Po brexicie wszystko po 4 złote – pisaliśmy na łamach „Parkietu" przed dwoma laty, pod koniec czerwca 2016 r. Tytułowe wszystko dotyczyło dolara, euro i franka szwajcarskiego. W owym czasie powszechne wśród analityków były prognozy, że kursy tych walut mogą się zrównać. Frankowi i dolarowi sprzyjał wzrost awersji do ryzyka po zaskakującym wyniku brytyjskiego referendum w sprawie przynależności do UE. Amerykańską walutę wspierały dodatkowo oczekiwania, że pierwsza od 2006 r. podwyżka stóp procentowych w USA, do której doszło w grudniu 2015 r., będzie tylko początkiem cyklu zaostrzania polityki pieniężnej. Tymczasem Europejski Bank Centralny w ogóle o tym jeszcze nie myślał. Przeciwnie, niewiele wcześniej zwiększył skalę jej ilościowego luzowania (QE). Narastające rozbieżności między działaniami Fedu i EBC zepchnęły kurs euro w dolarach poniżej 1,05, co zdarzyło się po raz pierwszy od 2002 r.
Dziś o parytecie euro i dolara nikt już nie mówi. Na przełomie 2017 i 2018 r. kurs EUR/USD zbliżył się do 1,25. I choć od tego czasu znów maleje (obecnie oscyluje wokół 1,16), większość analityków uważa, że to tylko korekta trendu wzrostowego. Sprzyja jej zadyszka gospodarki strefy euro i odsuwający się w czasie termin podwyżki stóp procentowych przez EBC, a także zwrot inwestorów ku bezpiecznym przystaniom, w tym dolarowi, związany z obawami o wybuch wojny handlowej między USA, Chinami i Europą. Wkrótce jednak, jak zakłada dominujący wśród analityków scenariusz, euro zacznie się umacniać wobec dolara. Po ostatnim posiedzeniu Rady Prezesów frankfurckiej instytucji, które przekonało większość obserwatorów, że na pierwszą od lat podwyżkę stóp procentowych zdecyduje się on nie w III, ale w IV kwartale 2019 r., oczekiwana skala umocnienia euro nieco się wprawdzie zmniejszyła. Ankietowani przez agencję Bloomberg przeciętnie prognozują, że kurs EUR/USD zakończy ten rok na poziomie 1,20 zamiast 1,24, jak przewidywali w maju. Z kolei rok później euro ma kosztować 1,27 dol., zamiast 1,30. Ale paradoksalnie im dłużej EBC będzie zwlekał z normalizacją polityki pieniężnej, tym bardziej (i gwałtowniej) euro może się umocnić w dłuższej perspektywie. Zwiększy się bowiem prawdopodobieństwo scenariusza, w którym zaostrzanie polityki pieniężnej przez EBC zbiegnie się w czasie z jej luzowaniem przez Fed.
Kojot zmierza ku przepaści
Większość prognoz umocnienia euro wobec dolara zakłada, że podwyżki stóp procentowych w strefie euro rozpoczną się, gdy także w USA będą one jeszcze szły w górę. Ekonomiści przeciętnie spodziewają się bowiem, że w 2019 r. Fed dokona dwóch lub trzech podwyżek swojej głównej stopy procentowej, po trzech lub czterech w tym roku. Tak czy inaczej, w świetle tych prognoz koszt pieniądza w USA do końca przyszłego roku dojdzie do około 3 proc., a następnie będzie dalej stopniowo rósł. A w takim scenariuszu, rozpoczynając cykl podwyżek, EBC zahamuje jedynie pogłębianie się tzw. dysparytetu stóp między strefą euro a USA, który dziś wynosi 2 pkt proc. Gdyby natomiast Rezerwa Federalna wstrzymała zaostrzanie polityki pieniężnej lub zaczęła ją luzować, dysparytet zacząłby się kurczyć. EBC i Fed, które – jak zauważyli w niedawnym komentarzu ekonomiści PKO BP – od dwóch lat są niczym woda i ogień, zamieniliby się rolami. A to rozpaliłoby euro i ostudziło dolara znacznie bardziej, niż zakłada obecnie większość analityków. Skrajne prognozy, biorące pod uwagę zamianę ról przez główne banki centralne, sugerują wzrost kursu EUR/USD do nawet 1,35–1,40 w 2020 r.
Jerome Powell, szef Fedu
To, czy taki scenariusz się zrealizuje, będzie zależało głównie od koniunktury w USA. Ekonomiści, którzy przewidują, że amerykańska gospodarka w kolejnych latach ostro wyhamuje, są dziś w mniejszości. Ale też prognozy makroekonomiczne mają to do siebie, że wygładzają ścieżkę PKB, nie doceniają faktycznej zmienności tego wskaźnika. W komentarzach do prognoz wielu ekonomistów przyznaje, że ryzyko recesji w USA w najbliższych dwóch latach jest niebagatelne. W niedawnej ankiecie Reutersa prawdopodobieństwo wystąpienia tego zjawiska oceniali średnio na 31 proc. – Mniej więcej w 2020 r. zaczną wygasać bodźce fiskalne – tłumaczył Joseph Song, starszy ekonomista ds. USA w Bank of America Merrill Lynch, odnosząc się do obowiązujących od tego roku obniżek podatków dla firm i gospodarstw domowych oraz zwiększonych wydatków publicznych na infrastrukturę. O tym, że poluzowanie przez administrację Donalda Trumpa polityki pieniężnej w późnej fazie cyklu koniunkturalnego, przy pełnym wykorzystaniu mocy wytwórczych w gospodarce, jest niebezpieczne, mówił niedawno były przewodniczący Fedu Ben Bernanke. – To jest stymulowanie gospodarki w bardzo nieodpowiednim momencie. Bodźce mocno pobudzą gospodarkę w tym i w przyszłym roku, ale w 2020 r. Wiluś Kojot spadnie w przepaść – ocenił na początku czerwca podczas dyskusji w American Enterprise Institute, nawiązując do kreskówki o Strusiu Pędziwiatrze.