Podwyżka opłat na KNF o 147 proc. bez ostrzeżenia

Uczestnicy polskiego rynku kapitałowego właśnie się dowiedzieli, że będą musieli zapłacić za nadzór o 81 mln zł więcej niż w roku poprzednim.

Publikacja: 24.09.2020 05:00

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Foto: materiały prasowe

Wzrost kosztów nadzoru o 147 proc. w tak trudnych czasach przyniesie najprawdopodobniej zmiany o charakterze fundamentalnym. Trudno znaleźć uzasadnienie dla tak drastycznej podwyżki opłat. Rynek od lat się kurczy, a nadzór się rozrasta. Warto jednak podkreślić, że nie tylko czynnik finansowy jest tu istotny. Dużo poważniejsze są kwestie komunikacyjne i emocjonalne.

Oczywiście nikt się nie cieszy, że musi za coś zapłacić więcej niż wcześniej. Niemniej właściwa komunikacja może wiele zmienić. Gdybym ja chciał podnieść cenę mojej usługi o kilkaset procent, to musiałbym do tego przekonać moich klientów. Musiałbym się z nimi dogadać – dlaczego ta podwyżka jest konieczna (czyli jakie by były konsekwencje, gdybym ceny nie podniósł), jak wykorzystam te nowe środki, w jakim okresie podwyżka ta jest akceptowalna, czy można ją rozłożyć na raty, czy jest to podwyżka jednorazowa, po której wrócimy do poprzednich poziomów, czy będzie to poziom na kolejne lata współpracy i wreszcie – jakie korzyści płatnik odniesie z tej podwyżki. Czyli jaką wartość dodaną dostanie za wyższą cenę.

Niestety, w tym przypadku nie było takich konsultacji, ba – nie ma nawet takich informacji. Płatnicy nie mają pojęcia, skąd się podwyżka wzięła, jak zostaną wykorzystane nowe środki i jakie będą opłaty w latach kolejnych (bo przecież jeśli można bez ostrzeżenia podnieść opłaty o 147 proc., to w następnym roku można zwiększyć np. o 300 proc.). A to z kolei prowadzi do bardzo złych emocji, bo ludzie nie lubią być zaskakiwani płatnościami, których przyczyn nie znają i na które nie byli z odpowiednim wyprzedzeniem przygotowani. Zwłaszcza jeśli są to ludzie, którzy przywykli do podejmowania ważnych decyzji, którzy w związku z tym niosą na barkach olbrzymią odpowiedzialność, którzy bardzo dokładnie planują swoją działalność i którzy nie mogą wymuszać drastycznie wyższych płatności na swoich klientach. Zwłaszcza jeśli ci ludzie są bardzo skrupulatnie rozliczani z pieniędzy, które powierzają im inwestorzy. I zwłaszcza w tak trudnych czasach.

To właśnie te trudne czasy będą miały kluczowy wpływ na przyszłe rozwiązanie problemu. Bo przecież w przypadku niedoszłych podwyżek dla posłów społeczne niezadowolenie wynikało nie z tego, że posłowie zarabiają za dużo, tylko z tego, że nie można podnosić sobie pensji wtedy, kiedy cały kraj zaciska pasa, walcząc z koronawirusem. Podobnie jest tutaj – kiedy spółki walczą o przetrwanie, ktoś arbitralnie ustala sobie, ile potrzebuje pieniędzy, niezależnie od sytuacji gospodarczej w kraju. A to już prowokuje pytania dotyczące istoty funkcjonowania nadzoru. Przecież celem istnienia nadzoru jest ochrona inwestorów, zwłaszcza nieprofesjonalnych. Czy ktoś ich zapytał, czy chcą tyle płacić (bo to przecież oni finalnie te koszty ponoszą), czy są zadowoleni z jakości świadczonej usługi, czy woleliby może, aby podejmowane były inne działania?

Obecny model, w którym teoretyczni beneficjenci istnienia nadzoru, czyli inwestorzy, nie mają wpływu na jego budżet, na określenie priorytetów, na określenie celów nadzorczych i sposobów ich realizacji, nie ma racji bytu. Konieczne są zmiany podporządkowujące nadzór potrzebom suwerena, czyli inwestorów.

Rozwiązaniem prostym może być powrót do wcześniejszego standardu ustalania budżetu nadzorcy przez parlament w ramach ustalania budżetów organów administracji. Nawet jeśli finansowanie następuje spoza środków budżetu państwa, to wartość tego finansowania jak najbardziej może być częścią ustawy budżetowej, jak zresztą było przez dwie dekady. Rozwiązaniem bardziej ambitnym z kolei byłoby podporządkowanie funkcjonowania nadzorcy woli suwerena, tj. zbudowanie modelu, w którym to inwestorzy określaliby budżet nadzorcy i sposób jego rozdysponowania.

Bez dokonania takich zmian wzrastające – wskutek braku kontroli społecznej/rynkowej – koszty nadzoru spowodują, że inwestorzy uciekać będą poza obszar regulowany, przez co zostaną w jeszcze większym stopniu pozbawieni ochrony. Zmiana systemu nadzoru nad nadzorem wydaje się zatem niezbędna, jeśli chcemy chronić inwestorów.

Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20
Felietony
Wszystko jest po coś i ma znaczenie