– Polski rynek zakupów został zdominowany przez jeden podmiot, co wiązało się również z relatywnym wzrostem cen. W naszej ocenie osiągnęły one wysoki poziom, który mocno ograniczał potencjalną stopę zwrotu z inwestycji. Podejmowaliśmy racjonalne decyzje i świadomie nie braliśmy udziału w wyścigu po takie portfele. Postawiliśmy natomiast poszukać nisz. Byliśmy aktywnym graczem na rynku wierzytelności pozabankowych – mówi Borusowski. Spółka w 2017 r. na nowe portfele wierzytelności wydała około 300 mln zł. Ile będzie w tym roku? – Skupiamy się na efektywności naszych portfeli – z pewnością nie będziemy inwestować w mało rentowne projekty tylko po to, by zwiększyć skalę działania. W mojej ocenie okres szczytu koniunkturalnego gospodarki jest głównie po to, aby mocniej postawić na operację i odzyskiwanie wierzytelności. Nowe inwestycje najlepiej realizować w okresach dekoniunktury. Poza tym nie spodziewam się także, aby ceny na polskim rynku jakoś znacząco spadły, więc i atrakcyjność wielu portfeli też może pozostawiać wciąż sporo do życzenia. Dlatego będziemy bardzo ostrożnie podchodzić do inwestycji. Dotyczy to zarówno rynku polskiego, jak i włoskiego – dodaje szef Bestu.

Na rynku włoskim firma zadebiutował w ubiegłym roku. Kupiła tam wierzytelności o wartości nominalnej 280 mln euro, chociaż informowała też, że kilka transakcji nie doszło do skutku. – Chcemy być aktywnym graczem we Włoszech, ale też nie za wszelką cenę. Bardzo uważnie podchodzimy do inwestycji, stąd też informowaliśmy, że zrezygnowaliśmy z kilku transakcji. We Włoszech mamy starannie dobrany, doświadczony zespół ekspertów, co pozwala na lepsze zrozumienie lokalnej specyfiki i podejmowanie trafniejszych decyzji. Aktywnie analizujemy dostępne portfele i zakładamy utrzymanie założonego tempa rozwoju w tym regionie – wyjaśnia Borusowski.