Zdaję sobie sprawę, że prowadząc tę rubrykę, łatwo nadużywać określeń „kultowy" czy „legendarny". Biję się w pierś. Jak jednak uniknąć tych przymiotników, opisując Karmanna Ghię? Ten wyjątkowy samochód, produkowany w latach 1955–1974, zrodził się ze współpracy trzech ważnych dla motoryzacji firm. Pomysł pochodził od Wilhelma Karmanna, właściciela znanej firmy karoseryjnej. Zamarzył on o zaprojektowaniu stosunkowo taniego, ładnego dla oka i mało awaryjnego samochodu sportowego. Wcześniej Karmann wytwarzał już dla Volkswagena Garbusa w wersji kabriolet. Teraz więc za bazę posłużył ten sam model, tzw. Typ 1, z którego wzięto wszystko, co tylko możliwe, z podwoziem i silnikiem na czele.

Pozostało „ubrać" nowy model w interesujące nadwozie. Stylizację zlecono firmie Carrozzeria Ghia z Turynu. Postawiono na szalenie modne wówczas futurystyczne linie. Posiadające je auta zwano Supersonic albo nadźwiękowymi, z racji podobieństwa wnętrza do kabiny odrzutowca. Do tej grupy zaliczają się też, m.in.: Fiat 8V Ghia oraz Volvo P1800, kojarzone przede wszystkim z serialem „Święty", gdzie w tytułowego bohatera wcielał się Roger Moore.

Wszystkie trzy elementy pasowały do siebie na tyle perfekcyjnie, że osiągnięto pełen sukces. Producentów cieszył zapewne najbardziej ten rynkowy, ponieważ z taśm produkcyjnych zjechało w sumie blisko 450 tys. samochodów (360 tys. w wersji coupé oraz ponad 80 tys. kabrioletów). Przy okazji jednak udało się sięgnąć po wspomnianą kultowość, a to już pierwszy krok do nieśmiertelności. Auto podbiło serca kierowców na wszystkich niemal kontynentach i dziś jest wielką gratką dla miłośników oldtimerów.

Volkswagen Karmann Ghia, rocznik 1973, w pięknym pomarańczowym kolorze o nazwie Signalorange, czeka w Warszawie. 50-konny, benzynowy silnik 1.6 ma przebieg 98 000 km. Wóz pochodzi z rynku niemieckiego, został tam wyrejestrowany w 1992 r. Prezentuje się pysznie, bowiem ma za sobą pełną restaurację. Popracowano nad podwoziem, nadwoziem i wszystkimi podzespołami, w tym silnikiem. Wewnątrz zregenerowano fotele, tapicerkę siedzisk i boczków wykonano z beżowej skóry, nowa jest nakładka deski rozdzielczej i wykładzina dywanowa. Tak wypieszczone auto zostało wycenione na 79 500 zł. Możemy potem opowiadać, że jeździł nim Brad Pitt.