Beksiński... o odważnym podążaniu własną drogą

Dlaczego Beksiński? Trawestując Gombrowicza, można zapytać: „Dlaczego Beksiński wzbudza w nas zachwyt?". I, w duchu „Ferdydurke", odpowiedzieć: „Bo Zdzisław Beksiński, rocznik 1929, wielkim malarzem był!".

Aktualizacja: 26.06.2021 11:43 Publikacja: 26.06.2021 11:15

Beksiński... o odważnym podążaniu własną drogą

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Można jednak na to pytanie odpowiedzieć bardziej uważnie. Bo (ten zachwyt w nas wzbudzać może właśnie) światowe uznanie dla sztuki Zdzisława Beksińskiego oraz dramatyczna, a równocześnie intrygująca historia człowieka i jego rodziny, motyw śmierci w jego życiu (samobójstwo syna i zabójstwo samego mistrza), będący istotnym, choć niejedynym motywem twórczości. No i oczywiście książki, filmy, artykuły, wystawy, obecność motywów w innych przejawach kultury i sztuki etc. W końcu, ostatnio, aukcyjne rekordy cenowe rozpalające emocje także osób, które do tej pory nie poświęcały tej sztuce tyle atencji. Dość powiedzieć, że jakiś czas temu obrazy mistrza licytowano po kilkadziesiąt tysięcy złotych, a dziś rekord to już 1 milion złotych.

Innymi słowy: „Beksiński ma fejm", jest modny. I nic w takim podejściu złego. Tak po prostu jest. Ale to nie wszystko...

Na pytanie o powody fascynacji Beksińskim i jego twórczością każdy może jednak odpowiedzieć sobie samemu. I zapewne każdy z nas odpowie inaczej. A to zresztą wpisuje się znakomicie w zamysł samego Zdzisława Beksińskiego. Jego obrazy mają przecież tytuł „Bez tytułu", by właśnie każdy mógł dostrzec w nich to, co ma w sobie. Bo to, co czujemy, obcując ze sztuką, to przede wszystkim przecież my sami. Sztuka wszakże emocji w nas z reguły samoistnie nie tworzy, ale wyzwala te, które każdy z nas już w sobie ma. Warto się nad tym pochylić, choć to temat na odrębną dyskusję (...).

Odważny i dobry człowiek

Z biografii mistrza zatrzymuje mnie odwaga w poszukiwaniu siebie, a równocześnie dowód na możliwość połączenia sacrum z profanum – spraw zwyczajnych ze wzniosłymi. Bo oto człowiek wykształcony w zupełnie innej dziedzinie, wybranej za sugestią autorytarnego ojca, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb własnych i rodziny słyszy i coraz odważniej idzie za swym wewnętrznym głosem. Eksperymentuje, nie boi się, szuka, nie odpuszcza. Fotografia to początek. Potem rysunek, rzeźba, proza (o tym nie każdy wie) i, last but not least, malarstwo – olejne i akrylowe. Cały czas Beksiński słucha siebie i nie boi się próbować nowych technik.

Odrzuca świadomie atrakcyjne propozycje niezgodne z jego „ja" – np. ofertę prestiżowego stypendium do USA. Jak sam o tym wspomina, rozstania z domem mają na niego zły wpływ, o czym szczerze (choć używając słów bardziej dosadnych) pisze, wskazując m.in. na dolegliwości gastryczne wywołane przez stres związany z podróżami. Wielkim jego wsparciem jest Zofia – żona. Wspólna ich relacja jest – w najlepszym tego słowa znaczeniu – zwyczajna. W domu mistrz jest Zdziśkiem po prostu. To ciepły człowiek, dowcipny, pomagający bliskim, elokwentny, a równocześnie pełen lęków, w tym lęku przed śmiercią właśnie, której tyle w życiu doświadczył... Zginął tragicznie zamordowany w 2005 roku przez członka dalszej rodziny, którą od lat wspierał (...).

Miał poczucie humoru i dużo do siebie dystansu. Jak czytam na stronie Beks.pl, sam o sobie pisał:

„Od najmłodszych lat malowałem. Rysowałem oficjalnie uwspółcześnione, ale zrzynane z Grottgera sceny partyzanckie, a ponieważ »Playboy« wtedy nie istniał, więc wykonywałem też nieoficjalnie rozmaite rysunki, które zdobyły aplauz u kolegów, ale nie u księdza. Był pierwszym, który się na mnie naprawdę poznał, grzmiąc z ambony w trakcie rekolekcji: »Jest tu jeden taki między wami, który robi takie ohydne rysunki«. Ławki w kościele zaczęły trzeszczeć, inni uczniowie obracali się w moim kierunku: »Synu, ja ci przepowiadam, ty umrzesz, a twoje wstrętne dzieła gorszyć będą jeszcze pokolenia«".

Ksiądz miał rację, ale jedynie częściowo bo, jak widzimy, zwiedzając choćby wystawę „Beksiński w Warszawie", gros z prac mistrza trudno zaliczyć do „strasznych", o czym jednak nie każdy jeszcze wie. Ale na pewno jego obrazy zatrzymują, to bez dwóch zdań.

Sztuka sama się nie obroni

Mówi się, że polscy twórcy nie tylko reprezentują, ale tworzą światowy poziom sztuki. Są nierzadko trendsetterami. Casus Zdzisława Beksińskiego to potwierdza. A równocześnie pokazuje, że „sztuka sama się nie obroni"; i to nawet ta najlepsza. Oddać tu trzeba pokłon zmaganiom Anny i Piotra Dmochowskich, którzy aktywnie propagowali, i czynią to nadal, sztukę mistrza w Polsce i poza jej granicami. Nie do przecenienia jest wkład Wiesława Banacha, przyjaciela mistrza oraz wieloletniego dyrektora Muzeum Historycznego w Sanoku, z którego książek i innych opracowań można garściami czerpać wiedzę o twórczości Beksińskiego. Muzeum cały czas podejmuje działania propagujące tę twórczość, równocześnie chroniąc nadużycia na tej płaszczyźnie, jak np. falsyfikaty i inne naruszenia. Duża tu rola dr. Jarosława Serafina, dyrektora Muzeum. Prawnym ramieniem Muzeum w tych działaniach jest Kancelaria RKKW.

W dniu dzisiejszym niezwykle ważne jest dostrzeżenie i docenienie tworzących współcześnie polskich twórców, którzy – pomimo często niezwykłego talentu i dokonań – bez mecenatu z prawdziwego zdarzenia skazani są często na niebyt lub nie mogą się rozwijać właściwie. Choćby dlatego, pomijając sprawy prozaiczne, że nie mogą zgromadzić zbioru swoich prac w celu ich wystawiania, udziału w – krajowych i międzynarodowych – konkursach i podobnych wydarzeniach. Nie są w stanie, bo często sprzedają je „na pniu", by po prostu utrzymać siebie i rodzinę. A co dopiero koszty transportu, ubezpieczenia, wystawienia (w tym prezentacji w internecie na odpowiednim poziomie) i ew. opłat konkursowych. Fundacja Nova Ars Poloniae stara się wychodzić naprzeciw tej potrzebie, m.in. tworząc Bank Sztuki Nova Ars Poloniae, gromadzący prace opiekowanych artystów, właśnie w celu ich adekwatnego prezentowania w Polsce, za granicą, a także w sieci. Czoła chylimy i dziękujemy przy tym naszym darczyńcom. Wkrótce zaprosimy państwa na kolejną taką właśnie wystawę, także w Centrum Praskim Koneser, które wspiera nasze działania, udostępniając przestrzeń wystawową na światowym poziomie.

Dr Radosław L. Kwaśnicki, przewodniczący rady Fundacji Nova Ars Poloniae, koordynator wystawy „Beksiński w Warszawie".

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek