Takiego krachu rynki nie widziały od 2008 r. W reakcji na cząstkowe wyniki brytyjskiego referendum indeks FTSE 100 tracił na początku sesji 8,7 proc. Akcje niektórych dużych banków (Barclays, RBS) spadały ponad 20 proc., a niektórych firm budowlanych nawet o 40 proc. Przez pierwszą godzinę i 40 minut sesji z londyńskiej giełdy wyparowało ponad 200 mld funtów – więcej niż łącznie wynosiły składki wpłacane do UE przez Wielką Brytanię w ciągu 24 lat.
Funt osłabł o prawie 11 proc. wobec dolara, do najniższego poziomu od 1985 r. Niemiecki DAX tracił na początku sesji 10 proc., francuski CAC 40 też 10 proc., hiszpański Ibex 35 –12 proc., polski WIG 20 – 11,5 proc. Japoński indeks Nikkei 225 zakończył dzień 7,9 proc. na minusie, a Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, spadł o 2,9 proc. Rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich znów stała się ujemna, a złoto drożało o 7,5 proc. Akcje producentów złota znalazły się wśród nielicznych, które zyskiwały na giełdach. Na przykład papiery Rangold Resources rosły na początku sesji aż o 30 proc. Tak gwałtowna ucieczka do złota oraz innych bezpiecznych aktywów wyraźnie świadczyła o tym, jak bardzo inwestorzy nie docenili ryzyka Brexitu. Co prawda jeszcze przed południem spadki na giełdach zaczęły hamować (m.in. po tym, jak Bank Anglii zapowiedział wpompowanie 250 mld funtów w system finansowy, a EBC ogłosił, że jest gotowy zapewnić dodatkową płynność), to nadchodzące dni na rynkach wciąż powinny być bardzo nerwowe.
Nadeszła nieprzewidywalność
– Reakcja inwestorów na rynkach akcji oraz kontraktów terminowych na główne światowe indeksy, ale i nie tylko, była jednoznaczna – sprzedać wszystko. Stąd też potężne luki na otwarciu rynków kasowych, które spadały nierzadko w dwucyfrowym tempie. Taka przecena była jednak oczekiwana przez uczestników rynku i dużo się o tym mówiło, że w przypadku Brexitu przecena na europejskich parkietach może przekroczyć nawet 10 proc. Niemniej jednak od momentu otwarcia giełd w piątek rano indeksy, po zanotowaniu potężnych luk cenowych, zaczęły mozolnie odrabiać straty przy zwiększonych obrotach. To z kolei może oznaczać, że po pierwszej panice, której skala została już wcześniej oszacowana, sytuacja zacznie się normalizować i do wywołania jeszcze większej przeceny będą potrzebne nowe czynniki – mówi „Parkietowi" Daniel Kostecki, dyrektor departamentu analiz rynkowych HFT Brokers.
– W najbliższym czasie kluczowa będzie następująca kwestia: czy agencje ratingowe obniżą oceny dla Wielkiej Brytanii, a jeżeli tak, to jak duży może być to ruch? Tu pierwszym może być S&P, który jeszcze przed ogłoszeniem referendum obniżył perspektywę do negatywnej. Posunięcia agencji ratingowych mogą być katalizatorem do kolejnej fali wyprzedaży, jeżeli cięcia będą znaczące. Agencja S&P już zapowiedziała, że podejmie decyzję do najbliższego poniedziałku. Na razie jednak rynki będą żyć spekulacjami na temat spotkań na szczycie i ustaleń pomiędzy decydentami, które mogą zapaść w najbliższy weekend. Pytanie, czy nie dojdzie do przyspieszenia zaplanowanego na 28–29 czerwca szczytu UE – zastanawia się Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.
Analitycy spodziewają się, że zmienność na rynkach może utrzymać się bardzo długo. Wszak to, kiedy Wielka Brytania wyjdzie z Unii i na jakich warunkach, jest na razie wielką niewiadomą. Brytyjskie referendum, podobnie jak upadek Lehman Brothers, wprowadziło rynki na całkiem nieznane wody. – Rynki nie lubią niewiadomych, a referendum w sprawie Brexitu przyniosło ich całe mnóstwo; nie tylko nie wiemy, jak sytuacja będzie się dalej rozwijać, ale nie wiemy nawet, kto będzie musiał sobie z nią poradzić. Choć nie jest łatwo w czasach tak silnej zmienności na rynkach, uważamy, że należy zachować długą perspektywę inwestycyjną. Będziemy uważnie obserwować działania polityków, ponieważ to od nich rynki będą najprawdopodobniej czerpać ewentualne wskazówki – uważa David Zahn, starszy wiceprezes, zarządzający portfelami inwestycyjnymi Franklin Templeton Fixed Income Group. Jego zdaniem jeszcze długo może dawać o sobie znać ucieczka inwestorów od ryzykownych aktywów ku „bezpiecznym przystaniom". – Oznacza to, że aktywa postrzegane przez inwestorów jako obarczone większym ryzykiem, np. akcje czy obligacje korporacyjne, będą, według mnie, osiągały słabsze wyniki, a kapitał będzie płynął w kierunku aktywów charakteryzujących się wyższą jakością i postrzeganych jako bezpieczniejsze, na czele z brytyjskimi i niemieckimi obligacjami skarbowymi – dodaje Zahn.