Rynek w ostatnich miesiącach nie jest zbyt łaskawy dla graczy szukających okazji do gry na wzrost cen. Od dłuższego czasu takich okazji brakuje, a więc już tak słabe sygnały odbierane są z nadzieją, że może tym razem rozpoczyna się taka zmiana, która pozwoli na sukces. Poszukiwanie na siłę okazji do gry w jednym kierunku niestety może prowadzić do wybiórczego postrzegania czynników wpływających na zmiany rynkowe. Tak może być i w tym wypadku. Przynajmniej na razie nie ma bowiem poważnych przesłanek za tym, by już teraz oczekiwać mocnej zwyżki. Owszem, okolica 1650 pkt. jawi się jako silne wsparcie w długim terminie i pewnie jest znaczna szansa na to, że w takim horyzoncie ostatecznie będzie to istotny dołek, ale w tej chwili rynek oddalił się zbyt słabo, by już można było takie tezy stawiać w sposób mocny. Jesteśmy wystarczająco blisko, by nadal istniała realna groźba ataku na okolicę wsparcia. To tylko kilkadziesiąt punktów. Trend się jeszcze nie zmienił. W najlepszym razie można mówić o braku trendu spadkowego, ale zdecydowanie nie ma powodów, by określać obecny rynek jako rynek byka. W tej chwili ceny kontraktów mają problem z kontynuacją zwyżki z ostatniego tygodnia, a same wskazania miar nastrojów to za mało, by już nie liczyć z ryzykiem spadków.