Łukasz Wardyn, CMC Markets: Inwestorzy zagraniczni wracają na GPW

#PROSTOzPARKIETU. Łukasz Wardyn: po wybiciu z konsolidacji WIG20 może zyskać 200–300 pkt.

Publikacja: 26.05.2020 20:19

W Parkiet TV Przemysław Tychmanowicz rozmawiał z Łukaszem Wardynem, dyrektorem na Europę Wschodnią w

W Parkiet TV Przemysław Tychmanowicz rozmawiał z Łukaszem Wardynem, dyrektorem na Europę Wschodnią w CMC Markets.

Foto: parkiet.com

Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie rynkowym. Inwestorzy znowu kupują ryzykowne aktywa, co widać chociażby na warszawskiej giełdzie. Wygląda to trochę tak, jakby temat koronawirusa, jeśli chodzi o rynki, został na razie zamknięty. Na dobre wracamy więc do zwyżek? Inwestorzy znowu pokochali ryzyko?

Jest chyba za wcześnie, by mówić, że inwestorzy znowu pokochali ryzyko. Jeśli jednak spojrzymy na wykresy indeksów warszawskiej giełdy, to można zauważyć, że poziomy, jakie osiągnęliśmy w marcu, nie były przypadkowe. To daje nadzieję, że niżej już nie zejdziemy i to właśnie był dołek. Dzięki temu nieco optymistyczniej można patrzeć na to, co się dzieje. Teraz natomiast jest szansa na przebicie poziomu 1650–1700 w przypadku indeksu WIG20. To pozwoliłoby wyjść z trwającego już siedem tygodni męczącego trendu horyzontalnego. Są do tego podstawy. Jeśli bowiem dodatkowo zestawimy dane dotyczące bezrobocia w Polsce z tym, co dzieje się na innych rynkach, to również nie wygląda to źle. Problemem według mnie są natomiast niespójne komunikaty rządu, które powodują, że nie ma przekonania i zaufania społeczeństwa do tego, co się dzieje, i w związku z tym nie ma aż tak dużego powrotu popytu i konsumpcji ze strony społeczeństwa na takim poziomie, jakiego oczekują inwestorzy.

Kiedy w marcu doszło do dużej wyprzedaży mówił pan dla „Parkietu", że może dojść do odbicia „zdechłego kota". Jeśli jednak uda się wyrwać z konsolidacji, to o jakich poziomach docelowych w przypadku WIG20 możemy mówić?

Jeśli faktycznie doszłoby do wybicia, to z dużą przyjemnością anulowałbym tę opinię o odbiciu „zdechłego kota". Wtedy bowiem otworzyłaby się szansa na kolejne zwyżki o 200–300 pkt. „Zdechły kot" aż tak mocno się nie odbija. Według mnie najważniejsze będzie to, że jeśli faktycznie doszłoby do takich zwyżek, to w wartościach procentowych więcej niż 60 proc. spadku z marca zostanie odrobione. Percepcja i poczucia w takim scenariuszu będą sugerowały, że nic strasznego na kursach spółek się nie stało. Wtedy też inwestorzy będą znowu czekali na wyniki spółek w kolejnych kwartałach, a także zapowiedzi dywidendy w zdrowszych czasach. To, co może zacząć inwestorów niepokoić i co będzie powodowało większą niepewność, to zbliżanie się indeksu Nasdaq do szczytów. Owszem spółki IT są beneficjentami obecnej sytuacji, ale im bliżej historycznego szczytu, tym więcej będzie obaw i niepewności, czy te zwyżki uda się podtrzymać.

Na rynku nie brakuje głosów, że marcowe odbicie w Warszawie zostało zainicjowane przez inwestorów indywidualnych. Czy teraz nadchodzi czas inwestorów zagranicznych, patrząc na to, jak w ostatnich dniach zachowuje się złoty?

Tak. Tego cały czas nam brakowało. Mimo że mieliśmy odbicie na indeksie WIG20, to nie było podobnego sygnału, jeśli chodzi o złotego. Warto natomiast zwrócić uwagę, że dystans między stopami procentowymi a poziomem inflacji wciąż jest u nas stosunkowo duży, większy niż w przypadku innych krajów. To utrudniało sytuację naszej walucie i mogło tłumaczyć słabość złotego. Jeśli jednak obecnie widzimy wyraźny ruch na złotym, to można to interpretować jako powrót inwestorów zagranicznych na nasz parkiet.

Wspomniał pan o tym, że Nasdaq zbliża się do rekordów, co będzie dla niego wyzwaniem. A co z innymi znakami zapytania? Mam tutaj na myśli przede wszystkim sytuację geopolityczną, czyli spór handlowy między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, oraz to, co dzieje się w Hongkongu?

Uważam, że mimo wszystko najważniejsza będzie kwestia pandemii koronawirusa, odmrażania poszczególnych sektorów gospodarek w różnych krajach i to, jak wyglądają trendy, jeśli chodzi o nowe zakażenia. Cały czas na bazie tego inwestorzy będą dostosowywali swoje prognozy, jeśli chodzi o odbicie gospodarcze. Im bliżej natomiast będziemy kluczowych poziomów, tak jak to jest w przypadku indeksu Nasdaq, tym częściej będą pojawiać się różne kwestie. Relacje między Stanami Zjednoczonymi a Chinami nadal są bardzo napięte, a dodatkowo Donald Trump próbuje wykorzystać pandemię przeciwko Chinom. Widzi w tym również ratunek dla siebie. Zawsze oczywiście znajdzie się jakieś „ale". Uważam jednak, że w dłuższej perspektywie największym problemem będą duże długi i deficyty państw. Ten temat na pewno wróci, nie ma bowiem nic za darmo. Uważam więc, że w długim terminie będzie jeszcze większy bałagan i dłużej będzie trwało sprzątanie tego bałaganu niż teraz.

Jak pan definiuje ten długi termin? Kiedy te problemy mogą faktycznie dać o sobie znać?

Nikt chyba w tym momencie nie jest w stanie powiedzieć, kiedy wróci kwestia zadłużenia i konieczność spłaty długu. Rynki są mocno rozpalone, jest dużo gotówki. Uważam, że przez najbliższe kwartały inwestorzy nadal na rynkach będą czuli się bezkarnie.

Wychodzi więc na to, że na razie trwa karnawał, ale pytanie, kiedy obudzimy się z kacem, pozostaje aktualne?

Zgadza się. Uważam też, że w tym momencie warto skupić się na wykresach, a nie na informacjach fundamentalnych. Irracjonalność wycen jest bardzo duża. Analiza fundamentalna w krótkim i średnim terminie niewiele nam pomoże. Warto więc patrzeć na wykresy, a tutaj widzimy, że Nasdaq zbliża się do szczytu, a WIG20 próbuje się wybić z konsolidacji. Jeśli to się uda, to naprawdę będzie można odetchnąć. Na razie jednak cały czas trzeba zachować ostrożność.

Inwestycje
Inwestorzy w oczekiwaniu na obniżki stóp
Inwestycje
Długie pozycje na rynku gazu wciąż testem charakteru dla inwestorów
Inwestycje
Istota istotności
Inwestycje
Organizacja procesu badania istotności
Inwestycje
Określenie grupy interesariuszy
Inwestycje
Niezbędna dokumentacja