W przypadku startupów, w kontekście ich innowacyjnych, często przełomowych w danej dziedzinie wynalazków, mówi się w jęz. angielskim „disruption". To oznacza zakłócenie dotychczasowego porządku, radykalną zmianę zastanego stanu. Ale – jak podkreśla Jason Lane, wiceprezes Mastercard Europe, odpowiedzialny za rozwój rynku – to sformułowanie ma raczej złą konotację. Według niego dlatego lepiej używać w tym wypadku słowa „change", czyli zmiana. – Zmiany są jedyną pewną rzeczą obok śmierci i podatków. I tę zmianę w świecie finansów przyniosą fintechy – tłumaczy.
Nie będzie to jednak rewolucja, w której Dawid pokona Goliata. Jak przekonuje Lane, zmiana ta siłę czerpać ma nie z indywidualności startupów, lecz z współpracy wokół ich nowatorskich projektów. – Owa zmiana wymaga współpracy starego z nowym. Kooperacja jest korzystna zarówno dla młodych i innowacyjnych firm, jak i dojrzałych organizacji. Taka filozofia pozwala skutecznie rozwijać projekty, ale również dojrzałe przedsiębiorstwa – podkreśla Jason Lane.
Barierą są nadmierne regulacje
Polski sektor finansowy należy do jednego z najbardziej innowacyjnych. Szymon Wałach, szef pionu transformacji cyfrowej PKO BP, wskazuje choćby na przykład Polskiego Standardu Płatności BLIK. – Dziś to najszybciej rosnąca metoda płatności w e-commerce. Ale prawdziwie szerokie perspektywy otwierają się w przelewach między numerami telefonów. Właśnie w tę stronę muszą iść banki – zaznacza Wałach.
Zdaniem Rossa D'Arcy'ego, odpowiedzialnego za rozwój kalifornijskiego startupu Ripple, bez współpracy z fintechami będzie to jednak niezwykle trudne. – To właśnie te innowacyjne firmy najskuteczniej pomagają organizacjom się zmieniać – twierdzi.
Tradycyjnym graczom na rynku napędzanym przez szybkie, innowacyjne zmiany jest ciężej. – Następuje kolizja między ideą „chcę coś zrobić – prosto i szybko" a naturą takich organizacji, które są duże, powolne, obarczone regulacjami – wyjaśnia Julian David, prezes startupu techUK.