W przeszłości obserwowaliśmy kilkakrotnie sytuacje, gdy złoty poważnie tracił względem euro i dolara, ale ten rok może zaserwować nam odwrotny scenariusz.

Wiele wskazuje, że niezależnie od tego, jak potoczą się kolejne sesje, PLN zakończy 2017 r. jako najsilniejsza waluta na świecie (pomijając mozambickiego meticala). Silna gospodarka jest zapewne jedną z głównych przyczyn koszykowego umocnienia, ale szczególnie ważna jest aprecjacja euro, która zazwyczaj wywołuje analogiczne, ale silniejsze ruchy na walutach państw naszego regionu.

W przeszłości okolice 4,15 zazwyczaj okazywały się niemożliwe do sforsowania dla EUR/PLN, ale wiele wskazuje, że w pierwszej połowie 2018 r. mamy szansę przetestować po raz pierwszy od 2011 r. symboliczne 4,00, co wiązałoby się ze spadkiem USD/PLN do przedziału 3,20–3,30. Kluczowe będą tutaj oczywiście dalsze działania FOMC. Po raz pierwszy od lat Komitetowi udało się zrealizować swoje założenia z początku roku. Gdyby w 2018 r. rzeczywiście miały miejsce kolejne trzy podwyżki stóp, trudno byłoby uzasadnić dalszą aprecjację euro, a w konsekwencji złotego. Obecnie rynek dyskontuje około 65 proc. szans na zacieśnienie polityki w marcu, co wydaje się przesadnie optymistyczne w kontekście zmiany na fotelu prezesa Fedu i szansy, że Jerome Powell będzie wolał rozpocząć kadencję ostrożnie.

Za utrzymaniem trendu z ostatnich miesięcy przemawia także to, że polityka EBC i RPP wydaje się coraz bardziej niezrozumiała, co rodzi ryzyko jej zmiany. W chwili obecnej tzw. Wu-Xia shadow rate, czyli efektywna stopa procentowa uwzględniająca efekt luzowania ilościowego, znajduje się w Europie około 6 pp niżej niż w USA, mimo że strefa euro i Stany Zjednoczone legitymują się bardzo porównywalnym wzrostem i wskaźnikiem inflacji. W Polsce zapowiadane jest utrzymanie stóp na niezmienionym, najniższym w historii poziomie przez najbliższy rok, mimo że CPI przejściowo osiągnęło cel NBP, a wzrost jest najwyższy od lat. Wydaje się, że wystarczy, by wskaźnik wzrostu cen nie wrócił w 1Q2018 poniżej 2 proc. r./r., by część członków RPP zrobiła poważny rachunek sumienia. Pomóc może im w tym kolejna projekcja inflacyjna NBP, uwzględniająca ostatni wzrost cen ropy.