

Teraz w polskim sektorze jest prawie 490 tys. hipotek frankowych o wartości 105 mld zł. Co roku ich wartość w walucie oryginalnej maleje w tempie około 7–9 proc., a w 2017 r. doszedł do tego umacniający się złoty i ubyło tych kredytów o blisko 20 proc. (27 mld zł). Nie ma w tym jednak zasługi banków: ten pierwszy spadek wynika z tego, że kredyty te wciąż są sumiennie przez klientów obsługiwane i spłacają się (od 2012 r. są udzielane w symbolicznej liczbie), a na kurs banki wpływu nie mają.

Wysłaliśmy pytania do sześciu giełdowych banków najmocniej zaangażowanych w hipoteki frankowe (PKO BP, mBank, Millennium, BZ WBK, Getin Noble i BGŻ BNP Paribas, w kolejności od największego do najmniejszego portfela) oraz do BPH. Łącznie mają takie kredyty warte 92 mld zł, czyli 88 proc. wszystkich na rynku. Z ankiety wynika, że od początku 2017 r. banki te przewalutowały w sumie zaledwie około 1450 umów. To tylko 0,3 proc. wszystkich aktywnych kredytów frankowych. Banki nie mają się czym chwalić w tym zakresie, więc niektóre z nich – jak PKO BP – nie podały konkretnej wartości (przyjęliśmy, być może zbyt optymistycznie, 500 przewalutowanych przez ten bank kredytów). GNB podał z kolei, że w omawianym okresie z przewalutowania skorzystała „nieliczna grupa klientów", a BGŻ BNP Paribas, że odnotował „kilkadziesiąt takich przypadków". W BPH od początku 2017 r. klienci złożyli około 50 wniosków o przewalutowanie, z czego połowa zakończyła się faktycznie taką operacją. Nieco więcej, bo 600 umów, przekonwertował w tym okresie mBank. Millennium podało, że jakiś czas temu z możliwości tej korzystało jedynie kilkudziesięciu klientów rocznie, jednak od początku roku widoczny jest wzrost zainteresowania i w tym roku przewalutowanych zostało ponad 100 kredytów. Każdy z tych banków ma po kilkadziesiąt tysięcy tych umów, więc konwertowane są nieliczne.

Nie ma się jednak czemu dziwić, bo brakuje czynników skłaniających zarówno klientów, jak i banki do przewalutowania. Ci pierwsi, po tym jak politycy rozbudzili ich oczekiwania obietnicami korzystnych dla nich ustaw, domagają się konwersji po jak najatrakcyjniejszym dla siebie kursie (najchętniej z dnia zaciągnięcia). Banki się na to nie godzą, bo im korzystniejszy kurs dla klienta, tym większa strata dla banku. Klientom sprzyja też ostatnie osłabienie franka i liczą na więcej. Z kolei same banki nie proponują konwersji, bo aby była skuteczna, musiałaby być dla klientów bardzo atrakcyjna – jeden z banków badał, że na propozycję 20-proc. umorzenia długu przy konwersji zgodziłoby się raptem parę procent zainteresowanych. PKO BP jako pierwszy miał rok temu zaproponować takie warunki klientom w najtrudniejszej sytuacji finansowej (ze wskaźnikiem DTI – miesięcznego kosztu długu do dochodów – powyżej 65 proc.).

Jednak przede wszystkim banki nie czują się przymuszone do konwersji hipotek walutowych, nie stanowią one dla nich na tyle dużego ciężaru, aby opłacało im się to robić. Stało się tak, mimo że, jak podaje KNF, wprowadzenie buforów kapitałowych na te portfele (jesień 2015 r.) i podwyższenie wagi ryzyka (grudzień 2017 r.) zmusiło sektor do zamrożenia po 9 mld zł (czyli w sumie ponad 18 mld zł, a sektor ma 200 mld zł funduszy własnych). To nie tylko obniża tak ważną dla inwestorów rentowność ROE (kapitałów własnych), ale też zmniejsza potencjał dywidendowy banków. Banki nie czują potrzeby konwersji na złote tych kredytów, tym bardziej że ich jakość wciąż jest bardzo dobra. Każdy z ankietowanych przez nas banków przyznał, że są dobrze obsługiwane (potwierdzają to też dane Biura Informacji Kredytowej). Co ciekawe, BGŻ BNP Paribas zaznacza, że nie widzi silnej zależności rzetelności spłat od okresowych fluktuacji kursu CHF/PLN.

Banki mają ofertę, ale słabą

Warunki, na podstawie których banki proponują konwersję hipotek z frankowych na złotowe, są mało atrakcyjne dla kredytobiorców. Z naszej ankiety wynika, że niemal standardem w każdym z banków jest oferta przewalutowania bez dodatkowej prowizji, ale po średnim kursie NBP (klienci oczekują – choć należy się zastanowić, czy mają ku temu podstawę – konwersji po kursie istotnie niższym niż obecny, a najchętniej z dnia zaciągnięcia kredytu). PKO BP przypomina, że rok temu zainteresowanych jego ofertą było mniej niż 10 proc. osób spełniających wstępne kryteria. – Znaczna część osób uczestniczących w badaniu zadeklarowała poprawę swojej sytuacji ekonomicznej od momentu wzięcia kredytu – wskazuje PKO BP.

„Podczas spotkania doradca przygotowuje symulację kredytową, która będzie zawierać informacje na temat warunków przewalutowania i wysokość nowej raty w złotych. Bank nie pobiera opłat za przewalutowanie" – informuje mBank. Millennium oferuje obniżenie aktualnej marży kredytu o 0,2 pkt proc. (z możliwością negocjacji indywidualnych warunków i wydłużenia okresu kredytowania). BZ WBK daje możliwość zachowania po konwersji marży obowiązującej dla kredytu frankowego zgodnie z umową lub na poziomie 1,79 proc. (w zależności od tego, która jest niższa). Getin podkreśla, że wszystkie jego działania, mające pomóc frankowiczom, pokrywają się z wytycznymi Związku Banków Polskich (tzw. sześciopakiem). Wobec osób, które zdecydują się na to rozwiązanie, bank rezygnuje z wymogu ponownej weryfikacji wartości zabezpieczenia kredytu. Nie ma też konieczności uzupełnienia zabezpieczenia przez kredytobiorcę w przypadku przekroczenia poziomu LTV (wskaźnik zadłużenia do wartości nieruchomości).

Politycy użyją kija?

Obrót spraw może jednak przyśpieszyć ustawodawca. Kilka dni temu zebrała się sejmowa Komisji Finansów i debatowała o ustawach frankowych. Na stole są cztery propozycje, ale de facto liczą się tylko dwie – zakładająca zwrot niesłusznie pobranych przez banki spreadów (mogąca kosztować sektor jednorazowo 4–9 mld zł) i projekt nowelizacji ustawy o Funduszu Wsparcia Kredytobiorców (ma powstać w nim nowy fundusz na przewalutowanie hipotek, finansowany ze składek banków kosztujących cały sektor maksymalnie 2,8 mld zł w pierwszym roku działania). Ta druga propozycja, jako jedyna, ma poparcie rządu i Kancelaria Prezydenta złożyła do niej 29 poprawek, które były skonsultowane z rządem, co zdaniem Andrzeja Szlachty, przewodniczącego Komisji Finansów, zwiększa szansę na przyjęcie tego projektu. Jego zdaniem ma się to stać już jesienią. Trudno jednak przewidzieć, jakie tym razem obietnice polityków mają szanse realizacji.

Kurs franka szwajcarskiego wobec złotego będzie nadal się obniżać?

Rok 2017 przyniósł ulgę frankowiczom – kurs szwajcarskiej waluty do złotego obniżył się wtedy o blisko 14 proc., ale z początkiem bieżącego roku znów zaczął rosnąć i obecnie wynosi 3,76 zł. Chociaż kwietniowa korekta sprowadziła go chwilowo do 3,47 zł, czyli najniższego poziomu od trzech lat, nieco niższego niż poprzedzającego tzw. czarny czwartek (15 stycznia 2015 r.), kiedy Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił swoją walutę i kurs wystrzelił do ponad 4 zł.

Konrad Białas, główny ekonomista DM TMS Brokers, prognozuje spadek kursu CHF/PLN do 3,64 do końca tego roku i dalsze osłabienie do 3,49 na koniec 2019 r. – W najbliższych miesiącach spodziewam się względnie stabilnego złotego i oczekuję zmniejszenia napięć na rynkach finansowych, które powinny przynieść odwrót od bezpiecznych aktywów, w tym od franka. Pomocne powinno też być umocnienie euro do głównych walut, ale nieodczuwalne względem złotego, na fali poprawy koniunktury w strefie euro i skupieniu uwagi rynków na kończącym się w grudniu skupie aktywów. Poprzez odbicie EUR/CHF powinniśmy widzieć zwiększoną presję na spadek CHF/PLN. Przyszły kierunek dla kursu franka zależy przede wszystkim od sytuacji w strefie euro – im mniej tam problemów, tym bliżej EBC będzie normalizacji polityki pieniężnej, co będzie windować EUR/CHF ponad 1,20 – wyjaśnia Białas. Średnia prognoz Bloomberga wskazuje, że na koniec tego roku kurs EUR/CHF wynosić będzie 1,17 (obecnie to 1,14), a w przyszłym stopniowo europejska waluta będzie się umacniać do 1,21. Poziom 1,20 jest kluczowy dla pary EUR/CHF, taki był tuż przed czarnym czwartkiem, ale wciąż jest niski w porównaniu z przedkryzysowym ok. 1,50, co może wskazywać, że frank nadal jest przewartościowany.

Dla kredytobiorców spłacających zobowiązania w walucie ważny jest nie tylko kurs, choć to on decyduje o wyrażonej w złotych wysokości kapitału do spłaty, ale też stopy procentowe. Te w Szwajcarii od stycznia 2015 r., czyli od czarnego czwartku, są ujemne i obecnie wynoszą -0,73 proc. To w wielu przypadkach zneutralizowało efekt wzrostu kursu franka i przyśpiesza tempo spłaty kapitału. Ale niektórzy kredytobiorcy z powodu wzrostu wartości szwajcarskiej waluty mają w złotych więcej długu, mimo nawet dziesięciu lat spłaty, niż w momencie zaciągnięcia kredytu. Czego można się spodziewać po stopach procentowych w Szwajcarii?

– SNB nie zrobi nic, zanim EBC nie da jako pierwszy sygnału do normalizacji polityki stóp procentowych. Po zaprezentowanym w czerwcu gołębim forward guidance (naprowadzanie-red.) można zakładać, że także i SNB powstrzyma się od podwyżek przynajmniej do drugiej połowy 2019 r. Od strony ekonomicznej dane w Szwajcarii poprawiają się, ale SNB troszczy się jednak przede wszystkim o wartość franka. Włoski kryzys polityczny, a potem obawy o ryzyko zarażenia kryzysem tureckim, zatrzymał deprecjację franka i ściągnął EUR/CHF z 1,20 z powrotem do 1,13, dlatego nie dziwi powtarzany przez SNB komunikat, że frank wciąż jest „wysoko wyceniany". Dlatego bank centralny pozostaje w gotowości do interwencji na rynku walutowym, jeśli będzie to konieczne – wskazuje Białas. MR

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty