Emil Łobodziński, DM PKO BP: 10 najciekawszych wykresów miesiąca

Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny w DM PKO BP, był gościem Piotra Zająca w piątkowym Parkiet TV. To był odcinek z cyklu #RynekWLiczbach.

Publikacja: 14.02.2020 15:12

Foto: parkiet.com

Zacznijmy od głównego w tym momencie czynnika ryzyka, czyli epidemii koronawirusa. Według danych z piątkowego poranka zarażonych było już ponad 64 400 osób. Jakie mogę być skutki tej epidemii dla rynków?

Liczba zarażonych cały czas rośnie. Z jednej strony wirus dość szybko się przenosi, co jest niepokojące, ale z drugiej wskaźnik śmiertelności jest relatywnie niski. Pozytywne jest to, że główne skupiska zachorowań są cały czas zlokalizowane tylko w Chinach. Poza tym krajem zarażeń jest znacznie mniej, a śmiertelność praktycznie żadna. Rynki liczą na to, że działania podjęte przez rząd chiński ustabilizują sytuację i dynamika rozprzestrzeniania się wirusa zacznie się w końcu zmniejszać. Ponadto jest nadzieja, że jest to wirus sezonowy i im bliżej będzie wiosny, tym jego siła rażenia będzie spadać. W tym kontekście, choć oczywiście jest to temat medialny numer jeden, to w długim terminie nie powinien mieć większego wpływu na rynki. W ujęciu średnio i krótkoterminowym ten wpływ niestety może być widoczny.

A jak może to odczuć chińska gospodarka?

Wirus jak na razie ma trzy główne konsekwencje ekonomiczne – spada zapotrzebowanie na ropę, spada ruch turystyczny i spada produkcja. To będzie bezpośrednio oddziaływać na Chiny, ale pośrednio także na gospodarkę globalną. Często pojawiają się analogie z epidemią SARS z 2003 r, ale zwróciłbym uwagę, że wtedy PKB Chin stanowiło kilka procent światowego, a teraz stanowi 17 proc. Stąd wpływ na gospodarkę światową może być większy.

Słyszy się już o przestojach w produkcji, o wstrzymywaniu dostaw w niektórych fabrykach. Nie obawiasz się, że zaczną się bankructwa i reakcją łańcuchową będziemy mieć kryzys?

Myślę, że to zbyt odległa wizja. Zwłaszcza, że działania w zakresie wykrywania, leczenie i izolacji są coraz bardziej efektywne.

Jeśli potraktujemy S&P500 jako indeks nastrojów globalnych, to można powiedzieć, że Amerykanie w ogóle się koronawirusem nie przejęli. W czwartek ustanowił on bowiem rekord historyczny 3385 pkt. W jego ślad idą Nasda1 i Dow Jones. Co napędza tak Wall Street?

Trochę nam się zrobił taki podział rynkowy, w którym są dwa światy- jeden to USA, a drugi to cała reszta. O ile S&P500 zyskał od początku roku 4,5 proc., to Nasdaq już 10 proc. Rynek rośnie i stoją za tym co najmniej dwa, główne powody. Pierwszy to sprzyjająca polityka Fedu, głównie w postaci operacji repo. Drugi to sezon wynikowy. Spółki pokazują raporty i w takim ujęciu ogólnym okazują się one zaskakująco dobre. Dorzuciłbym jeszcze trzeci czynnik, czyli uspokojenie napięć handlowych na linii USA-Chiny.

Pojawiają się analityczne sugestie, że nadszedł czas na inwestowanie w wartość, czyli na taki buffettowskie podejście. Ty się z tym zgadzasz w odniesieniu do Wall Street?

Faktycznie spotykam się z takimi opiniami, że warto zainteresować się spółkami typu "value", kosztem tych typu "growth". Jeśli jednak porównać ich długoterminowe stopy zwrotu, to widać wyraźnie, że inwestorzy wciąż zdecydowanie bardziej cenią te drugie. I nie ma w tym nic dziwnego. Nie dość, że spółki wzrostowe dają lepsze stopy zwrotu, to również poprawiają wyniki w szybszym tempie. Fundamenty są po ich stronie. Potwierdza to też zachowanie indeksu Nasdaq, o którym wspominałem.

Pozostając jeszcze w temacie rynków globalnych – wspominałeś o ropie naftowej, która tanieje z powodu epidemii koronawirusa. Kurs baryłki WTI dotarł ostatnio do 50 USD. Poziom ten nie raz inicjował silne odbicie. Myślisz, że ropa jest już lokalnie wyprzedana?

Psychologiczny, okrągły poziom może działać na wyobraźnie inwestorów, ale przede wszystkim cena ropy będzie zależeć od tego, jak będzie się rozwijać sytuacji w Chinach. Ewentualnie znaczenie mogą mieć działania ze strony producentów ropy, o ile takowe zostaną podjęte. Biorąc jednak pod uwagę aktualną sytuację w Państwie Środka, myślę, że cena powinna się ustabilizować.

Przejdźmy już do polskiego rynku akcji. Porównujesz WIG20 do MSCI EM i wciąż wypadamy na tym tle słabo.

Niestety tak. Zeszły rok był dla blue chips fatalny. WIG20 był w gronie najgorszych indeksów na świecie. Wydawało się więc, że mamy coś do nadrobienia i ten rok powinien przynieść poprawę. Na razie niestety jej nie widać.

WIG20 dotarł ostatnio do strefy wsparcia przy 2050 pkt i na razie udało mu się odbić. Może to sprowokuje odreagowanie? Zwłaszcza, że widać przebłyski siły w branżach energetycznej i paliwowej...

Biorąc pod uwagę fakt, że jak wiele złych informacji już jest w cenach, szansa na odbicie wydaje się całkiem realna. Myślę, że motorem napędowym mógłby być sektor bankowy, choć raczej nie jest to kwestia najbliższych tygodni, tylko kolejnych miesięcy.

Zdecydowanie lepiej wyglądają średnie spółki. Indeks mWIG40 zyskał od jesieni 14 proc. Na GPW wzrosły obroty – średnia dzienna za styczeń to 862 mln zł, podczas gdy w 2019 r. było to prawie 100 mln zł mniej. Zastanawiam się, czy mWIG40 będzie kontynuował ten rajd? Bo jak spojrzeć w przeszłość to te przełomy roku zazwyczaj bywają dla niego udane. Poza tym przy 4100 pkt można doszukiwać się podwójnego szczytu.

Na analizę techniczną patrzę w drugiej kolejności. Bardziej interesują mnie fundamenty spółek z tego indeksu. I trzeba przyznać, że wzrosty mWIG40 nie są bez przyczyny. Są zdrowe, w tym kontekście, że rynek rośnie szeroko, a nie przy pomocy kilku podmiotów. Poza tym zdecydowanie uległy poprawie perspektywy zysków tych spółek, chociażby w porównaniu z tym co było rok temu. Tak więc fundamenty uzasadniają to co dzieje się na wykresie i jeśli ktoś szuka na GPW spółek wzrostowych, to mWIG40 i sWIG80 to jest dobre pole do selekcji.

Skoro wspomniałeś o maluchach. Indeks sWIG80 zyskał już od jesienie 13,2 proc. Rok temu w tym samym okresie zyskał 17,1 proc., a dwa lata temu 10,5 proc. Doszukując się tutaj cykliczności można powiedzieć, że maluchy stają się wykupione. Co na to fundamenty?

Do maluchów trzeba podchodzić bardzo selektywnie, czyli rozpatrywać każdą spółkę indywidualnie. Bo mamy tutaj szerokie spektrum wyboru. Z jednej strony jest tu jeden z najlepszych polskich deweloperów wspierany otoczeniem, a z drugiej wiele mało płynnych "niewiadomych". W tym kontekście nie patrzyłbym na cały portfel indeksu, a bardziej na jego poszczególne składowe.

I na koniec dwie branże, które cały czas potwierdzają swoją świetną kondycję – WIG.Games i WIG-nieruchomości. Co by się nie działo, one zawsze w górę. W odniesieniu do producentów gier – nie masz już uczucia przesytu?

Producenci gier to bardzo dobry przykład spółek wzrostowych na naszym podwórku. Indeks zyskał od początku roku 22 proc., co jest znakomitym wynikiem. Oczywiście lokomotywami są cztery główne spółki. W perspektywie długoterminowej wydaje mi się, że to cały czas jest sektor, na który warto patrzeć. Bo są to firmy, które mają szanse rozwijać się w skali globalnej.

A deweloperzy? Też będą zyskiwać?

Myślę, że tak. Bo sprzyja im otoczenie fundamentalne – niska stopa bezrobocia, rosnące płace, niskie stopy procentowe i popyt na mieszkania przy ograniczonej podaży. Nie zanosi się, by coś się tu miało zmienić, stąd spodziewam się kontynuacji trendu na WIG-nieruchomości.

Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności