Niedźwiedzia przysługa Powella

Niezależnie od obiektywnych okoliczności oraz trafności ocen, jakie wygłosił Jerome Powell, jego debiut w roli szefa Fedu będzie się uczestnikom rynku kojarzył dość jednoznacznie.

Aktualizacja: 03.03.2018 14:18 Publikacja: 03.03.2018 14:03

O ile jastrzębie przesłanie opublikowanego niedawno protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu nie zdołało do końca i trwale popsuć nastrojów na giełdach, o tyle na razie udaje się to nowemu szefowi amerykańskiej rezerwy federalnej, występującemu przed komisjami Izby Reprezentantów i Senatu.

Giełdy wracają do spadków

Jego optymizm w kwestiach stanu i perspektyw amerykańskiej gospodarki oraz sytuacji na rynku pracy i powrotu inflacji do pożądanego poziomu został odczytany jako sygnał przemawiający bardziej za czterema niż trzema podwyżkami stóp procentowych w tym roku. Indeksy na Wall Street na tryb spadkowy przeszły już w miniony wtorek, a więc dzień przed „przesłuchaniem" Powella, tym łatwiej więc było im tę tendencję kontynuować po upewnieniu się co do jego nastawienia. W efekcie w ciągu trzech sesji, z czwartkową włącznie, Dow Jones stracił 1100 punktów, czyli 4,3 proc., a S&P 500 zniżkował o 3,7 proc.

Trudno wyrokować, jak ostatecznie potoczą się wydarzenia, ale coraz bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz ponownego przetestowania dołka „powstałego" w wyniku tąpnięcia z pierwszych dni lutego. Wracając do debiutu Powella, warto jednak mieć na względzie słynną frazę wygłoszoną niegdyś przez Leszka Millera, która w tym kontekście powinna brzmieć, że prawdziwego szefa Fedu poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy, choć oczywiście z punktu widzenia inwestorów nie mniej ważne jest, co dzieje się „w trakcie".

Kiepskie nastroje z Wall Street z łatwością przeniosły się na niemal wszystkie światowe parkiety. Wspomniany dołek już w piątkowy poranek zaczął być testowany na giełdzie japońskiej oraz we Frankfurcie. Choć sporo do tego brakowało w przypadku wskaźnika rynków wschodzących to i tak już do czwartku tracił on 3,6 proc. i trudno się spodziewać, by ruch w dół został szybko zakończony. Tym bardziej że z oczywistych względów jastrzębie odgłosy z Fedu sprzyjają umocnieniu się amerykańskiej waluty. Indeks dolara już w środę znalazł się powyżej poprzedniego szczytu z początku lutego, sugerując kontynuację tej tendencji, choć w kolejnych dniach nie tak łatwo było ją dostrzec. Niestandardowe zachowanie zaprezentował natomiast amerykański rynek długu. Po wystąpieniach Powella w dół poszły rentowności obligacji zarówno dwuletnich, jak i dziesięcioletnich, w przypadku tych drugich zbliżając się do 2,8 proc. Z pewnością jednak nie należy z tego faktu wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Kierunek ruchu na tym rynku wydaje się w pełni zdeterminowany, a niewiadomą pozostaje jedynie jego skala i tempo.

Nie wszystkie surowce ustępują przed dolarem

Surowcowy CRB Index nie był w stanie zbyt długo ignorować trwającego od połowy lutego umocnienia się amerykańskiej waluty i w minionym tygodniu ostatecznie ugiął się pod tą presją, zniżkując o 1 proc. W najbliższym czasie powinno się okazać, czy to początek dłuższej spadkowej korekty na giełdach towarowych.

Tradycyjnie rosnącą siłę dolara odczuło najbardziej na nią wrażliwe złoto. Notowania kruszcu, zniżkujące od dwóch tygodni, już w miniony wtorek znalazły się poniżej 1320 dolarów za uncję, testując dołek z pierwszych dni lutego. Wynik testu na razie pozostał nierozstrzygnięty, ale nie ma wątpliwości, że w tej kwestii decydujący będzie rozwój sytuacji na rynku walutowym, choć pewien wpływ wywrzeć mogą także wydarzenia ze sfery polityki. Spadek na razie sięga 3 proc. w skali dwóch tygodni. Cena srebra od końca stycznia poszła w dół o 7 proc. Po trwającym prawie dwa tygodnie odreagowaniu, do spadkowej korekty powróciły notowania palladu, zniżkując w miniony czwartek o ponad 5 proc. Od historycznego szczytu z początku roku oddaliły się o ponad 11 proc., ale do lokalnego dołka z pierwszych dni lutego jeszcze im trochę brakuje. Podobnie, choć z mniejszą dynamiką, przebiegają wydarzenia na rynku platyny.

W przypadku ropy naftowej umocnienie się dolara odgrywa rolę raczej jedynie pomocniczą. Głównym powodem ostatnich spadków są informacje o większym, niż się spodziewano wzroście zapasów oraz wzroście wydobycia surowca w Stanach Zjednoczonych. WTI potaniała do minionego czwartku o prawie 4 proc., zbliżając się chwilami do 60 dolarów za baryłkę, a notowania Brent poszły w dół o ponad 4,5 proc., zatrzymując się tuż nad poziomem 64 dolarów.

Zdecydowanie drożeje większość towarów rolnych, głównie zbóż. Indeks cen żywności publikowany przez FAO wzrósł w lutym o 1 proc. W przypadku zbóż zwyżka wyniosła 2,5 proc. Tendencje te znacznie bardziej wyraźne są na giełdach towarowych. W minionym tygodniu notowania pszenicy skoczyły o 14 proc., po 5 proc. w górę poszły ceny kukurydzy i soi.

Emerging markets pod presją

W ostatnich dniach przecena dość mocno uderzyła w rynki wschodzące, choć nie we wszystkie w jednakowym stopniu. W minionym tygodniu (do czwartku włącznie) MSCI Emerging Markets (ETF) zniżkował o 3,6 proc. a więc zdecydowanie bardziej niż wskaźniki głównych giełd światowych. Złożyły się na to awersja do ryzyka, zwykle mocniej odczuwalna w tym segmencie, obawy związane z bardziej jastrzębim nastawieniem Fedu oraz umocnienie się dolara. Wyraźnie jednak widać, że najmniej ucierpiały rynki o skromniejszym znaczeniu. Na giełdach w Tajlandii, Indonezji, Korei, a także na Ukrainie, Słowacji, Litwie, w Czechach, Estonii i Rumunii wręcz mieliśmy do czynienia ze zwyżkami indeksów. Spore spadki miały miejsce za to w Australii, Indiach, w Brazylii, Rosji, Polsce i na Węgrzech. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że moskiewski RTS wciąż znajduje się blisko niedawnego lokalnego szczytu, znajdującego się na poziomie najwyższym od prawie czterech lat, czym wyróżnia się przynajmniej w naszym regionie. Wchodzącemu w spadkową korektę indeksowi giełdy chińskiej pomógł wyraźnie w czwartek lepszy niż się spodziewano odczyt przemysłowego PMI, zwracający uwagę w kontekście lekkiego pogorszenia się analogicznych wskaźników dla sporej części pozostałych gospodarek, w tym niemieckiej, japońskiej i amerykańskiej.

Warszawa w złym towarzystwie

Ostatnie dni ustawiły indeks naszych największych spółek na samym dole światowej giełdowej stawki. Jedynym pocieszeniem może być fakt, że tym razem znalazł się on w doborowym towarzystwie głównych wskaźników nowojorskiego parkietu, z którymi tracił solidarnie po około 3 proc. w ciągu czterech sesji. Jednocześnie zachowywał się nieco gorzej niż DAX, ale wyraźnie lepiej niż MSCI Emerging Markets. I na tym punkcie zestaw „optymistycznych" informacji się kończy. Już sesja z minionej środy przyniosła niepozostawiające wątpliwości zdecydowane przełamanie niedawnego dołka, a w czwartek indeks znalazł się na poziomie najniższym od lipca ubiegłego roku. Najbliższe wsparcia pękły więc bez najmniejszego problemu, następne pojawia się nieco poniżej 2300 punktów, a kolejne dopiero w okolicach 2200 punktów. Jeśli nastroje na światowych giełdach oraz nastawienie do rynków wschodzących nadal będą pod presją obaw związanych z domniemanym szybszym tempem podwyżek stóp przez Fed, WIG20 ma szanse odwiedzić wspomniane rejony przed marcowym posiedzeniem komitetu otwartego rynku. Do tego niższego brakuje niecałych 6 proc. Wydaje się, że to dużo i aż tak źle nie będzie, ale czy ktoś spodziewał się, że w lutym nasz „flagowy" indeks straci prawie 7,5 proc., notując największą miesięczną zniżkę od czerwca 2013 roku? O indeksie szerokiego rynku można z grubsza powiedzieć to samo, z tą różnicą, że większa niż w lutym (6,6 proc.) miesięczna skala spadku miała miejsce we wrześniu 2011 r., a także że w przypadku WIG20 cała trwająca od końca stycznia spadkowa korekta przekroczyła 11 proc. a w przypadku WIG sięga 9,5 proc.

W sporych kłopotach znalazł się także segment średnich firm. Mimo nieco mniejszej skali spadku, sięgającej dla całej korekty nieco ponad 7 proc., dla lutego wynoszącej 6 proc. i „tylko" 2,1 proc. w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia, mWIG40 znalazł się w czwartek w bliskiej okolicy bardzo ważnych poziomów wsparcia, stanowiących dolne ograniczenie trwającej już od ponad 12 miesięcy konsolidacji. Choć kilkukrotnie wcześniej wychodził już z tego typu opresji obronną ręką, nie można mieć pewności, że tak będzie i tym razem. Nawet gdyby się to nie udało, sytuacja nie wyglądałaby jeszcze tak dramatycznie, by mówić o definitywnej niekorzystnej zmianie trendu. Niestety, nadzieje na hossę są także raczej mizerne. Poza poprawą ogólnego nastawienia do akcji, kluczem do niej musiałaby być zdecydowana poprawa wyników finansowych spółek, o co w najbliższym czasie nie będzie łatwo.

Nadal dzielnie się trzyma segment najmniejszych firm. Trwająca od połowy stycznia spadkowa korekta sWIG80 sięga zaledwie 3 proc., licząca 2,5 proc. lutowa zniżka wygląda bardzo „niewinnie" (choć w trakcie miesiąca postraszyła znacznie mocniej), miniony tydzień (licząc do czwartku) przyniósł symboliczny spadek, a do tego indeksowi udało się utrzymać powyżej 14 600 punktów.

Choć od pewnego czasu awersja do akcji ma wymiar uniwersalny, to w skali ostatniego miesiąca zdecydowanie koncentruje się ona na walorach firm chemicznych, odzieżowych, energetycznych i paliwowych. Indeksy grupujące spółki z tych branż w lutym zniżkowały od ponad 9 proc. (paliwa) do ponad 14 proc. (chemia). Jeśli dodać do tego przekraczające 7 proc. spadki wskaźników WIG-banki i WIG-górnictwo, wyraźnie widać, że słabo jest w kluczowych sektorach i w przypadku większości spółek, mających istotny wpływ na zachowanie głównych indeksów. Stosunkowo nieźle na tym tle wypadają sektory mniej „strategiczne", takie jak informatyka, media, telekomunikacja czy firmy spożywcze, którym poświęca się mniej uwagi.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty