#TydzieńnaRynkach: Fed jeszcze łagodniejszy

Bardziej stanowcze, niż się spodziewano, złagodzenie stanowiska Rezerwy Federalnej wywołało konsternację na giełdach.

Publikacja: 23.03.2019 07:00

Foto: GG Parkiet

Radykalizacja gołębiego nastawienia Fedu w kwestii polityki pieniężnej dała inwestorom sporo do myślenia.

Niejednoznaczne nastroje

Jeśli jeszcze niedawno przedstawiciele władz monetarnych zakładali dokonanie dwóch podwyżek stóp procentowych w USA w tym roku, a obecnie doszli do wniosku, że nie będzie żadnej, musiały być ku temu poważne powody. Na dodatek bardzo pospieszono się w kwestii wstrzymania procesu redukcji sumy bilansowej Fedu. Już od maja jego tempo ma się zmniejszyć o połowę, czyli z 30 mld do 15 mld dolarów miesięcznie, a jego zakończenie ma nastąpić we wrześniu. Warto przypomnieć, że jeszcze w grudniu ubiegłego roku, a więc zaledwie trzy miesiące wcześniej, Rezerwa nie miała oporów przed podwyższeniem stóp procentowych i podtrzymaniem gotowości kontynuowania cyklu zaostrzania polityki pieniężnej w przyszłości. Powodem dość radykalnej zmiany nastawienia w tak krótkim czasie były dwa czynniki. Pierwszy to gwałtowne pogorszenie się nastrojów na rynkach finansowych pod koniec ubiegłego roku. W samym grudniu S&P500 stracił prawie 16 proc., a licząc od października zniżkował o niemal 20 proc., balansując na granicy bessy. Sygnały łagodzenia retoryki Fedu uratowały wówczas skórę byków i umożliwiły dynamiczne odreagowanie na giełdach. Drugi powód wolty w wykonaniu Fedu to narastające obawy o perspektywy amerykańskiej gospodarki. W opublikowanej w minioną środę projekcji Fed obniżył z 2,3 do 2,1 proc. medianę prognozy tempa wzrostu PKB w tym roku i z 2 do 1,9 proc. skorygował swoje przewidywania na 2020 r.

Niewielkim pocieszeniem było pozostawienie na niezmienionym poziomie, sięgającym 1,8 proc., prognozy na 2021 r., co jednoznacznie wskazuje, że amerykańska gospodarka znajduje się na ścieżce spowolnienia tempa wzrostu, choć o ewentualnej recesji wspominają tylko najwięksi pesymiści.

Rynkowe reakcje na sygnały płynące z Fedu były mocno niejednoznaczne. Tuż po posiedzeniu wyraźnie na wartości tracił dolar, ale już dzień później odrobił straty niemal w całości. Według dość powszechnej opinii amerykańska waluta nie ma w dłuższym horyzoncie wzrostowego potencjału, ale na razie trzyma się nieźle. Należy się liczyć z wahaniami jej notowań i ich wpływem na sytuację w pozostałych segmentach rynku finansowego. W środę wieczorem kurs euro podskoczył do ponad 1,14 dolara, a w czwartek zawrócił w kierunku 1,13 dolara. Trochę podobnie było w przypadku rynku długu. W środę rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych zniżkowała w okolice 2,52 proc., czyli do poziomu najniższego od stycznia ubiegłego roku, by czwartkową sesję kończyć niewielkim wzrostem do 2,54 proc. Warto przy tym zwrócić uwagę, że amerykańskie dziesięciolatki drożeją już od początku listopada ubiegłego roku, w wyniku czego ich rentowność obniżyła się o prawie 0,7 pkt proc. Na zmianę tej tendencji raczej się nie zanosi, choć możliwe jest odreagowanie, którego próbę mieliśmy okazję obserwować w czwartek.

Równie niejednoznaczne reakcje obserwowano na giełdach akcji. Główne indeksy na Wall Street lekko zniżkowały w środę, tuż po posiedzeniu Fedu, dzień później zaś poszły zdecydowanie w górę. S&P500 w czwartek zyskał ponad 1 proc., a Nasdaq Composite wzrósł o prawie 1,5 proc. Na naszym kontynencie nastroje były wyraźnie słabsze. DAX w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zniżkował o 1,2 proc., z trudem broniąc się przed spadkiem poniżej 11 500 punktów. O połowę mniejszy spadek zanotował paryski CAC40, podobnie jak indeks giełdy londyńskiej FTSE 250.

Na rynkach wschodzących bez euforii

Choć wydawałoby się, że dalsze złagodzenie amerykańskiej polityki pieniężnej powinno zdecydowanie sprzyjać sytuacji na rynkach wschodzących, to jednak wielkiego entuzjazmu nie było widać. Co prawda MSCI Emerging Markets w skali tygodnia (do czwartku) zwyżkował o 1,5 proc., jednak większa część tego ruchu miała miejsce w poniedziałek, a zwyżki po posiedzeniu Fedu były już raczej symboliczne. Co więcej, wskaźnikowi nie udało się pokonać lokalnego szczytu z końca lutego. Siły do większej zwyżki wyraźnie zabrakło indeksowi giełdy w Szanghaju, który zatrzymał się na oporze znajdującym się w okolicach 3100 punktów. Impet wytraciła też wzrostowa tendencja na giełdzie w Bombaju. W naszym regionie dobrze radziły sobie jedynie wskaźniki parkietów w Bukareszcie i Moskwie, rosnąc po około 3 proc.

Warszawa traci impet

Nasz parkiet w ostatnich dniach trzymał się w niezłej formie, ale o kontynuacji wyraźnej ofensywy byków zdecydowanie trudno mówić. Raczej złapały one lekką zadyszkę, choć optymiści mogą nazwać tę sytuację zbieraniem sił. Indeks największych spółek w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia wzrósł o 0,5 proc., utrzymując się minimalnie powyżej 2350 punktów. Można to uznać za umiarkowany sukces, ale zbyt daleko idących wniosków nie należy z tego wyciągać, tym bardziej że sytuacja w gronie blue chips była dość mocno zróżnicowana. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z mocnymi zwyżkami akcji KGHM i Tauronu oraz nieco mniejszymi w przypadku PKO BP i Pekao. Z drugiej zaś sporo traciły walory Lotosu, zniżkujące o prawie 8 proc., i PGE, spadające o ponad 2 proc. W przypadku tej ostatnie spółki fatalna passa utrzymuje się już czwarty tydzień z rzędu. W tym czasie skala przeceny, licząc od szczytu z pierwszych dni lutego, sięga aż 18 proc.

W segmencie średnich spółek bilans pierwszych czterech sesji wyszedł na zero, a mWIG40 „przykleił" się do 4280 pkt. W sprzyjających warunkach wydaje się on mieć duże szanse na kontynuację wzrostowej tendencji. Ostatnie dni przyniosły lekką przewagę niedźwiedzi, biorąc pod uwagę liczbę akcji spółek tracących na wartości, ale za to indeks miał mocne wsparcie w silnie rosnących papierach Forte, PKP Cargo i Budimeksu. Słabo prezentował się za to chemiczny duet, czyli Ciech i Grupa Azoty. Wciąż w górę idzie wskaźnik najmniejszych firm. W ostatnich dniach zyskał 0,8 proc. i spokojnie pokonał 12 tys. punktów. Jedyne, co w przypadku tego segmentu może trochę martwić, to utrzymujące się na wciąż bardzo niskim poziomie obroty.

Notowania surowców w górę

Słabe perspektywy globalnej gospodarki nie stanowią na razie problemu dla inwestorów działających na rynkach surowców. Ostatnie dni przynoszą zwyżki notowań w niemal wszystkich segmentach. CRB Index od 8 marca zyskał już prawie 3 proc., docierając do poziomu najwyższego od listopada ubiegłego roku. Wszystko wskazuje więc na to, że możemy mieć do czynienia z kontynuacją dobrej passy. Sprzyjają jej decyzje i deklaracje amerykańskiej Rezerwy Federalnej, których konsekwencją powinna być presja na osłabienie dolara, ale poważne wsparcie wywiera także polityka chińskich władz monetarnych.

Osłabienie dolara, zarówno już dostrzegalne, jak i oczekiwane, pomaga zdecydowanie metalom szlachetnym. Po niedawnej korekcie ponownie w górę idą notowania złota. Od 5 marca cena kruszcu wzrosła o ponad 2 proc., a w reakcji na wynik posiedzenia Fedu podskoczyła o ponad 1 proc., docierając w okolice 1320 USD za uncję, jednak tego poziomu nie zdołała utrzymać. Nieco mocniejsze zwyżki miały w czwartek miejsce w przypadku platyny i srebra, które drożało o ponad 1,5 proc., nieco mniejsze, lecz również sięgające 1 proc., w przypadku bardzo mocno już rozgrzanego rynku palladu. Poprawa nastrojów widoczna jest również na rynku metali przemysłowych. Korekcyjne spadki z I połowy marca zostały już zniwelowane w przypadku miedzi, której notowania do minionego czwartku zyskały ponad 1,5 proc. Jeszcze mocniej, bo o prawie 3 proc., w górę szły także ceny aluminium oraz w nieco mniejszej skali drożały cynk i nikiel. Bycze nastroje dominowały także na rynkach surowców rolnych, omijając jednak zniżkujące notowania kawy, kakao i cukru. Najmocniej drożały ryż i pszenica.

Konsekwentnie w górę szły notowania ropy naftowej, które jednak w czwartek poddały się wyraźnej korekcie. Dla WTI barierą zbyt trudną do przejścia okazał się poziom 60 dolarów za baryłkę, a w przypadku Brent opór pojawił się w okolicach 68 dolarów za baryłkę. Niemniej jednak w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia notowania amerykańskiego surowca szły w górę momentami o ponad 2 proc. i znajdowały się na poziomie najwyższym od listopada ubiegłego roku. Choć perspektywy popytu w kontekście gospodarczego spowolnienia nie są zbyt optymistyczne, to jednak na korzyść byków przemawiają ograniczenia po stronie podaży. Chodzi tu zarówno o problemy Wenezueli i Iranu, jak też o politykę ograniczania wydobycia przez OPEC i część producentów popierających politykę kartelu. Dodatkowo ostatnio zmniejszyła się liczba czynnych szybów w Stanach Zjednoczonych, co lekko podaje w wątpliwość szanse na utrzymanie dynamiki wzrostu produkcji ropy w tym kraju. Generalnie jednak raczej trudno zakładać poważniejszą zwyżkę notowań surowca w najbliższych miesiącach, a trwałe przekroczenie poziomu 60 dolarów dla WTI i 70 dolarów w przypadku Brent byłoby dużym osiągnięciem dla byków.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty