Po wtorkowej „anomalii” związanej z odcięciem dywidendy od akcji Banku Pekao, która zdołowała WIG20, w środę wróciliśmy już do standardowych notowań. I o ile we wtorek mimo spadków można było mieć powody do zadowolenia (na plusie dzień zakończyły WIG, mWIG40 oraz sWIG80), o tyle w środę tych pozytywnych akcentów było niewiele.

Pojawiły się one jedynie w pierwszym fragmencie notowań. To wtedy WIG20 był nad kreską i wydawało się, że jest w stanie wrócić powyżej psychologicznego poziomu 2500 pkt. Szybko jednak te optymistyczne założenia zderzyły się z rzeczywistością. Po godzinie handlu przyszło pierwsze uderzenie podaży, które okazało się bardzo skuteczne.

WIG20 w połowie notowań tracił na wartości nawet około 1 proc., co czyniło nas jednym z najsłabszych rynków w Europie. Na innych parkietach co prawda ciężko było doszukiwać się jakiegoś hurraoptymizmu, jednak główne indeksy były nad kreską, a w najgorszym razie na niewielkich minusach.

Naszemu rynkowi nie pomógł nawet kolor zielony, który zaświecił na Wall Street po otwarciu notowań. Do końca dnia to niedźwiedzie rozdawały karty, a głównym zadaniem dla byków było ograniczenie strat. WIG20 ostatecznie spadł o 0,9 proc. Poziom 2500 wciąż jest barierą nie do przejścia.