Frankowe banki mimo wyzwań nie przykręcają kurka z kredytami

Na razie pozycja kapitałowa takich graczy jak Millennium, mBank i Santander jest na tyle dobra, że nie widać ich obaw o przyszłe koszty problemów frankowych: szybko zwiększają sprzedaż kredytów mieszkaniowych i konsumpcyjnych.

Publikacja: 10.08.2021 05:00

Foto: GG Parkiet

Perspektywa potencjalnie całkiem sporych strat na kredytach frankowych nie pozostawia bankom nimi obarczonym wyjścia: muszą szybko zwiększać skalę działania, aby móc przełknąć frankowe koszty z możliwie jak najmniejszym wpływem na wyniki.

Mobilizujący wpływ

Franki w rachunkach wyników zaczęły bankom ciążyć od IV kwartału 2019 r., gdy branża po raz pierwszy – w reakcji na rosnącą liczbę pozwów i coraz częstsze wygrane klientów – zawiązała rezerwy na ryzyko prawne hipotek frankowych. Wprawdzie wcześniej kredyty te również były dla banków balastem, ale tylko w zakresie dodatkowych wymogów kapitałowych i ograniczeń dotyczących wypłat dywidend, co uderzało w rentowność. Teraz, z powodu rezerw, problem jest większy, bo bankom takim jak Millennium czy mBank zdarza się zanotować kwartalne straty netto. Pozytywne dla branży jest to, że frankowe koszty są rozłożone w czasie.

Największe przyrosty widać w hipotekach. Ta kategoria kredytów notuje duże wzrosty od początku roku, ale szczególnie dobry był II kwartał. Okazał się rekordowy w historii i udzielono w tym czasie hipotek za 22,2 mld zł – wynika z danych Narodowego Banku Polskiego. To nie tylko o 71 proc. więcej niż rok temu (tu oczywiście pomaga efekt niskiej bazy), ale też o 51 proc. więcej niż w II kwartale 2019 r. i o 73 proc. niż w II kwartale 2018 r. Całe I półrocze przyniosło 39,6 mld zł sprzedaży kredytów mieszkaniowych, co oznacza wzrost rok do roku o 42 proc.

Spośród frankowych banków wyjątkowo dobrze pod tym względem wypadło Millennium, które w II kwartale udzieliło hipotek za 2,64 mld zł (+71 proc. r./r.). W całym w I półroczu miało rekordową sprzedaż sięgającą ponad 4,8 mld zł (+68 proc. r./r.). Sukcesy w tym obszarze ma też mBank, który w II kwartale sprzedał hipotek za 3,42 mld zł, czyli aż dwukrotnie więcej niż rok temu. W całym I półroczu udzielił tych kredytów za 6,3 mld zł (+61 proc. r./r.). Dobre tempo zanotował też Santander Bank Polska. W II kwartale udzielił hipotek za 2,16 mld zł (+76 proc. r./r.), ale w całym I półroczu tempo było niższe niż w przypadku wspomnianej dwójki i całego rynku: sprzedaż sięgnęła w tym czasie 3,5 mld zł, o 33 proc. więcej niż rok temu.

Duże odbicie sprzedaży cała branża bankowa zanotowała także w przypadku kredytów konsumpcyjnych. NBP wskazuje, że w II kwartale udzielono ich za 18,9 mld zł, czyli o 72 proc. więcej niż rok temu i prawie 20 proc. więcej niż w I kwartale. Tu rekordów nie ma, sprzedaż dopiero teraz wróciła do poziomów sprzed pandemii, czyli notowanych w 2019 r. W całym I półroczu udzielono 34,9 mld zł kredytów konsumpcyjnych (+25 proc. r./r.). W tym zakresie najmocniej poprawił się w II kwartale mBank (116 proc. r./r.). Santander zwiększył sprzedaż o 44 proc., a Millennium o 33 proc.

– Nie widać, aby akcja kredytowa frankowych banków była hamowana przez problemy frankowe przekładające się na pozycję kapitałową. Przeciwnie, teraz banki te mają na tyle wysokie wskaźniki w tym zakresie, że szukają sposobu na spożytkowanie nadwyżkowego kapitału. Stąd duży nacisk na sprzedaż kredytów takich jak na przykład hipoteki, które wprawdzie nie są aż tak dochodowe, ale pozwalają przyzwoicie zarobić i pozyskiwać klientów. Nie widać wśród frankowych banków obaw o bardzo niekorzystny dla nich wyrok Sądu Najwyższego w sprawie franków, który zmuszałby je do hamowania akcji kredytowej i ochrony kapitału. To ryzyko wciąż się tli, ale nie powinno powstrzymywać banków przed prowadzeniem bieżącej działalności i rozwojem biznesu – komentuje Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy Securities.

Na razie stopy procentowe pozostaną najprawdopodobniej bez zmian i marża odsetkowa istotnie się nie poprawi, a kosztów radykalnie i szybko banki nie są w stanie ciąć, więc to zwiększenie skali działania (napędzane głównie wzrostem akcji kredytowej) będzie decydowało o tempie poprawy nominalnych zysków netto.

– Kiedyś problem kredytów frankowych się skończy, a poza tym im więcej dobrych kredytów, które będą przynosić zyski w kolejnych latach, tym większy będzie potencjał banków absorpcji przyszłych kosztów frankowych. Gdyby Millennium w poprzednich latach nie zwiększało tak szybko liczby klientów i akcji kredytowej, osiągałoby nie około 900 mln zł zysku netto bez kosztów frankowych, ale np. 600 mln zł. Różnica rzędu 300 mln zł rocznie oznacza więcej zysków i kapitału – podkreśla Jańczak.

– Obecnie banki frankowe są w większości odpowiednio dokapitalizowane, spełniają z nawiązką wymogi kapitałowe, choć oczywiście jest spora niepewność, co dalej z frankami. Jeśli jednak sprawy te będą toczyć się tak jak dotychczas i banki będą zawiązywać co kwartał rezerwy powodujące raz na jakiś czas straty uszczuplające kapitały, nie zagrozi to sytuacji banków i ich akcji kredytowej – dodaje Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ.

Trzeba pilnować rywali

Kluczowy dla wzrostu akcji kredytowej w przypadku banków frankowych jest nie tylko popyt, ale także ich pozycja kapitałowa. Instytucje mające sporo takich kredytów obarczone są nie tylko dodatkowymi wymogami kapitałowymi (muszą przez to odkładać więcej własnych pieniędzy niż banki niefrankowe), ale także muszą liczyć się z kosztami przegrywanych w sądzie spraw dotyczących tych kredytów i tworzyć rezerwy. Na razie, co potwierdzają ostatnie dane, nie szkodzi to ich sprzedaży.

– Pytanie jednak, co w scenariuszu zdecydowanie bardziej niekorzystnym, tzn. gdyby koszty frankowe sięgnęły 80–100 mld zł. To tak duża wartość, że zwiększone zyski płynące dzięki szybszemu teraz rozwojowi akcji kredytowej nie wystarczą i banki musiałyby sięgnąć po kapitał od inwestorów. Zakładając jednak umiarkowane koszty problemu frankowego, to realizowana strategia teraz przez banki jest najsensowniejsza. Zwiększają kredytowanie klientów przy większym popycie i rosnącej ich zdolności kredytowej. To zdrowe podejście do biznesu w czasie dobrej koniunktury i szybkiego odbicia gospodarczego – ocenia Sobolewski.

Nie można jednak dojść do wniosku, że tylko problem frankowy motywuje banki do szybkiego zwiększania bilansu. Powodem jest też chęć dotrzymania kroku konkurencji. – Wzrost akcji kredytowej banków jest też efektem ich długoterminowych strategii. Na przykład Millennium już od jakiegoś czasu zwiększa udziały rynkowe, dobra sprzedaż w ostatnich miesiącach jest elementem wcześniejszej strategii zakładającej wzrost. Każdy bank stara się zwiększać udziały w rynku i akcję kredytową, bo zwiększanie skali jest konieczne dla wzrostu zysków. Skoro rynek sprzyja, żal takiej sytuacji nie wykorzystać – dodaje Jańczak.

- Nie wydaje się, aby kredyty frankowe były jedyną motywacją do wzrostu dla banków zaangażowanych w tę kwestię. Oczywiście szybki wzrost nowych kredytów zmniejsza udział tych frankowych w bilansie, co przekłada się na niższe wymogi kapitałowe. Ale głównym motorem wzrostu są raczej niskie stopy procentowe, które powodują, że głównym bodźcem wzrostu wyniku odsetkowego są właśnie wolumeny kredytowe. Większy udział wyżej marżowego biznesu „niefrankowego” poprawia bieżące wyniki banków, co oczywiście pozwala płycej sięgać po zasoby kapitałowe, przy potencjalnych stratach związanych z ryzykiem prawnym portfela kredytów walutowych. Celem banków, jako spółek jest maksymalizacja zwrotu dla akcjonariuszy, czy to poprzez dywidendę, czy zwiększanie wyniku, przy równoczesnym zachowaniu stabilności środków powierzonych im przez depozytariuszy - mówi Marta Czajkowska-Bałdyga, analityczka Haitonga.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty