Najdroższe spółki stają się coraz droższe

Wzięliśmy pod lupę firmy o najwyższej jednostkowej cenie akcji – dominują reprezentanci nowych technologii. To również oni wiodą prym pod względem stopy zwrotu za ostatnie miesiące.

Aktualizacja: 12.08.2020 13:09 Publikacja: 12.08.2020 05:00

Foto: GG Parkiet

Kursy niemal 40 spółek notowanych na warszawskiej giełdzie przekraczają pułap 100 zł. Mowa tu o 30 firmach z rynku głównego (jeszcze w czerwcu ta grupa liczyła 23 firmy) oraz 8 z NewConnect. Żeby znaleźć się w najdroższej dziesiątce na GPW, papier musi kosztować 473 zł. Dwa miesiące temu poprzeczka była zawieszona niemal o 100 zł niżej.

Technologie na fali

Najdroższe na rynku głównym są akcje odzieżowego LPP (kurs oscyluje w okolicach 7200 zł), oferującego świadczenia pozapłacowe Benefitu (808 zł) i producenta słodyczy – grupy Wawel (ponad 570 zł). Tuż za nimi plasują się reprezentanci nowych technologii. Ich wyceny, od momentu marcowego załamania na rynkach, dostały dodatkowego paliwa do wzrostów, bo sektor IT jest beneficjentem trwającej pandemii. W efekcie udział spółek technologicznych w grupie najdroższych emitentów rośnie. Mowa tu m.in. o Vigo Systems, 11 bit studios, PlayWayu, Ten Square Games, Creepy Jar (NewConnect), CD Projekcie czy Comarchu.

Wzrosty obserwowane w sektorze IT wpisują się w trend obserwowany na zagranicznych rynkach. W Stanach Zjednoczonych to właśnie spółki technologiczne są motorem trwającej hossy. Od marcowego załamania wyceny takich firm jak Amazon, Apple czy Facebook szybują, a paliwa do dalszych zwyżek dostarczają analitycy, którzy systematycznie podwyższają ceny docelowe dla akcji technologicznych gigantów. Przykładem może być najnowsza wycena dla koncernu Apple: Wedbush ocenił, że wycena rynkowa w wysokości 2 bln USD jest w zasięgu ręki i podniósł swoją cenę docelową dla akcji do 515 USD (obecnie notowania oscylują w okolicach 451 USD).

– Notowania spółek w biznesie technologicznym są w trendzie wzrostowym od kilku lat, choć zdarzały się głębsze tąpnięcia, jak to marcowe związane z pandemią. Obecnie ceny są już wysokie i w wielu przypadkach dyskontują dość odległą przyszłość, co jest obarczone dużą niepewnością, a wyznaczenie punktu zwrotnego w trendzie jest bardzo trudne – komentuje Dominik Niszcz, analityk Trigon DM. Dodaje jednak, że nawet jeśli przejściowo wyceny giełdowe będą wyższe niż rzeczywista wartość, nie można wykluczyć, że krótkoterminowo nastawieni inwestorzy będą w stanie zarobić na dalszych zwyżkach. Istotny będzie dalszy napływ inwestorów i ich kapitału – ciągle chodzi tu o inwestycje giełdowe jako alternatywę dla depozytów.

– Mimo to mniej zaawansowani inwestorzy powinni w takim środowisku zwrócić uwagę przede wszystkim na spółki, które już osiągają powtarzalne zyski i wypłacają regularnie dywidendę, bo takie też są w branży IT – radzi ekspert Trigona. Wtóruje mu Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM. Podkreśla, że hossa na rynku spółek technologicznych trwa w USA już od lat, a duża jej część była w pełni uzasadniona dokonaniami tych spółek.

– Na naszym rynku nie mamy jednak zbyt wielu firm z tego sektora (pominę gry, bo to raczej wydawnictwa medialne, spółki software'owe niż technologiczne) i należy zachować ostrożność, inwestując w nie. Szczególnie gdy firmy te są dopiero w fazie tworzenia produktu. Większość z nich historycznie nie przyniosła zysków inwestorom, a produkty albo nie powstały, albo okazały się dalekie od oczekiwań i nie zostały skomercjalizowane – podsumowuje Materna.

Gdy rynki są mocno rozgrzane, wystarczy impuls, by uruchomić mocną korektę. Często impulsem tym bywa publikacja sprawozdań finansowych. Z uwagi na pandemię firmy z GPW opublikują wyniki później niż zwykle. Nakłada się to na zwyczajowo późne publikowanie raportów okresowych przez spółki notowane na naszym parkiecie. Gros z nich dopiero niedawno pokazało raport za I kwartał, natomiast za oceanem inwestorzy mogą już przeglądać raporty kilkuset spółek za II kwartał. Tylko do końca lipca wyniki opublikowało ponad 130 spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500, z czego ponad sto miało zysk netto wyższy od oczekiwań rynkowych. W tym gronie był też wspomniany już Apple, który poinformował przy okazji o planowanym splicie akcji.

Podział akcji: za i przeciw

Na GPW o możliwych podziałach akcji w ostatnim czasie informowały nieliczne firmy. Wśród nich jest Bloober Team. Rockbridge TFI zażądał włączenia do porządku obrad walnego zgromadzenia, które odbędzie się 27 sierpnia, uchwały dotyczącej splitu.

„Podział akcji poprzez obniżenie wartości nominalnej z 0,10 zł do 0,01 zł ma na celu poprawienie płynności akcji w obrocie na NewConnect. Dodatkowo ulegnie zmniejszeniu różnica między najlepszymi rynkowymi ofertami kupna i sprzedaży, która jest na poziomie znacząco wyższym niż w przypadku innych spółek z sektora notowanych na NewConnect" – czytamy w piśmie skierowanym przez fundusz do zarządu Bloobera. Za akcję studia trzeba teraz zapłacić ponad 200 zł, wobec 61 zł na początku roku.

Czy wysoka jednostkowa cena akcji może być barierą dla inwestorów, w szczególności indywidualnych? W pewnym stopniu tak. Czyni też inwestycję trudniejszą, bo trudno o efektywną dywersyfikację i tzw. rebalancing.

– Gdy spółka jest notowana w granicach 500–1000 zł, problem jest mniejszy, ale w przypadku takiego LPP, którego jedna akcja jest notowana na poziomie ok. 7000 zł, może to sprawiać problemy, i to nawet w przypadku nieco większych portfeli. Powiedzmy, że posiadamy 1 mln zł i chcemy mieć 20 spółek o równym udziale, wówczas na LPP przypadałoby zaledwie siedem akcji. Jakakolwiek zmiana alokacji w spółkę, zmniejszenie lub zwiększenie zaangażowania, niesie za sobą znaczną procentową zmianę udziału danej pozycji – wskazuje Kamil Hajdamowicz, zarządzający w Vienna Life TU na Życie. W grę wchodzi też efekt psychologiczny: w przypadku akcji o wysokiej cenie inwestor może mieć awersję do alokowania tak dużej sumy w stosunkowo niewielką liczbę walorów. I odwrotnie, niższa cena daje poczucie większej elastyczności.

– Nie jest to oczywiście do końca racjonalne, ale taki tok myślenia jest często spotykany. Są więc sytuacje, gdzie split akcji może wesprzeć płynność danej spółki bez negatywnego wpływu na stan posiadania inwestorów. A zwiększona płynność może rozruszać kurs mniej płynnej spółki, zbliżając jej notowania do wyceny fundamentalnej – podsumowuje Hajdamowicz.

Z kolei Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners Inwestycji w Wartość FIZ, zwraca uwagę, że splity były bardzo popularne podczas bańki dotcom, kiedy wiele spółek przeprowadzało takie operacje regularnie. Przykładem może być Citrix, który w latach 1998–2000, w każdym roku przeprowadzał podział akcji. Podobnie było ze spółką Oracle, która w latach 1995–2000 zrobiła aż sześć splitów. Natomiast niektóre spółki nie przeprowadzają ich w ogóle, co znajduje odzwierciedlenie w wysokich kursach.

– Najpopularniejszym przykładem są akcje Berkshire Hathaway. Cena jednej akcji klasy A przekroczyła 300 000 USD. Dla inwestorów o mniejszych portfelach są również notowane akcje klasy B o wartości ponad 200 USD – wskazuje Żółkiewicz. Dodaje, że w przeszłości kurs akcji wyrażony w tysiącach USD mógł ograniczyć popyt od drobnych inwestorów, którzy nie mogli pozwolić sobie na zakup nawet jednej akcji w taki sposób, by zachować sensowną dywersyfikację. Dziś czynnik ten w USA jest już bez znaczenia, gdyż większość brokerów, jak Schwab, Fidelity czy nawet aplikacja Robinhood, umożliwia handel ułamkami jednej akcji.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty