NewConnect – ziemia obiecana dla spekulantów

Rynek dla innowacyjnych spółek i inwestorów z wyobraźnią – tak przed trzema laty reklamowano alternatywny rynek GPW. Dziś nie ulega już wątpliwości, że innowacji na NewConnect jest co nie miara, a grający na nim inwestorzy muszą mieć naprawdę bujną wyobraźnię

Aktualizacja: 23.02.2017 13:05 Publikacja: 24.09.2011 02:53

Błażej Dowgielski

Błażej Dowgielski

Foto: Archiwum

 

Powołanie do życia latem 2007 r. alternatywnej platformy obrotu NewConnect nie bez powodu uważane jest za jeden z kamieni milowych rozwoju polskiego rynku kapitałowego. W ciągu trzech lat istnienia na NC pojawiło się ponad 300 spółek, dla wielu mała giełda stała się przystankiem w drodze na rynek główny. Wszystko dzięki uproszczonej ścieżce upublicznienia i mniejszej liczbie obowiązków ciążących na emitentach.

Niestety, coraz częściej plusy alternatywnego rynku nie przesłaniają licznych jego minusów.

NewConnect jak rollercoaster

Jednym z nich z perspektywy wielu inwestorów i emitentów jest duża zmienność kursów akcji, nieporównywalnie wyższa niż na głównym parkiecie. Wpływ na to ma m.in. płytkość rynku, brak widełek dynamicznych i szerokich widełek statycznych czy praktyka dopuszczania do obrotu akcji odpowiadających niewielkiej części niedużego z reguły kapitału zakładowego. Sprawia to, że na porządku dziennym na NewConnect są gwałtowne, kilkudziesięcioprocentowe sesyjne skoki kursów. Z szacunków „Parkietu" wynika, że spośród 310 notowanych dziś na NewConnect spółek jedna czwarta w ciągu ostatniego roku choć raz doświadczyła co najmniej 100-proc. zwyżki kursu w okresie mniejszym niż jeden miesiąc. Z reguły była ona bardzo nietrwała.

Charakterystyczne jest, że takie skoki co do zasady nie mają wiele wspólnego z bieżącą sytuacją i kondycją danych spółek. Często eksplozja kursu towarzyszy debiutowi na NewConnect, sprawiając, że młode, często kilkumiesięczne biznesy wyceniane są dziesięciokrotnie i więcej wyżej niż ich wartość księgowa. O ile w przypadku spółek nowych technologii bazujących na unikalnym know-how nieuwzględnionym w wycenie księgowej można to jeszcze zrozumieć, o tyle taka wycena firmy zajmującej się skupem złomu czy produkcją wkrętów może budzić co najmniej zdziwienie. Nasuwa więc to przypuszczenie, że mamy do czynienia z manipulacją.

Spółdzielcy z alternatywnego rynku

W dość powszechnym, choć siłą rzeczy niepodpartym żadnymi twardymi dowodami mniemaniu za znakomitą większość tego rodzaju zwyżek odpowiadają działające na NewConnect grupy inwestorskie, firmy bądź mniej lub bardziej zorganizowane koalicje giełdowych graczy, specjalizujące się m.in. w nabywaniu akcji w ofertach prywatnych poprzedzających debiut.

Niechętni nazywają te grupy „spółdzielniami", sugerując, że ich członkowie wspólnym wysiłkiem śrubują kursy akcji, handlując walorami między sobą, by w odpowiednim momencie po zainteresowaniu spółką odpowiedniej liczby niewtajemniczonych graczy wyjść z inwestycji. Bez względu na prawdziwość tych spekulacji rzekome lub rzeczywiste pojawienie się w akcjonariacie „grupy płockiej", „Wrocławia" czy „Poznania" z reguły skutkuje gwałtowną zwyżką notowań, po której na ogół następuje równie dynamiczny spadek.

Słodki stan nieświadomości

Wśród inwestorów indywidualnych panuje przekonanie, że niektóre spółki nieprzypadkowo doświadczają opisanego zjawiska. Padają opinie, że ich zarządy i główni akcjonariusze fakt stania się „grzanką" wliczają w koszt pozyskania kapitału w ramach preIPO od określonej, specyficznej kategorii inwestorów, otrzymując od grup inwestorskich propozycje „animacji" kursu. Z ankiety „Parkietu" wśród kilkudziesięciu spółek, których wyceny w ostatnich miesiącach podlegały największym wahaniom, wynika, że ich zarządy nie mają wiedzy o tego rodzaju propozycjach, nie podejrzewają również manipulacji ich kursem. Zwyżki notowań wiążą się w ich ocenie z poprawą kondycji firmy i perspektywami jej rozwoju, spadek z zasady jest dla nich niezrozumiały. Nieoficjalnie przedstawicielom „grzanek" zdarza się przyznać, że oferty podkręcenia kursu w zamian m.in. za sprzedaż akcji po niższej cenie lub gratyfikację w innej formie były im składane, jednak z nich nie skorzystano.

Przygotowania do „odpału"

By inwestycja stała się dla wybranych inwestorów wybitnie zyskowna, część pracy musi zostać wykonana jeszcze na etapie tworzenia spółki. Klasyczny, choć zgrany schemat jest dość prosty – gros akcji obejmowanych jest po niskiej, często odpowiadającej nominałowi cenie, a mniejsze transze sprzedawane są z kilku-, czasami nawet dziesięciokrotną przebitką. Im wyższa cena nabycia, tym transza jest mniejsza. Poza nielicznymi skrajnymi przypadkami kurs odniesienia na debiutanckiej sesji odpowiada cenie z ostatniej transakcji, nieprzypadkowo najwyższej.

W ostatnim czasie popularne stało się też tzw. budowanie wartości księgowej przyszłego debiutanta. Tworzenie spółki z wykorzystaniem wydzielonej części innego przedsiębiorstwa czy aporty przy pomocy życzliwego rzeczoznawcy i niezbyt dociekliwego audytora pozwalają wirtualnie zwiększyć wartość aktywów i sprawić, by przynajmniej na papierze różnica między ceną rynkową a księgową nie była zbytnio rażąca.

Polowanie na „dawców kapitału"

Jak wygląda sam schemat „grzania"? Łatwiej jest sprawić, by kurs akcji wystrzelił, gdy do obrotu wprowadzana jest stosunkowo niewielka liczba akcji, a ich podaż łatwiej jest kontrolować. Stąd z reguły liczba inwestorów, którzy obejmują akcje w preIPO „grzanki", nie przekracza dziesięciu, a faktyczny free float jest maksymalnie kilkunastoprocentowy. Ważnym elementem jest odpowiednie wypromowanie spółki jeszcze przed debiutem. Skutecznym sposobem jest marketing szeptany, „wrzutki" na forach inwestorskich, zapowiedzi, że „będzie się działo".

W końcu przychodzi TEN dzień, w arkuszu po obu stronach pojawia się mnóstwo zleceń, kurs eksploduje, obroty sięgają niewyobrażalnych wcześniej poziomów. To przyciąga inwestorów spoza grupy. Sądząc po ich wypowiedziach na forach, często są to doświadczeni, świadomi ryzyka gracze o nastawieniu czysto spekulacyjnym. Jak przekonują praktycy, zdarza się, że nieumiejętnie prowadzona „animacja" przynosi organizatorom stratę, a zarabiają na niej daytraderzy. Część zwabionych na pokład „rakiety" stanowią jednak inwestorzy nieświadomi ryzyka, i to oni najczęściej okazują się w ostatecznym rozrachunku „dawcami kapitału".

Giełda trzyma w poczekalni

GPW, organizator rynku, próbuje ograniczyć to zjawisko. Idące czasami w tysiące proc. zwyżki na debiutach znikły po wprowadzeniu reguły, że kurs otwarcia w pierwszym dniu notowań nie może być wyższy lub niższy od kursu odniesienia o więcej niż 50 proc.

Giełda wydaje się też wywierać nieformalne naciski – niektóre grupy inwestorskie przyznają, że występowanie w akcjonariatach podmiotów kojarzonych z obecnymi już na NC „grzankami" wydatnie wydłuża proces akceptacji dokumentu informacyjnego. Dość skutecznym sposobem uniknięcia niezdrowego zainteresowania giełdy jest inwestowanie w nowe biznesy poprzez wehikuły z rajów podatkowych czy też postawienie na niezgrane nazwiska w zarządzie czy radzie.

...KNF wnioski do prokuratury pisze

Śledzeniem manipulacji zajmuje się też Komisja Nadzoru Finansowego. – W kilku przypadkach badanie zakończyło się złożeniem wniosku do prokuratury – mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Prawdziwym problemem „spółdzielców" jest jednak coś innego. Ubolewają oni nad faktem, że dynamicznemu przyrostowi liczby notowanych na NC spółek nie towarzyszy chociażby porównywalny napływ kapitału. W sytuacji gdy każdego tygodnia na małej giełdzie debiutuje po kilka firm, grupy inwestorskie muszą coraz więcej się napracować, by wzbudzić zainteresowanie rynku ich spółkami. Jak przekonują, na „grzankach" z miesiąca na miesiąc zarabia się coraz mniej.

Assetus

368 – nawet przy takiej wartości wskaźnika ceny akcji do wartości księgowej w listopadzie 2010 r. zawierano transakcje na akcjach Assetusa, firmy reklamowej rodem z Łodzi. Kierowana przez Piotra Wiaderka spółka ustanowiła wówczas rekord pod względem premii, z jaką inwestorzy kupowali akcje wobec przypisanej do nich wartości księgowej. Do Assetusa należy również niepobity po dziś dzień rekord wzrostu rynkowej wartości spółki. W ciągu nieco ponad czterech miesięcy od debiutu, który miał miejsce w lipcu 2010 r., Assetus zdrożał o blisko 10 tys. proc. (licząc według najwyższego kursu śródsesyjnego), sięgając 200 mln zł kapitalizacji. Tej zwyżki kursu, której towarzyszyły przekraczające 0,5 mln zł dzienne obroty, nie sposób połączyć z kondycją spółki. Dość powiedzieć, że kilkanaście dni przed ustanowieniem rekordu wszech czasów Assetus pochwalił się wynikami za III kw. 2010 r., w którym zaksięgował 71 tys. zł przychodów, notując 346 tys. zł straty. bad

Atlantis Energy

Na debiutanckiej sesji Atlantis Energy, firmy ze stajni Mariusza Patrowicza, inwestorzy gotowi byli kupować akcje spółki po cenie wyższej o prawie 2 tys. proc. od kursu odniesienia. Astronomiczne oferty sprawiły, że ani 9 lutego 2010 r., w dniu debiutu, ani w trakcie pięciu kolejnych sesji nie doszło do zawarcia żadnej transakcji.

W następnych tygodniach obrót akcjami był to zawieszany, to wznawiany, a entuzjazm inwestorów osłabł dopiero po zmianie systemu notowań z ciągłych na podwójny fixing. Po wydobyciu się z fixingów Atlantis Energy znowu stał się modny, na co dowodem jest czwarte miejsce w zestawieniu spółek z NC o największej wartości obrotów na akcjach za 2010 r. i siódme w rankingu za sześć miesięcy 2011 r.

Zainteresowanie akcjami Atlantis Energy trudno tłumaczyć mocnymi fundamentami. Biznes podstawowy, tj. inwestycje w farmy wiatrowe, jest w powijakach, I półrocze 2011 r. spółka zamknęła z 0,27 mln zł przychodów i niemal 0,1 mln zł straty. bad

Aztec

Nawet 600 proc. w ciągu sześciu miesięcy mogli zarobić szczęśliwcy, którzy kupowali w ofercie prywatnej akcje Aztec International, producenta nitów i wkrętów rodem z Poznania. Spółka, której kontrolny pakiet akcji należy do inwestorów z USA, w drugiej połowie 2010 r. cieszyła się niezwykłym powodzeniem wśród giełdowych graczy. Dlaczego? Duży, jeżeli nie decydujący, wpływ na to miała obecność w akcjonariacie Powszechnego Towarzystwa Inwestycyjnego, wehikułu kontrolowanego przez Krzysztofa Zalewskiego, znanego m.in. z inwestycji w PC Guard. Choć do PTI należało niewiele ponad 5 proc. akcji Aztec International, wypracowana dzięki inwestycji w IZNS i Promet renoma gwaranta solidnej, tj. liczonej w setkach procent, zwyżki przyciągnęła do spółki spore grono inwestorów indywidualnych.

Ci, którzy nie zdążyli zejść z pokładu Azteca z końcem 2010 r., nie mają dziś powodów do zadowolenia. Od grudnia 2010 r. kurs jego akcji spadł o blisko 80 proc. bad

Balticon

Zwyżka kursu z 0,9 do 2 zł za akcję, a potem niemal nieprzerwany jego spadek – tak w skrócie można opisać niespełna dziewięciomiesięczną przygodę logistycznej spółki Balticon z NewConnect. Od dnia debiutu rynkowa wycena spółki skurczyła się o ponad 90 proc. W międzyczasie głos w sprawie spadku kursu akcji Balticonu zabrał jego prezes Tomasz Szmid, oświadczając w komunikacie EBI, że nie ma przesłanek dla przeceny spółki. Apel nie wpłynął na zachowanie inwestorów, którzy zapewne uznali, że faktyczna wartość Balticonu bliższa jest wycen sprzed debiutu. Główny udziałowiec firmy z NC, Balticon sp. z. o.o., nabył 90 proc. jej akcji w zamian za aport o wartości niewiele ponad 0,1 zł w przeliczeniu na walor. Płacąc 0,1 zł za papier, 4 proc. akcji Balticonu  nabył doradca spółki, Nova Consult. Po cenie 0,3 zł sprzedano 1 proc. akcji, a resztę zbyto po 0,9 zł za walor. W rezultacie dzisiejsza cena rynkowa odpowiada średniej cenie, po jakiej akcje dystrybuowano przed wejściem na giełdę. bad

Infinity

Debiut Infinity stał się jednym z najważniejszych wydarzeń na NewConnect w 2010 r. O spółce, której prezesem i jednym z założycieli był Piotr Tymochowicz, stało się głośno dzięki innowacyjnemu projektowi Solaris Gate, czyli portalowi społecznościowemu, platformie dla usług e-learningowych oraz centrum DNA w jednym, mającemu gwarantować „cyfrową nieśmiertelność". Innowacji nie zabrakło też w innych obszarach. Po dwóch tygodniach bytności na NC mostek kapitański spółki opuścił Tymochowicz, wcześniej sprzedając część posiadanych akcji, przyczyniając się do 80-proc. w ciągu dziesięciu sesji spadku ich kursu. Podczas gdy insajderzy zbywali akcje, prezes spółki w swoim blogu zapewniał, że nic mu o takowej sprzedaży nie wiadomo. Kupujący nie mieli szans, by wyjść z inwestycji bez straty. Kolejne miesiące przyniosły walkę o władzę w firmie, wizyty komorników, fiasko projektu Solaris Gate i  zmianę profilu działalności na motoryzacyjny, a nazwy na Green Technology. bad

IPO

Niemal o 2600 proc. zdrożały od 28 grudnia 2010 r. do maja 2011 r. akcje spółki IPO, zajmującej się m.in. prowadzeniem portali internetowych o profilu biznesowym. Z kolei 1300-proc. wzrostem wypracowanym w ciągu miesiąca od debiutu mogła się pochwalić siostrzana spółka IPO, IPO Doradcy Inwestycyjni, świadcząca usługi autoryzowanego doradcy dla rynku NewConnect, która również rozpoczęła swoją przygodę z małą giełdą pod koniec ubiegłego roku.

Co sprawiło, że papiery obu firm cieszyły się tak dużym powodzeniem na rynku? Być może giełdowych graczy skusiła renoma Investcon Group, jednego z najbardziej rozpoznawalnych podmiotów wprowadzających spółki na NC, wiodącego akcjonariusza obu firm.

Inwestorzy niezbyt długo cieszyli się z wyśrubowanych wycen obu spółek. Spadek kursów był równie gwałtowny jak ich wzrost, a dziś są one notowane po cenach zbliżonych do kursów odniesienia z dnia debiutu. bad

Mobile Partner

1500-proc. wzrost kursu w ciągu miesiąca, a następnie jego spadek do poziomu sprzed debiutu, któremu towarzyszyły komunikaty zarządu mówiące o tym, że przecena nie ma uzasadnienia. I wszystko to przy ponad 8 mln zł średnich obrotów miesięcznie, co jest jednym z lepszych wyników ostatnich miesięcy na NewConnect. W taki oto sposób w świadomości inwestorów z NC zaistniała informatyczna spółka Mobile Partner (MBP).

Czteromiesięczna historia bytności kontrolowanej przez fundusz IQ?Partners spółki na NC pokazuje, że nie zawsze przyciągnięcie do firmy znanych inwestorów przekłada się na wzrost wyceny akcji. Reakcja kursu MBP na pojawienie się w akcjonariacie IQ?Partners Mariusza Patrowicza była prawie żadna, z umiarkowaną odpowiedzią jak na realia NC spotkała się podana przez „Parkiet" informacja o mariażu kapitałowym MBP z kontrolowaną przez rodzinę Karkosików firmą Advanced Telecommunications Technology Research. bad

MW Tenis

Nawet na 20 mln zł, przy 0,8 mln zł wartości księgowej, rynek wyceniał szkołę tenisa ziemnego MW Tenis, która zadebiutowała na NewConnect 10 czerwca 2011 r. W ciągu trzech pierwszych sesji kurs akcji wzrósł o 400 proc. przy obrotach sięgających 0,4 mln zł dziennie. Co lub kto stał za tym nadzwyczajnym wzrostem kursu? Być może rynek zauroczył Wojciech Fibak kontrolujący niespełna 7,9 proc. kapitału sportowej firmy, swoje zrobiła zapewne obecność w akcjonariacie Investcon Group. O eksplozji kursu spółki najpewniej przesądziły jednak niezweryfikowane do dziś plotki o zaangażowaniu w firmę tzw. grupy Mariusza Patrowicza.

Inwestorzy, którzy kupowali akcje MW Tenis na szczycie i w porę nie zareagowali, musieli się pogodzić ze stratą sporej części kapitału. Podgrzany do 4 zł kurs akcji spadł w ciągu trzech miesięcy o 80 proc. Trudno ocenić, czy na tym przecena się zakończy – kapitalizacja MW Tenis wciąż jest siedem razy wyższa niż wartość jej aktywów netto. bad

Smoke Shop

W grudniu 2010 r., gdy Smoke Shop debiutował na NewConnect, nic nie wskazywało, że spółka prowadząca saloniki z wyrobami tytoniowymi stanie się, choć przez krótki czas, czołową „grzanką" małej giełdy. Zaledwie 15-proc. wzrost kursu na otwarciu, niewielka jak na warunki NC zmienność ceny praw do akcji w pierwszych miesiącach obrotów. Sytuacja zmieniła się w kwietniu, kilka tygodni przed wprowadzeniem do obrotu akcji spółki i zakończeniem handlu PDA, odpowiadającymi za niespełna 10 proc. kapitału akcyjnego. W ciągu dwóch tygodni kurs poszybował z niespełna 1,1 zł do ponad 24,8 zł pod koniec kwietnia, by w maju spaść do poziomów zbliżonych do tych sprzed zwyżki. Analizując kondycję spółki, trudno znaleźć chociażby pretekst do podbijania kursu. Fundamentalnych powodów zwyżki o ponad 2000 proc., a następnie głębokiego spadku kursu nie zna też Maciej Król, prezes spółki. – W firmie nie zachodzą zdarzenia, które uzasadniałyby taką zmienność – komentuje. bad

Teliani Polska

Ponad 1700 proc. zainwestowanego kapitału mogli zarobić w grudniu 2010 r. inwestorzy, którzy nabyli w ofercie prywatnej walory Teliani Valey Polska (TLV), importera gruzińskich win. Kurs praw do akcji wzrósł w ciągu 17 dni sesyjnych z 0,7 do 13,5 zł (kurs śródsesyjny z 31 grudnia 2010), by już w połowie stycznia spaść do niewiele ponad 2 zł. W szczytowym momencie wycena TLV była 66 razy wyższa od wartości księgowej spółki.

W grudniu 2010 i w styczniu 2011 miesięczne obroty na PDA Teliani Valey Polska wynosiły kilkanaście milionów złotych, co dawało spółce drugie miejsce w rankingu firm z małej giełdy pod względem obrotów. Zainteresowanie inwestorów walorami TLV widocznie zmalało po zamianie PDA, odpowiadających 12 proc. kapitału spółki na akcje serii C przy równoczesnym wprowadzeniu do obrotu akcji serii B stanowiących 59 proc. ogółu walorów. W sierpniu wartość obrotów na akcjach spółki wyniosła niewiele ponad 0,5 mln zł. bad

Veno

Veno, znane przede wszystkim z realizowanego przez spółkę zależną projektu samochodu Arrinera, w ciągu swej trzyipółletniej bytności na NC przeżywało zarówno okresy wzmożonego zainteresowania inwestorów, kiedy kurs akcji rósł nawet o kilkaset procent tygodniowo przy liczonych w milionach złotych dziennych obrotach, jak i okresy zapomnienia, gdy akcjami spółki praktycznie nie handlowano, a jej kurs osuwał się na dno. Założona przez grupę inwestorów z Markiem Tomkiewiczem na czele spółka na otwarciu notowań debiutanckiej sesji drożała nawet o 1900 proc., by zakończyć dzień z 630 proc. na plusie. Kolejna skokowa zwyżka miała miejsce wiosną 2009 r., gdy w ciągu niewiele ponad dwóch miesięcy kurs akcji wzrósł o 800 proc. 300-proc. skok, któremu towarzyszyły nawet 4 mln zł obrotu, miał miejsce dwa lata później. Inwestorzy grają z reguły pod informacje o projekcie Arrinera, takie jak pojawienie się w nadzorze spółki zależnej Lee Noble, brytyjskiego konstruktora aut. bad

11 bit studios

95-proc. zwyżka kursu w dniu debiutu, 1200-proc. wzrost kapitalizacji w ciągu pół roku od pojawienia się na NewConnect, wartość obrotu w pierwszym miesiącu notowań przekraczająca 12 mln zł. 11 bit studios, które na NC zadebiutowało w październiku 2010 r., jest kolejnym przykładem mody na inwestowanie w firmy zajmujące się tworzeniem gier komputerowych. Przykład CD Projekt, który zarobił miliony na pierwszej części gry „Wiedźmin", mocno rozbudził nadzieje inwestorów wierzących lub korzystających z wiary w to, że również inni producenci gier mają w swoim portfelu produkty, z którymi mogą podbić świat.

Wiara w sowity zarobek na przygotowywanych przez 11 bit studios grach nie wystarczyła, by utrzymać kurs na poziomach z pierwszych tygodni bytności na NC. Od szczytu boomu kurs akcji spółki spadł o 70 proc. Dzisiejsza kapitalizacja 11 bit studios jest jednak i tak o 300 proc. wyższa niż wycena wg kursu odniesienia z debiutu. bad

 

[email protected]

 

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty