Chodzi o decyzje podjęte w sprawie powołania do rady nadzorczej spółki, w drodze głosowania odrębnymi grupami, Jerzego Gabrielczyka i Sławomira Najnigiera. Zarząd Libetu informuje, że wyrok – jako orzeczenie pierwszej instancji – nie jest prawomocny. Pozostaje on też bez wpływu na bieżące funkcjonowanie firmy. Według zarządu żadna z osób, które zostały powołane w skład rady nadzorczej, nie pełni obecnie funkcji w tym organie na podstawie uchwał, które były objęte wyrokiem.

Ponad rok temu odbyło się nadzwyczajne walne zgromadzenie, podczas którego część akcjonariuszy sprzeciwiła się wyborowi członków rady nadzorczej w głosowaniu odrębnymi grupami bez przeprowadzenia głosowania nad takim sposobem wyboru. Wśród nich były m.in. fundusze emerytalne. Kto konkretnie wniósł sprawę do sądu, nie podano. Na razie nie wiadomo też, czy którakolwiek ze stron odwoła się od wyroku.

Obecnie w akcjonariacie spółki jest czterech dużych udziałowców. Największymi z nich jest Glaspin Consultants Limited i Lybet Limited, do których należy 30,1 proc. akcji i głosów. Podmiot ten jest kontrolowany przez prezesa Thomasa Lehmanna, członka zarządu Ireneusza Gronostaja oraz Gabrielczyka. Po kilkanaście procent udziałów mają fundusze reprezentowane przez TFI Esaliens oraz OFE Nationale Nederlanden, a niespełna 10 proc. należy do OFE PKO BP Bankowy.

Od kilku miesięcy kurs akcji Libetu zazwyczaj mieści się w dość wąskim przedziale cenowym wynoszącym 1,8–2,1 zł. Mimo że po III kwartałach skonsolidowane przychody Libetu były na podobnym poziomie co w tym samym czasie 2016 r., a czysty zarobek wyniósł niewiele powyżej zera, to zarząd uważa 2017 r. za stosunkowo udany.