To pierwsza zniżka tego wskaźnika od września ub.r., a zarazem największa od marca 2018 r. O 3,1 proc. rok do roku zmalała z kolei wartość importu towarów do Polski, co jest wynikiem najsłabszym od lipca 2016 r.
W maju wartość eksportu zwiększyła się o 12,7 proc. rok do roku, a wartość importu o 11,3 proc. rok do roku. Na tym tle czerwcowe wyniki wymiany handlowej Polski wyglądają niepokojąco. Nie odbiegają jednak mocno od szacunków ankietowanych przez „Parkiet" ekonomistów. Przeciętnie oceniali oni, że eksport w czerwcu zwiększył się o 1,6 proc. rok do roku, a import o 0,4 proc.
Spowolnienie w handlu zagranicznym Polski to głównie efekt niekorzystnego układu kalendarza. Czerwiec miał w tym roku o dwa dni robocze mniej niż rok wcześniej, podczas gdy maj liczył o jeden dzień więcej. Ten sam czynnik sprawił, że w czerwcu zmalały produkcja przemysłowa (o 2,7 proc. rok do roku, najbardziej od lipca 2016 r.) oraz produkcja budowlano-montażowa (o 0,7 proc. rok do roku). Jak zauważył Marcin Luziński, ekonomista z banku Santander, na import dodatkowo negatywnie wpłynęły zakłócenia w dostawie ropy naftowej.
– Efekty kalendarzowe utrudniają analizę czerwcowych danych, ale gdy patrzy się na całą pierwszą połowę roku, widać, że pomimo spowolnienia w strefie euro oraz konfliktu handlowego na linii USA–Chiny dynamika polskiego eksportu utrzymuje się na wysokim poziomie. Słabnący eksport do naszych kluczowych europejskich partnerów, takich jak Niemcy, Czechy czy Francja, jest częściowo rekompensowany przez rosnący eksport do USA, Chin oraz Wielkiej Brytanii – ocenia Kamil Łuczkowski, ekonomista z banku Pekao. Jak tłumaczy, firmy z USA i Chin, ze względu na cła, które wzajemnie nałożyły na siebie te kraje, szukają dostawców z innych państw. Z kolei na Wyspach firmy tworzą zapasy przed brexitem.