Rynek ropy. Wszystko, co dzieli świat od nowego szoku naftowego

Sankcje na Iran, kryzys w Wenezueli, zagrożenie wojenne, zbyt małe inwestycje w amerykańskie rurociągi – te czynniki mogą przynieść dalszy spadek podaży ropy na rynku.

Publikacja: 14.05.2018 12:38

Ostatnie lata przyniosły zbyt mało inwestycji w instalacje naftowe.

Ostatnie lata przyniosły zbyt mało inwestycji w instalacje naftowe.

Foto: Archiwum

Ropa gatunku WTI za ponad 70 USD za baryłkę, a gatunku Brent za 77 USD za baryłkę – „czarne złoto" nie było tak drogie od jesieni 2014 r. Nowy impuls do wzrostu cen dało mu w ostatnich dniach wznowienie amerykańskich sankcji nałożonych na Iran, czyli trzeciego pod względem wielkości producenta ropy w OPEC. Szacunki analityków mówią, że w wyniku decyzji o sankcjach może zniknąć z rynku nawet 700 tys. baryłek ropy dziennie. Spadek eksportu surowca z Iranu nałoży się na załamanie produkcji w pogrążonej w ciężkim kryzysie socjalistycznej Wenezueli. Wydobycie ropy u tego największego w Ameryce Łacińskiej producenta z OPEC wyniosło w kwietniu zaledwie 1,55 mln baryłek dziennie. Było o blisko 800 tys. baryłek niższe niż pod koniec 2016 r. i wróciło na poziom z 1987 r. Inni producenci z OPEC, wraz z Rosją, trzymają się przyjętych przez siebie ograniczeń w produkcji. Nad rynkiem wisi zaś ryzyko dalszego ograniczenia podaży, do którego mógłby się przyczynić np. konflikt izraelsko-irański czy irańsko-saudyjski. Podaż ropy znalazła się więc pod silną presją, a popyt solidnie wzrósł przez ostatnie 12 miesięcy w wyniku globalnego ożywienia gospodarczego. Skutkiem tego cena ropy może zmierzać w stronę 80 USD za baryłkę. Czy tam się jednak zatrzyma? Czy też pójdzie znacznie wyżej? Czy też może wzrost amerykańskiej produkcji doprowadzi za jakiś czas do korekty na rynku naftowym? To pytania, od których zależy kondycja światowej gospodarki.

Zapaść infrastrukturalna

Część analityków wskazuje, że wznowienie sankcji nałożonych na Iran zostało już uwzględnione w cenach surowca. – Moim zdaniem dużo z tego zostało już uwzględnione w cenach spotowych. Większość ekspertów od energii myślało wcześniej, że wycofanie się USA z porozumienia z Iranem było niemal pewne, jest więc więcej debaty na temat innych nadchodzących wydarzeń, takich jak wenezuelskie wybory mające się odbyć 20 maja. W długim terminie sankcje mogą spowolnić międzynarodowe inwestycje w irańskim sektorze naftowym i ograniczyć jego perspektywy wzrostu po 2020 r. To jest wsparcie dla cen ropy w środku cyklu, z którymi są powiązane wyceny akcji – twierdzi Tom Robinson, analityk z Fidelity.

Można również spotkać się z opinią wśród analityków, że wzrost wydobycia z amerykańskich złóż łupkowych powinien przyczynić się do wyhamowania wzrostu cen. W ostatnich latach kilkakrotnie był realizowany ten scenariusz. Wzrost cen ropy zachęcał producentów z USA i Kanady do uruchomienia wydobycia z mniej rentownych złóż, co skutkowało wzrostem podaży i spadkiem cen. – Wyższe ryzyko geopolityczne oraz perspektywa spadku podaży w wyniku amerykańskich sankcji na jednego z ważniejszych producentów ropy na Bliskim Wschodzie, jakim jest Iran, powinna sprzyjać kontynuacji zwyżek jej cen. Z drugiej strony mogą być one ograniczane coraz większą podażą ze strony USA. Każdy kolejny miesiąc przynosi bowiem dodatkowe wydobycia ropy z tamtejszych łupków, a wyższe ceny mogą dodatkowo mobilizować amerykańskich producentów do uruchamiania nowych wiertni. Zatem ryzyko nadpodaży „czarnego złota" może się utrzymywać, nawet w przypadku zmniejszenia eksportu ropy z Iranu i przedłużenia porozumienia krajów OPEC o ograniczonym wydobyciu po 2018 r. Tym samym nie można wykluczyć, że w najbliższych tygodniach ceny ustabilizują się i powrócą na niższe poziomy – mówi „Parkietowi" Maciej Leściorz, dyrektor ds. sprzedaży i edukacji w CMC Markets.

USA są na drodze do stania się największym producentem ropy na świecie. Amerykańska Administracja Informacji Energetycznych (EIA) prognozuje, że wydobycie w USA sięgnie w przyszłym roku rekordowego poziomu 12 mln baryłek dziennie. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) spodziewa się, że przez najbliższe trzy lata amerykański eksport będzie mógł pokryć 80 proc. wzrostu światowego popytu na ropę, a pozostałe 20 proc. pokryje eksport kanadyjski. Sceptycy wskazują jednak, że dostawy ropy z Ameryki Północnej mogą natknąć się na poważną barierę: ograniczoną przepustowość rurociągów. Może się okazać, że nie mają one wystarczających mocy, by obsłużyć pożądany wzrost produkcji z teksaskich złóż Permian Basin i z kanadyjskiej prowincji Alberta. Stosunkowo niska cena ropy w ostatnich latach przełożyła się na zaniedbania inwestycyjne. Wiele projektów wydobywczych (nie tylko łupkowych, ale również konwencjonalnych) może więc być uruchamianych z dużym opóźnieniem. IEA prognozuje, że te ograniczenia infrastrukturalne zaczną poważnie hamować wzrost podaży surowca po 2020 r. – Jak już wielokrotnie zwracaliśmy uwagę, słabe globalne inwestycje pozostają źródłem obaw. Więcej inwestycji będzie potrzebnych, by zastąpić produkcję na wyczerpujących się polach naftowych. Świat musi zastępować je w tempie wynoszącym 3 mln baryłek dziennie, czyli podobnym do całej produkcji z Morza Północnego, i jednocześnie odpowiadać na solidny wzrost popytu – ostrzega Fatih Birol, dyrektor zarządzający IEA.

GG Parkiet

Są też analitycy, którzy uważają, że zapaść inwestycyjna na rynku naftowym zacznie ograniczać podaż o wiele wcześniej, niż się spodziewano. „Wierzymy, że naftowy szok cenowy może przyjść już w 2019 r., gdy nałoży się na siebie kilka czynników" – prognozują analitycy funduszu Westbeck Capital. Spodziewają się oni, że podczas takiego szoku naftowego cena ropy może sięgnąć nawet 150 USD za baryłkę. To poziom zbliżony do tego z lata 2008 r., czyli z okresu tuż przed upadkiem banku Lehman Brothers i światowym załamaniem gospodarczym. Poziom cen ropy zbliżony do 150 USD za baryłkę mógłby wepchnąć wiele gospodarek w recesję. Silnie odczułaby go choćby uzależniona od importu tego surowca Europa Zachodnia, a w ślad za nią Polska.

Prognozy znacznej większości analityków są wciąż jednak dalekie od takich czarnych scenariuszy. Mediana prognoz zebranych przez agencję Bloomberg mówi, że na koniec 2018 r. baryłka ropy gatunku WTI powinna kosztować 61 USD, czyli mniej niż w zeszłym tygodniu. Najbardziej „niedźwiedzie" są przewidywania analityków Citigroup, którzy spodziewają się 48 USD za baryłkę na koniec czwartego kwartału. To jednak prognoza z końcówki lutego. Najbardziej „byczą" prognozę opracowali zaś analitycy spółki Incrementum, którzy spodziewają się na koniec roku 74 USD za baryłkę ropy WTI. Zapewne w nadchodzących tygodniach te prognozy będą korygowane w górę, ale jak na razie żadna z dużych instytucji finansowych nie przewiduje, by na koniec roku cena baryłki ropy sięgnęła 100 USD.

Saudyjskie interesy

Oczywiście najlepszym dla światowej gospodarki scenariuszem byłby spadek cen ropy do około 60 USD za baryłkę. Byłby to poziom nieco mniej uciążliwy dla konsumentów, ale jednocześnie pozwalający wielu producentom na uniknięcie kryzysu gospodarczego. Dla wielu państw eksportujących ropę cena mniejsza niż 60 USD jest poważnym zagrożeniem ekonomicznym. Międzynarodowy Fundusz Walutowy wyliczył pod koniec zeszłego roku, że Arabia Saudyjska zdoła zbilansować swój budżet na 2018 r. przy cenie ropy wynoszącej 73 USD za baryłkę (co jest sporym postępem w porównaniu z 2016 r., gdy poziom ten wynosił 96,6 USD za baryłkę). Ten poziom „wyjścia na czysto" dla Iraku, Iranu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich wynosi około 60 USD za baryłkę. Najniższy jest w przypadku Kuwejtu (46,5 USD), ale np. dla Bahrajnu sięga już 97 USD za baryłkę. Rosja zdoła zbilansować swój budżet, według wyliczeń Renaissance Capital, przy 53 USD za baryłkę. Wenezuelskiej gospodarki zapewne nie uratowałaby już nawet cena 150 USD za baryłkę.

Kilka miesięcy temu pojawiały się przecieki mówiące, że pożądaną ceną przez Arabię Saudyjską jest 80 USD za baryłkę. Ten scenariusz może zostać wkrótce zrealizowany. Dzięki decyzji Donalda Trumpa o wycofaniu USA z porozumienia nuklearnego z Iranem Saudyjczycy mogą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ich główny przeciwnik, czyli Iran, dostaje silny gospodarczy cios od Stanów Zjednoczonych, a będące tego skutkiem ograniczenie w podaży ropy pomaga podbić ceny surowca i ustabilizować saudyjską gospodarkę. Zerwanie umowy z Iranem przez USA zostało więc uznane w monarchiach znad Zatoki Perskiej za istny dar od Allaha. Czy dalsza eskalacja konfliktu będzie jednak dla Saudów i ich sojuszników korzystna? Sunnickie monarchie mogą być do niej słabo przygotowane. Nie radzą sobie ze wspieranymi przez Iran jemeńskimi rebeliantami, którzy od czasu do czasu atakują rakietami saudyjskie instalacje naftowe. A przecież otwarty konflikt z Iranem przyniósłby dużo większe zniszczenia. Saudowie będą więc postępować ostrożnie, a to daje jakąś gwarancję, że nie dojdzie do zbyt gwałtownego skoku cen ropy.

[email protected]

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty