Giełdy wschodzące o krok od bessy

Sytuacja na światowych parkietach staje się coraz mocniej zróżnicowana. Podział przebiega zgodnie z kryterium dojrzałości. Najsłabsze są rynki wschodzące.

Aktualizacja: 24.06.2018 10:57 Publikacja: 24.06.2018 10:42

Wall Street niweluje skutki tąpnięcia z pierwszych trzech miesięcy roku, nie przejmując się niepokoj

Wall Street niweluje skutki tąpnięcia z pierwszych trzech miesięcy roku, nie przejmując się niepokojami związanymi z zaostrzeniem polityki pieniężnej przez Fed, którego prezesem jest Jerome Powell

Foto: Bloomberg

Konsekwentnie prowadzona przez Fed normalizacja polityki pieniężnej oraz ucieczka od ryzykownych aktywów wynikająca z obaw o konsekwencje wojny handlowej podkręcanej przez amerykańską administrację coraz bardziej szkodzą rynkom wschodzącym.

Giełdy podzielone. Wall Street robi swoje

Sytuacja na światowych giełdach staje się coraz mocniej zróżnicowana, przy czym podział przebiega zgodnie z kryterium dojrzałości. Wall Street od początku kwietnia konsekwentnie niweluje skutki tąpnięcia z pierwszych trzech miesięcy roku, nie przejmując się niepokojami związanymi z zaostrzaniem polityki pieniężnej przez Fed czy nasilającą się wojną handlową.

Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę dobrą kondycję amerykańskiej gospodarki, a co za tym idzie – także tamtejszych spółek, którym gotówki wciąż nie brakuje, a osiągane wyniki finansowe sprzyjają zwyżkom kursów akcji. Dopiero ostatnie dni przyniosły łagodną spadkową korektę, w wyniku której S&P500 stracił nieco ponad 1 proc. i w miniony czwartek bronił się przed zejściem poniżej 2750 pkt. To poziom zaledwie o ok. 4 proc. niższy od styczniowego rekordu, więc mimo z rzadka dochodzących kasandrycznych pohukiwań, że to musi się skończyć większą przeceną, żadnych zagrożeń na horyzoncie nie widać.

Nieco gorzej co prawda radzi sobie Dow Jones, zniżkując w perspektywie ostatnich dwóch tygodni o ponad 3 proc., ale za to Nasdaq Composite w środę ustanowił nowe historyczne maksimum, podobnie jak Russell 2000, grupujący mniejsze spółki, który od końca kwietnia zyskał już ponad 10 proc., nie doświadczając najmniejszej nawet korekty. Zagrożeń dla amerykańskiej gospodarki i giełdy z pewnością nie brakuje, ale na razie nikt się nimi nie przejmuje i nie wygląda na to, by w najbliższych miesiącach miało dojść do radykalnej zmiany dotychczasowych tendencji na Wall Street.

Znacznie mniej różowo przedstawia się sytuacja na głównych giełdach europejskich, szczególnie w ostatnich dniach i tygodniach. Od 15 czerwca DAX zaliczył dość mocny spadek o 4,5 proc. i było to już drugie tej skali tąpnięcie na przestrzeni niespełna miesiąca. Miniony czwartek przyniósł przełamanie istotnych poziomów wsparcia, ale kolejne bariery mogące powstrzymać przecenę są w niewielkiej odległości.

To, jak sobie indeks z nimi poradzi, zdaje się zależeć od tego, czy Donald Trump zdecyduje się wymierzyć celny cios w niemiecki przemysł motoryzacyjny. W horyzoncie ostatniego miesiąca akcje Daimlera, Volkswagena i BMW należą do najmocniej zniżkujących, choć DAX-owi mocno szkodzą też taniejące 12–14 proc. walory Deutsche Banku i Commerzbanku. Amerykańskie cła to zresztą poważny, ale niejedyny problem europejskiego rynku. Jednak mimo to DAX znajduje się o niecałe 8 proc. poniżej styczniowego szczytu, a więc o wielkim zagrożeniu na razie nie ma mowy. Będzie się można zacząć martwić, gdy indeks zajdzie poniżej 12 tys. pkt.

Nieco podobnie jak w Niemczech wygląda sytuacja na parkiecie w Tokio. Nikkei po raz drugi od końca maja znalazł się w spadkowej korekcie, z której od środy próbuje się wyrwać. Od styczniowego szczytu oddalił się na odległość jedynie 6 proc. Choć w pierwszych trzech miesiącach obecnego roku tempo wzrostu japońskiej gospodarki wyhamowało z 1,9 do 1,1 proc., na obawy związane z poważniejszym i trwałym spowolnieniem jest jeszcze za wcześnie.

Emerging markets na krawędzi, po sporych spadkach

Wszystkie obawy i niepokoje zdają się ogniskować na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets w ciągu czterech pierwszych sesji minionego tygodnia zniżkował o 3,9 proc., meldując się na poziomie najniższym od sierpnia ubiegłego roku. Od styczniowego szczytu stracił już prawie 17 proc., a więc niewiele brakuje do spełnienia umownego kryterium wejścia w fazę bessy (spadek powyżej 20 proc. – red.).

PARKIET

Kolejne wsparcia znajdują się dość blisko, jest więc szansa na powstrzymanie najgorszego scenariusza, ale nie ma pewności, czy akurat argumenty techniczne będą mieć istotne znaczenie. Wydaje się, że bardziej należy zwracać uwagę na inne kwestie, zarówno rynkowe, fundamentalne, jak i geopolityczne. Mocny dolar i perspektywa dalszego konsekwentnego zaostrzania polityki pieniężnej przez Fed oddziałują negatywnie na cały sektor rynków wschodzących, choć oczywiście są w jego ramach silniejsze i słabsze ogniwa.

Podobnie jest z awersją do ryzyka, z tym że tu indywidualne różnice nie mają większego znaczenia dla odpływającego kapitału. Protekcjonizm Donalda Trumpa na razie najmocniej bije w Chiny, ale wkrótce jego konsekwencje mogą być bardziej odczuwalne także przez inne kraje.

Shanghai Composite zaliczył najgorszy tydzień od lutego, tracąc w trakcie pierwszych czterech jego sesji prawie 5 proc. i lądując na poziomie najniższym od 12 mies. Od 22 maja do 21 czerwca zniżkował o ponad 10 proc., a od styczniowego szczytu oddalił się już o ponad 19 proc. Gorzej prezentują się jedynie indeksy giełd w Turcji, Brazylii i na Filipinach, zniżkujące po ponad 20 proc. Na parkietach naszego regionu kłopotów nie widać, za wyjątkiem Moskwy, Budapesztu i Warszawy, gdzie wskaźniki zniżkują od szczytu po 15–18 proc.

GPW pod presją

Wspomniana 18-proc. zniżka to wynik indeksu naszych największych spółek, który właśnie tyle traci od styczniowego szczytu. Pierwsze dwie sesje minionego tygodnia były szczególnie trudne dla WIG20, który we wtorek testował 2100 pkt, schodząc do poziomu najniższego od lutego. Na razie test wypadł korzystnie dla byków, ale niczego to jeszcze nie przesądza. Dalszy rozwój sytuacji będzie zależał przede wszystkim od przebiegu wydarzeń na głównych światowych giełdach, siły dolara oraz nastawienia globalnych inwestorów do ryzykownych aktywów.

Wskaźnik szerokiego rynku chwycił się wsparcia na poziomie krótkiej konsolidacji z przełomu stycznia i lutego ubiegłego roku, lekko od niego odbijając w środę. Dzień później skutecznie obronił się przed ponownym zejściem poniżej 56 tys. pkt. WIG od stycznia zniżkuje o 16 proc. Identycznym rezultatem może pochwalić się mWIG40, dla którego wsparciem okazał się poziom podobnie odległy, bo z przełomu lat 2016 i 2017.

W najgorszej sytuacji znajduje się indeks najmniejszych firm, dla którego pierwsze cztery sesje minionego tygodnia oznaczały spadek o 3 proc. i okazały się najsłabsze od lutego, gdy w ciągu tygodnia stracił 3,6 proc. Co prawda od styczniowego szczytu oddalił się jedynie o 13 proc., ale w jego przypadku spadkowa tendencja trwa niemal nieprzerwanie od kwietnia ubiegłego roku i z tej perspektywy zniżka przekroczyła w ostatnich dniach 20 proc. Umowne kryterium wejścia w fazę niedźwiedzia zostało więc spełnione.

W przypadku tego segmentu rynku to sygnał tym bardziej groźny, że nie widać źródła kapitału, który mógłby tę niekorzystną tendencję odwrócić. WIG20 i część spółek ze składu mWIG40 z kolei czeka bądź być może jest już w trakcie portfelowych przetasowań związanych z awansem warszawskiego parkietu do grona rynków rozwiniętych. W związku z tym procesem możliwe są perturbacje, które mogą potrwać do jesieni.

Czekając na OPEC

W oczekiwaniu na decyzje kartelu na rynku ropy naftowej było stosunkowo spokojnie. Interesujące jest to, że można było dostrzec wyraźne zróżnicowanie tendencji. Notowania WTI lekko zwyżkowały, próbując przebić się powyżej 66 USD za baryłkę, co udało się w piątek rano. Z kolei cena Brent konsekwentnie szła w dół, kontynuując tendencję rozpoczętą pod koniec maja i schodząc pod koniec tygodnia poniżej 74 USD. Ta różnica w zachowaniu obu rodzajów surowca odzwierciedlała prawdopodobnie niepewność co do rozstrzygnięć w sprawie limitów wydobycia. Prognozowanie rozwoju sytuacji na rynku jest mocno utrudnione, choć w obliczu rozbieżności stanowisk poszczególnych krajów trudno liczyć na pełne porozumienie i dyscyplinę. Można się spodziewać raczej zwiększenia produkcji przez część z nich, a co za tym idzie – presji na obniżenie notowań ropy.

Rynek złota efektownym tąpnięciem z końca poprzedniego tygodnia uległ z kolei presji ze strony Fed i mocniejszego dolara. Cena złota kontynuowała spadkową tendencję także w ostatnich dniach, schodząc wyraźnie poniżej 1280 dol. za uncję, a w miniony czwartek trzeszczała już bariera na poziomie 1270 dol. Na razie trudno się spodziewać powrotu notowań kruszcu na wyższe poziomy, choć opinie co do ich zachowania w średnioterminowym horyzoncie nie są wcale jednoznaczne i część z nich zakłada wzrost cen.

Mocna spadkowa tendencja kontynuowana była także na rynku miedzi. Po wystrzale z początku miesiąca, spowodowanym obawami o konsekwencje strajku w chilijskiej kopalni Escondida nie ma już śladu. Od tego czasu notowania kontraktów poszły w dół o ponad 8 proc., zbliżając się pod koniec tygodnia do 300 centów za funt.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty