10 milionów! Ta liczba robi wrażenie. To już dwa razy więcej, niż w czasach świetności liczyła populacja dzikich mustangów. Szacuje się, że w XVIII wieku na amerykańskich preriach żyło ich około pięciu milionów. Rasa koni wywodzi się od zwierząt przywiezionych dwa wieki wcześniej z Hiszpanii przez konkwistadorów. Dostały się na wolność i wtórnie zdziczały, stąd nazwa pochodząca od hiszpańskiego słowa „mesteno" – „bez właściciela". Mustangi ze stajni Forda mają właścicieli, ale wciąż pozostają synonimem wolności.

Wszystko zaczęło się w 1964 roku. Mustang miał być amerykańską alternatywą dla bardzo modnych europejskich wozów typu GT. To on właśnie dał początek nowemu segmentowi samochodów, które zwiemy pony cars. Są niejako mniejszymi braćmi masywniejszych i większych muscle cars. Cel Forda był jasno określony – podbić serca młodych kierowców poszukujących sportowego, niewielkiego auta. Nazwę wybrano idealnie. Trudno o lepsze nawiązanie do amerykańskiego ducha wolności.

Do promocji Mustanga koncern podszedł bardzo nowocześnie. Kampania reklamowa w prasie trafiła – jak ktoś policzył – do 2500 gazet i czasopism. Pojawiły się dynamiczne spoty telewizyjne, które obejrzało ponad 29 milionów widzów. To musiało przynieść efekty i Amerykanie tłumnie ruszyli do salonów Forda. Tylko pierwszego dnia złożono 22 tysiące zamówień. Wystarczyły niespełna dwa lata, by Ford otrąbił wyprodukowanie pierwszego miliona. I pomyśleć, że szefostwo marki zakładało na wstępie sprzedaż około 100 000 egzemplarzy rocznie.

Dziś, gdy świętują produkcję dziesięciomilionowego Mustanga, mogą z dumą mówić, że to najlepiej sprzedający się w Ameryce samochód sportowy ostatnich 50 lat. Od trzech lat jest też liderem sprzedaży wśród modeli sportowych na świecie. „Mustang to serce i dusza naszej firmy i ulubieniec całego świata. Wywołuje uśmiech na twarzach, niezależnie od szerokości geograficznej i języka." – powiedział Jim Farley, prezes globalnych rynków Ford Motor Company.

Jubileuszowy egzemplarz to kabriolet wyposażony w 450-konny, ośmiocylindrowy silnik GT V8. Jest reprezentantem szóstej generacji modelu. Nas, wielbicieli staroci, interesują jednak bardziej te „słabiutkie" i wiekowe samochody. Ogłoszeń z Mustangami w roli głównej jest sporo. Ja jednak, z okazji okrągłej okazji, poszukałem wersji pasującej do okoliczności. To widoczny na zdjęciach Ford Mustang z 1967 roku. Napędza go niemal pięciolitrowy silnik V8 o mocy 200 KM, a cena wynosi dokładnie 200 000 zł. Ma za sobą kompletną odbudowę blacharską i lakierniczą oraz wyremontowany silnik, zawieszenie i wszystkie podzespoły mechaniczne. I to widać. I to jest warte każdych pieniędzy.