Rynek antyków z nożem w plecach

Nowe prawo reguluje handel antykami.

Aktualizacja: 10.12.2017 21:28 Publikacja: 10.12.2017 12:02

Rynek antyków z nożem w plecach

Foto: Czas Luxusu

W Dzienniku Ustaw z 5 grudnia wydrukowano rozporządzenie ministra kultury w sprawie obowiązku prowadzenia ksiąg ewidencyjnych przez antykwariuszy i marszandów. Rozporządzenie obowiązuje od 6 grudnia. Ma ono podstawowe znaczenie dla nabywców i dla samego rynku.

W księdze należy rejestrować każdy sprzedany zabytek w cenie powyżej 10 tys. zł, trzeba wpisywać różne informacje o transakcji. Najważniejsze jednak, że prawo nakazuje spisywać każdego nabywcę (!) takiego przedmiotu. W księdze znajdzie się jego adres, PESEL itp. Tego najbardziej boją się sprzedawcy oraz klienci.

Panuje przekonanie, że znakomita część rynku zejdzie do podziemia. Już za około pół roku będziemy wiedzieli, czy uzasadniony był lęk przed nowym prawem. Czy faktycznie jest to cios nożem w plecy? Wyczerpująco sygnalizowałem projekt prawa w „Parkiecie" (21–22 października). Prawodawca pod wpływem m.in. krytyki prasowej wprowadził zmiany do ostatecznej wersji rozporządzenia.

Zaskakuje przede wszystkim fakt, że każdy sam sobie ma sporządzić papierową księgę. Prawdopodobnie chodzi o to, że w ten sposób budżet zaoszczędzi pieniądze na druku znormalizowanych ksiąg. Wprowadzono też pojęcie „komisu". Projekt operował tylko pojęciem „sprzedaży". Ograniczało to poważnie zakres działania nowego prawa. W kraju handluje się prawie wyłącznie przedmiotami przyjętymi w komis, ponieważ antykwariatom brak kapitału na zakup towaru.

Dla nabywcy ma znaczenie fakt, że do księgi wpisywać trzeba tylko „zabytki". Według prawa zabytek to: „Dzieło człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową" (ustawa z 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, Dziennik Ustaw nr 162).

Policja odwiedzi antykwariat

W myśl tej definicji prawnej zabytkiem jest np. słynny obraz Aleksandra Kobzdeja „Podaj cegłę", bowiem jest sztandarowym świadectwem epoki socrealizmu. Ale wykonana tego samego dnia abstrakcyjna kompozycja Kobzdeja zabytkiem już nie jest. Jest mianowicie „dobrem kultury".

Sygnalizuję, jakie konflikty czekają nabywców. Na pewno będą toczyć się długotrwałe urzędowe spory na temat, czy coś jest czy nie jest zabytkiem. Od tego zależy, czy was jako nabywców wpiszą do ksiąg. Myślę, że za rok prawo zostanie zmienione i zamiast „zabytku" znajdzie się w nim znacznie szersze pojęcie „dobro kultury". Wtedy klientów spisywać będą przy zakupie każdego obrazka np. Edwarda Dwurnika czy tegorocznego absolwenta akademii.

Do ksiąg mają wgląd, oprócz policji, przede wszystkim służby finansowe. Rośnie obawa, że pytać one będą klientów: a skąd, chłopie, miałeś kasę na obrazek za 10 tys. zł?

Przewidziane prawem wpisy będą niezwykle pracochłonne i czasochłonne. Duże firmy będą musiały zatrudnić odrębny personel do wpisów.

Na przykład w antykwariatach numizmatycznych jest mnóstwo przedmiotów, które spełniają warunki rozporządzenia. Czy firmy wytrzymają finansowo dodatkowe koszty? Nowa regulacja wynika z prawa unijnego. To prawo powinien wprowadzić już rząd Donalda Tuska.

Chwała Bogu, że upadł pomysł resortu cyfryzacji. Księgi miały mieć postać teleinformatyczną. Wtedy wszyscy uprawnieni i nieuprawnieni znaliby treść ksiąg o każdej porze dnia i nocy.

Zmieńmy temat na bardziej optymistyczny. Co się dzieje na przedgwiazdkowym rynku?

Gwiazdkowe prezenty można znaleźć w antykwariatach z książkami. Niektóre przygotowały specjalną ofertę. Warszawski antykwariat Kwadryga (www.kwadryga.com) proponuje np. pięknie ilustrowane książki dziecięce z lat 60. XX wieku.

Być może wasza babcia lub dziadek czytali te wydania w dzieciństwie? Na pewno ucieszą się z takiego sentymentalnego prezentu. 30 zł kosztuje idealnie zachowana książeczka z 1959 roku pt. „Kłopoty babuleńki", z popularnej wówczas serii „Poczytaj mi, mamo".

Burzliwe życie kolekcjonera

Podobny asortyment proponuje Desa Unicum (www.desa.pl). 19 grudnia na dwóch aukcjach będzie można wylicytować oryginalne plansze i ilustracje komiksowe oraz ilustracje książkowe i satyryczne. Na pierwszej aukcji kolekcjonerzy zwrócą uwagę na dzieła Jerzego Skarżyńskiego, który stworzył komiks o Janosiku. Na drugiej aukcji są ilustracje, które nadają się do dekoracji np. dziecięcego pokoju.

Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl) 16 grudnia zorganizuje w Bydgoszczy aukcję rzeźby. Będą dzieła np. Magdaleny Abakanowicz i Xawerego Dunikowskiego. Miłośnik historii może kupić sobie pod choinkę figurę z brązu przedstawiającą Tadeusza Kościuszkę.

Jest oczywiście jakiś drobiazg Jana Lamberta-Ruckiego (1888–1967). To polski artysta emigrant, który tworzył we Francji i zrobił błyskotliwą międzynarodowa karierę. Do niedawna jego dzieła nie były w Polsce znane. Spopularyzował je kolekcjoner Marek Roefler, który zorganizował monograficzną wystawę Ruckiego z swoim prywatnym muzeum w Konstancinie (www.villalafleur.pl).

Ostatnio ukazała się pierwsza monografia-album artysty, wydana przez Marka Roeflera. Autorem opracowania jest Artur Winiarski, kurator prywatnego muzeum. Z uważnej lektury dowiadujemy się, że jedno z prezentowanych dzieł pochodzi ze zbioru wybitnego kolekcjonera Edwarda Miszczaka.

Warto zajrzeć do domu aukcyjnego Ostoya (www.aukcjeostoya.pl). 16 grudnia na aukcji wystawiony będzie ciekawy zabytek. To gobelin (350 na 200 cm), ma on cenę wywoławczą 100 tys. zł. Gobelin należał do Ignacego Korwin-Milewskiego (1846–1926), jednego z największych kolekcjonerów polskiego malarstwa. Na galerii Muzeum Narodowego w Warszawie wiszą obrazy z jego kolekcji, ponieważ kupował tylko rzeczy najlepsze.

Milewski miał burzliwe życie, w historii Polski jest postacią legendarną. Zakupił wyspę na Adriatyku u wybrzeży Chorwacji, gdzie zamieszkał na stałe w 1905 roku. Rewolucja październikowa pozbawiła go majątków ziemskich w Rosji. Popadł w kłopoty finansowe i wtedy sprzedał wielką kolekcję. Zbiory kupił warszawski antykwariusz Abe Gutnajer.

Milewski zyskał nieśmiertelność jako hojny mecenas sztuki. U największych polskich malarzy zamówił na przykład ich autoportrety. Namalowali je m.in. Jan Matejko, Aleksander Gierymski, Alfred Wierusz-Kowalski. Dziś ta galeria kilkunastu wybitnych autoportretów znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Ostoya ma niebywałe szczęście do odkrywania zabytków z ciekawym rodowodem.

[email protected]

Parkiet PLUS
Do poprawy wyników spółek z branży chemicznej niezbędny jest wzrost popytu i cen
Parkiet PLUS
Najwyższe stopy zwrotu przyniosą średnie spółki
Parkiet PLUS
Drozapol, Kernel... czyli ostra walka o delisting
Parkiet PLUS
Bank centralny jedyną realną opozycją przeciw rządom Victora Orbána
Parkiet PLUS
Nie ma planów i prac nad zmianami w OFE
Parkiet PLUS
Dodatków bio w paliwach przybywa