Trwający od styczniowego dołka ruch osiągnął już niemal 20 proc., co sprawia, że wkrótce będzie można mówić zapewne o oficjalnym początku hossy. Ubiegły tydzień był dla akcji chińskich najlepszym od grudnia 2022 r.

Z perspektywy inwestorów funduszowych, którzy ekspozycję w Azji budują zazwyczaj za pomocą rozwiązań „Asia ex. Japan” (z wyłączeniem Japonii), Hongkong pozostaje najważniejszym rynkiem kontynentu. To tam notowane są Tencent czy Alibaba i reszta czołówki chińskiego sektora technologicznego, który za sprawą m.in. działań USA, ale też chińskich regulatorów, notowany jest z olbrzymim dyskontem do porównywalnych spółek amerykańskich. Mimo że najważniejsze spółki Azji (TSMC i Samsung) notowane są odpowiednio w Taipei i Seulu, kupno funduszy akcji azjatyckich zwyczajnie nie ma sensu, jeżeli Hang Seng miałby spadać.

Wierzymy, że w kwietniu nie mieliśmy do czynienia z anomalią, a stopy zwrotu osiągane w najbliższych miesiącach w Hongkongu będą wyższe niż Bombaju i Tokio. Rynek wychodzi z naprawdę skrajnego wyprzedania, a na tle wspomnianej w poprzednim zdaniu konkurencji ma przewagę – problemem dla niego nie jest silny dolar. Wraz z rosnącą presją na innych walutach azjatyckich powinien być to jego widoczny atut, który zyska na znaczeniu, jeżeli japońskie władze będą zmuszone do kolejnych interwencji na rynku jena (a zakładamy, że tak będzie).

Z perspektywy wycen cały czas znajdujemy się około jedno odchylenie standardowe poniżej 10-letniej średniej, co w ujęciu globalnym jest obecnie ewenementem.

Wyższy od oczekiwań wzrost w Chinach w I kwartale, poprawa w danych przemysłu, choć wciąż przy kulejącej konsumpcji, dały solidne podstawy do pierwszej fali zakupów chińskich spółek. Ciąg dalszy będzie oczywiście zależał od kontynuacji działań w polityce fiskalnej i monetarnej, które w końcu muszą doprowadzić do przełomu na rynku nieruchomości, ale też potencjalnie dalszych działań wspierających giełdy. Same prognozy wzrostu zysków chińskich spółek w 2024 r. sięgają 13 proc. r./r., więcej niż obecnie jest przewidywane dla S&P 500. Uważamy, że jest to otoczenie sprzyjające, by Hongkong i giełdy kontynentalne zaczęły przyciągać napływy kapitału uwolnionego z Japonii, ale przede wszystkim z Indii i innych rynków wschodzących. Jeżeli za jakąkolwiek wskazówkę uznamy zachowanie miedzi, która zazwyczaj silnie korelowała z zachowaniem chińskich parkietów, możemy stać u progu naprawdę silnego ruchu.