Historyczne dane pokazują jednoznacznie, że efekt stycznia jest potwierdzonym statystycznie rynkowym odchyleniem. W ciągu ostatnich 27 lat indeks WIG notował wzrostowy początek roku w 16 przypadkach, a w 11 ugiął się pod naporem niedźwiedzi. Ten ostatni nigdy nie był jednak specjalnie dotkliwy. Średnia zmiana notowań podczas spadkowych styczniów wynosi -5,4 proc. Z kolei średnia zmiana podczas wzrostowych miesięcy to 10,3 proc. Styczeń ma więc trafność na poziomie 59 proc. przy relacji średniego zysku do średniej straty na poziomie bliskim 2. Pod względem średniej zmiany dla całego okresu próby styczeń również nie ma sobie równych. Średnio WIG rośnie w pierwszym miesiącu roku o 4 proc., a gdy pominiemy wartości skrajne z lat 90. (a konkretnie wzrost o 37,3 proc. w styczniu 1996 proc. i spadek o 17,7 proc. w styczniu 1995 r.), to średnia utrzymuje się wciąż na wysokim poziomie sięgającym 3,6 proc. Mediana zmian jest oczywiście dodatnia i wynosi 1,3 proc. Przy tak korzystnych statystykach raczej trudno być pesymistą na początku każdego roku. Teraz wprawdzie rynki pogrążone są w bessie, ale to nie znaczy, że styczeń nie miałby przynieść wzrostowej kontry. Zwłaszcza że trochę zachęca do tego analiza techniczna. Wskazywał na to podczas piątkowego przeglądu rynków w Parkiet TV Sobiesław Kozłowski, szef departamentu doradztwa inwestycyjnego Noble Securities. Zwracał on uwagę, że WIG dotarł pod koniec 2018 r. do linii długoterminowego trendu wzrostowego. A linia ta stanowi przecież silne wsparcie, a więc jest pretekst, by ruszyć na północ. W ujęciu krótszym WIG zamknięty jest właśnie między 50- i 200-sesyjną średnią kroczącą. Pierwsza znajduje się na poziomie 57 000 pkt, a druga przy 58 200 pkt. I to są najbliższe – odpowiednio – wsparcie i opór dla tego indeksu. Pokonanie drugiego powinno sprzyjać realizacji scenariusza wynikającego ze statystyk historycznych. Z kolei pokonanie pierwszego przybliży nasz rynek do 17. spadkowego stycznia w historii GPW. Wychodząc jednak poza WIG, widać spore wsparcie dla byków ze strony WIG20. Indeks ten pozostaje ostatnio relatywnie silniejszy od swoich zagranicznych odpowiedników, jak DAX i S&P 500. Pozytywne wieści dla posiadaczy akcji napłynęły też w piątek zza oceanu. Mowa o wystąpieniu szefa Fedu Jerome'a Powella podczas spotkania członków American Economic Association. Wyraźnie zaakcentował on, że Fed jest w stanie bardzo szybko reagować na zmiany w gospodarce, dlatego bacznie się im przygląda i zależy mu, by utrzymać dotychczasowe tempo wzrostu, silny rynek pracy i inflację bliską 2 proc. Inwestorzy zinterpretowali to jako gotowość do złagodzenia polityki, czego efektem były popołudniowe zwyżki Nasdaq i S&P 500 o ponad 3 proc. W zasadzie nikt nie powiedział, że efekty sezonowe nie mają wsparcia w bankach centralnych...