O marce Alpine, zawsze ściśle związanej z Renaultem, pisałem w tej rubryce bodaj dwukrotnie, w 2014 i 2015 r., opisując modele A110 i GTA. Wspominałem wówczas, że ta legenda ma szansę powrócić, co potwierdziło się oficjalnie już rok później, a w 2017 r. cieszyliśmy się premierą nowego modelu A110. Nas tu jednak interesują przede wszystkim „starocie".

Przypomnę krótko najważniejsze fakty. 40-letnia historia sportowej marki rozpoczęła się w 1955 r. Założył ją Jean Rédélé, diler Renaulta i wielki pasjonat motoryzacji, który w wolnym czasie dokonywał przeróbek seryjnych aut. Miał do tego smykałkę, bez dwóch zdań! W swoich samochodach odnosił sportowe sukcesy, co przekładało się na wzrost zainteresowania jego pojazdami. I tak oto pod marką Renault Alpine rodziły się modele: A106 i potem A108. Rédélé wytwarzał ich około 100 rocznie. Zwrot nastąpił w 1963 r. wraz z debiutem ich następcy A110, który przebił tę liczbę pięciokrotnie. I tak oto z niezależnej wytwórni Alpine awansowała na oficjalnego producenta sportowych modeli Renaulta.

Lata 70. marka przywitała modelem A310, o podobnej konstrukcji, ale całkowicie odmienionym nadwoziu. W tym duchu utrzymano też stylizacje kolejnych aut, czyli GTA i A610, choć ich technologiczny rozwój był zawsze bardzo duży. Np. sześciocylindrowy, 200-konny motor 2.5 Douvrin z nowatorskim systemem zarządzania silnikiem Renix, kontrolującym pracę wtrysku i zapłonu. To nigdy nie były samochody „wysokonakładowe", ale tak to już jest z wyrafinowanymi konstrukcjami o wysokich możliwościach. Produkcja kolejnych modeli wynosiła od kilku do kilkunastu tysięcy egzemplarzy. Za tymi cechami idzie zawsze wysoka cena. Przy A610 (1991–1995) postarano się jednak, by i ona nie była zbyt duża. Mimo wielu wprowadzonych zmian. Zwany ostatnim francuskim supercarem model wyposażono m.in. w powiększony do 3 litrów silnik V6, który rozwijał moc 250 KM. Samochód mógł pędzić nawet 265 km/h i w niespełna 6 sekund osiągał „setkę".

Łaska pańska – w tym przypadku klienta – na pstrym koniu jednak jeździ. Sukcesu nie było. Przez cztery lata produkcji powstały jedynie 732 egzemplarze Alpine A610. Są opinie, które winę zrzucają na nie najlepszą jakość wykonania, ale czy można im wierzyć? Na pewno ten wciąż młody wóz jest wyjątkowy i rzadki. I pięknie skrojony. Ceny – jak zawsze – są zależne od stanu aut. Wizyta w pierwszym z brzegu serwisie pokazała kwoty od 45 000 do 85 000. Euro oczywiście.