To przekonanie zostało u mnie wzmocnione po lekturze znakomicie udokumentowanej książki „Cena zniszczenia" Adama Tooze. Niszczy ona wiele mitów związanych z niemieckim „cudem gospodarczym" przed drugą wojną światową i pokazuje prawdziwe, ekonomiczne, przyczyny globalnego konfliktu. Okazuje się bowiem, że Hitler rozpętał wojnę, gdyż przewidywał, że w bliskiej przyszłości powstanie zglobalizowana gospodarka zdominowana przez USA. W tym systemie Niemcy oraz inne kraje Europy czekała marginalizacja, Hitler i wspierające go niemieckie elity uznały więc, że jedyną formą obrony będzie stworzenie jednego, wielkiego europejskiego rynku chronionego przed amerykańską konkurencją. Rynek ten miał powstać na drodze zbrojnego podboju. Niemcy uznały więc, że należy rozpętać europejską wojnę, zanim Ameryka za bardzo urośnie w siłę. Problem w tym, że weszły do wojnę totalnie nieprzygotowane i nie mając żadnych szans w gospodarczej konfrontacji z amerykańską potęgą przemysłową.

Tooze opisuje, jak Niemcy przed wojną bankrutowały, toczyły spory z wierzycielami, zmagały się z kryzysami bilansu płatniczego i braku potrzebnych surowców. Były krajem borykającym się z ogromnymi problemami gospodarczymi, w którym istniały ogromne obszary biedy, wielka część siły roboczej pracowała w rolnictwie, a na rolnika przypadało tylko nieco więcej ziemi niż w biedniejszej Polsce. Książka ta opisuje więc desperackie (i prowadzące do zbrodni) próby zwiększenia produkcji zbrojeniowej w Niemczech, wyżywienia Rzeszy i zapewnienia jej potrzebnej siły roboczej. Rozprawia się też z mitem „apolitycznego gospodarczego geniusza" ministra Alberta Speera – de facto wielkiego szarlatana, który manipulował statystykami i kradł zasługi innym. Ówczesna próba rzucenia wyzwania przez Niemcy amerykańskiej gospodarce skończyła się w łatwy do przewidzenia sposób: ruiną europejskiej gospodarki. Niestety, przez szaleństwo Niemców straciła na tym mocno również Polska.