Takiego stanu nie da się utrzymać na dłuższą metę. Polskie społeczeństwo się starzeje, emerytów będzie coraz więcej, a ludzi pracujących coraz mniej. W efekcie wpływy do systemu będą maleć, a wydatki rosnąć.

Teoretycznie wiadomo, co w takiej sytuacji należy zrobić. Można np. zachęcać migrantów do przyjazdu do Polski, promować większą dzietność, wydłużyć okres aktywności zawodowej i przesunąć w górę wiek uprawniający do przejścia na emeryturę, mobilizować ludzi do dodatkowego odkładania pieniędzy na starość. W naszym kraju podejmowano już tego typu próby. Została stworzona możliwość gromadzenia pieniędzy na IKE i IKZE (z korzyściami podatkowymi), ale rozwiązania te nie zyskały dostatecznej popularności. Pieniądze, które wpłynęły w ubiegłym roku na IKE, stanowiły tylko 0,7 proc. wszystkich składek emerytalnych (gros z nich jest zapisywanych na rachunkach w ZUS), a na IKZE – 0,4 proc. Podobny poziom osiągnęły wpłaty do pracowniczych programów emerytalnych.

Polacy tłumaczą się, że bardzo chcieliby oszczędzać na starość, ale mają za niskie dochody. Silne jest też przeświadczenie, że zapewnienie świadczenia na przyzwoitym poziomie to obowiązek państwa. A do wszelkich zachęt i obietnic nie ma co się przywiązywać, bo przecież wszyscy pamiętają, co się stało z OFE.

Przystępujemy właśnie do testowania nowego rozwiązania – już od lipca będą uruchamiane pracownicze plany kapitałowe. Miejmy nadzieję, że tym razem się uda.