Inwestorzy pełni obaw

Skala spadków na zachodnich parkietach jest niewielka, ale wiara w hossę została wyraźnie nadwątlona. Szczególnie mocno niepokoją wydarzenia na giełdach w Chinach.

Publikacja: 30.07.2018 08:00

Inwestorzy pełni obaw

Foto: Bloomberg

Powody do niepokoju pozostają wciąż te same, czyli wojna handlowa, perspektywy gospodarki i zaostrzanie polityki przez amerykański Fed, silny dolar. Zmieniają się tylko akcenty i ich nasilenie.

Wall Street traci wiarę, Frankfurt nadzieję

Inwestorzy na głównych giełdach światowych popadają w coraz bardziej minorowe nastroje. Widać wyraźny wzrost obaw związanych z wojnami handlowymi, jako że żadna ze stron nie chce ustąpić, choć niektóre kraje wysyłają sygnały mogące skłaniać przynajmniej do wznowienia dialogu z administracją Donalda Trumpa. Coraz większe jest przekonanie, że prezydentowi chodzi nie tylko o cła, ale o coś znacznie poważniejszego, a więc o powstrzymanie rosnącej potęgi Chin i przywrócenie Ameryce „należnego" jej miejsca w świecie. A w tych kwestiach o dyskusję może być dość trudno. Patrząc z takiej perspektywy, trudno się też spodziewać uspokojenia sytuacji, i to w dłuższej perspektywie.

W każdym razie wszystko wskazuje na to, że na Wall Street świadomość tego daje znać o sobie i indeksy na razie kreślą dość łagodną korektę. Skala spadków jest niewielka, ale wiara w hossę została wyraźnie nadwątlona. Tym bardziej że widać już także z grubsza, w jaki sposób nowa polityka celna może uderzyć w amerykańskie firmy. Zamiar przeniesienia części produkcji do Europy przez Harleya-Davidsona jest może nie najważniejszym, ale za to dość spektakularnym tego sygnałem.

S&P 500 i Dow Jones kończyły tydzień, zniżkując do czwartku po około 1,5 proc. i testując kolejne wsparcia na poziomie odpowiednio 2700 i 24 tys. punktów.

Znacznie gorzej wygląda sytuacja we Frankfurcie, gdzie DAX w ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zniżkował o ponad 3 proc. Tu też można wciąż mówić jedynie o korekcie, ale także walce o utrzymanie się powyżej linii trendu wzrostowego, której ewentualne przełamanie byłoby bardzo złym sygnałem. A poważnych powodów do obaw zarówno w Niemczech, jak i w całej Europie nie brakuje.

Szanghaj w centrum uwagi

Choć generalnie sytuacja na rynkach wschodzących budzi niepokój i wygląda źle, to wydarzenia na chińskim parkiecie niepokoją szczególnie mocno.

MSCI Emerging Markets, tracący od styczniowego szczytu 18 proc., wciąż jeszcze nie wygenerował umownego sygnału bessy. Po trzech mocno spadkowych tygodniach z rzędu można się spodziewać choćby niewielkiego odreagowania, które mogłoby powstrzymać negatywną tendencję. Być może czwartkowa zwyżka indeksu o 0,85 proc. była pierwszym sygnałem wskazującym na taki scenariusz, choć prawdopodobnie bez testowania wsparcia, leżącego około 5 proc. niżej, raczej się nie obejdzie.

Wskaźniki części rynków wschodzących, w tym najbardziej dotąd zagrożonych, takich jak Turcja, Argentyna i Brazylia, w ostatnich dniach odreagowują spadki. Jednak patrząc na to, co dzieje się w Chinach, trudno być optymistą. Shanghai Composite idzie w dół szósty tydzień z rzędu, a impet zniżki nie słabnie. Skala przeceny, licząc od styczniowego szczytu, przekroczyła już 21 proc., a wskaźnik dotarł do poziomu najniższego od lutego 2016 r., choć nie sięgnął jeszcze dołków, które wówczas zostały ustanowione. Brakuje do nich niewiele i być może ich osiągnięcie stanie się pretekstem do obrony.

Nieco zastanawiająca może być bierność chińskich władz, które wielokrotnie w przeszłości podejmowały działania „łagodzące" przecenę na rynku akcji. Tym razem nic takiego się nie dzieje, choć akurat w obecnych warunkach przynajmniej propagandowo mogłoby to wydawać się uzasadnione, by pokazać Donaldowi Trumpowi, że „nic się nie stało". Trudno ocenić, czy w administracyjnych ryzach trzymane są notowania chińskich obligacji, ale ich rentowność wyraźnie się obniża, zarówno w krótkim, jak i średnim terminie. Z niejednoznacznymi interpretacjami spotyka się także osłabienie juana, a jednym z domysłów jest twierdzenie, że tendencja ta miałaby łagodzić konsekwencje amerykańskich restrykcji celnych na chińskie towary. W każdym razie warto pilnie obserwować zachowanie chińskich aktywów.

Czarne chmury nad Książęcą

Sytuacja na warszawskim parkiecie robi się coraz bardziej poważna. W trakcie czwartkowej sesji WIG20 po raz drugi w ostatnich dniach testował 20-proc. kryterium bessy, tym razem w wartościach zamknięcia. Bilans pierwszych czterech sesji minionego tygodnia to spadek o 3 proc., a pierwsze półrocze kończy się zniżką o 15 proc. i zejściem do poziomu najniższego od lutego. Tym samym plasuje się w ogonie światowych giełd, ex aequo z Szanghajem i minimalnie lepiej niż Stambuł i Manila. Spory kontrast jak na ubiegłorocznego lidera klasyfikacji, ale to już historia. Najbliższych poziomów wsparcia trzeba wypatrywać w okolicach 2000 pkt, a więc około 100 pkt niżej niż czwartkowe zamknięcie, co oznaczałoby pogłębienie spadku o prawie 5 proc.

Bardziej zdecydowanie w obszar bessy zagłębił się sWIG80, tracący od ubiegłorocznego kwietniowego szczytu 24 proc., dla którego czerwiec ze spadkiem wynoszącym 7,6 proc. (licząc do minionego czwartku) był miesiącem najgorszym od prawie czterech lat (w lipcu 2014 r. wskaźnik stracił 8 proc.).

Tu wsparcia należałoby oczekiwać na poziomie zbliżonym do 12 000 pkt, czyli 4,5 proc. niżej niż obecnie. Nieco lepiej prezentują się indeks szerokiego rynku oraz wskaźnik średnich firm, oba tracące po 13 proc. od początku roku i po 17–18 proc. od tegorocznych szczytów. Oba też w ostatnich dniach znalazły się na istotnych poziomach wsparcia, a więc w najbliższym czasie powinniśmy dostać podpowiedź, co czeka posiadaczy akcji. O ile w przypadku WIG20 wiele – jeśli nie wszystko – zależy od dolara i nastawienia globalnego kapitału do emerging markets, o tyle segment małych i średnich spółek zdany jest na nastroje rodzimych graczy i ich śladową aktywność na rynku akcji (w ostatnim czasie zdarzały się sesje, gdy na możliwość wyliczenia pierwszej wartości sWIG80 trzeba było czekać kilkadziesiąt minut).

Może to być odczytane jako sarkazm, ale fakty są takie, że w tym roku jedynie dwa indeksy notowane na warszawskim parkiecie są na plusie. To WIG20short, czyli w uproszczeniu wskaźnik liczący zyski z krótkich pozycji indeksu największych spółek, oraz WIG-CEE, grupujący zagraniczne spółki z naszego regionu. Stosunkowo niewielkie, jednocyfrowe straty od początku roku notują WIG-media, WIG-leki, WIG-nieruchomości, WIG-spożywczy i WIG-informatyka. Po ponad 20 proc. zniżkują wskaźniki branż chemicznej, budowlanej, energetycznej i górniczej.

Czy natężenie pesymizmu, widoczne także w tym podsumowaniu, jest już wystarczające do wygenerowania przynajmniej solidniejszego odbicia? Czas pokaże.

Iran ważniejszy niż OPEC

Decyzja naftowego kartelu o podwyższeniu limitów produkcji mogła budzić niedosyt u tych, którzy liczyli na bardziej radykalne posunięcia, a tym samym wspierać zwyżkę notowań surowca, ale raczej nie w takiej skali, jaką można było obserwować w ostatnich dniach.

O sile tendencji wzrostowej zdecydowały sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone na Iran i wezwania Donalda Trumpa do solidarnych działań sojuszników w kwestii handlu z tym krajem. Co do skuteczności nawoływań amerykańskiego prezydenta można mieć wątpliwości, biorąc pod uwagę, że z irańskiej ropy korzystają głównie odbiorcy z Azji, w tym Chiny, z którymi akurat relacje są bardzo napięte wskutek wojny handlowej i technologicznej. W każdym razie notowania WTI zbliżyły się w miniony czwartek do 74 dol. za baryłkę, osiągając poziom najwyższy od listopada 2014 r., a czerwiec, ze zwyżką o 9,7 proc., okazał się najlepszym miesiącem dla byków od półtora roku. Zdecydowanie odmiennie prezentuje się sytuacja w przypadku ropy Brent. Co prawda i tu widoczny jest efekt OPEC/Iran, ale notowania doszły jedynie w okolice 78 dol. za bryłkę, a więc znalazły się o prawie 2 dol. poniżej szczytu z końca maja, a czerwcowy dorobek to symboliczny spadek o 0,2 proc.

W trakcie całej, trwającej od lutego 2016 r. naftowej hossy notowania WTI wzrosły o prawie 170 proc., a Brenta poszły w górę o 178 proc., co niewątpliwie wywarło pewien wpływ zarówno na inflację, jak i na tempo wzrostu gospodarczego w wielu krajach.

Notowania miedzi kontynuowały trwający od trzech tygodni dynamiczny ruch w dół, choć impet tej tendencji nieco osłabł wraz ze zbliżaniem się do dołków z grudnia ubiegłego roku i marca 2018 r. – lub inaczej, do dolnego ograniczenia trwającej od sierpnia 2017 r. konsolidacji. Od szczytu z pierwszych dni czerwca kontrakty terminowe na ten metal zniżkują o 10 proc. Czerwiec charakteryzował się bardzo dużą zmiennością notowań, porównywalną z tą z grudnia ubiegłego roku. Po silnej zwyżce, związanej z zagrożeniem strajkiem w chilijskiej kopalni Escondida, do głosu doszły najwyraźniej obawy o perspektywy globalnej koniunktury oraz niepokój o konsekwencje nasilającej się wojny handlowej.

Podobnie fatalnie, choć z innych powodów niż miedź, wygląda sytuacja na rynku złota. Od kwietniowego szczytu cena kruszcu zniżkuje o ponad 8 proc., schodząc w ostatnich dniach w okolice 1248 dolarów za uncję i kierując się wyraźnie w stronę dołka z grudnia ubiegłego roku (1242 dol. za uncję). Osiągnięcie tego poziomu powinno przynieść przynajmniej krótkoterminowe odreagowanie, ale nie można wykluczyć pogłębienia przeceny, nawet do 1200 dol. za uncję. Wszystko zależeć będzie od notowań dolara, które wraz z działaniami amerykańskiego Fedu determinują sytuację. Dotyczy to zresztą nie tylko złota, ale także srebra, palladu, a przede wszystkim platyny. Notowania tej ostatniej, po trwającym od stycznia spadku, przekraczającym 17 proc., znalazły się na poziomie najniższym od lutego 2016 r.

Dzięki zwyżkującym notowaniom ropy naftowej towarowy CRB Index od dwóch tygodni idzie w górę, ale czerwiec kończy spadkiem o prawie 2 proc.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty