Konflikt na linii USA–Turcja, który skutkował gwałtowną wyprzedażą tureckiej liry, nie jest początkiem kryzysu, ale następstwem trwającego latami systematycznego podporządkowywania gospodarki politykom i ich żądzy władzy. W tym również banku centralnego. Jako że politycy i ich aspiracje w tym serialu odgrywają główną rolę, więc szybkie zażegnanie kryzysu wydaje się mało prawdopodobne. Co więcej, jest bardzo prawdopodobne, że kryzys się rozszerzy i częściowo uderzy w Europę. Dlaczego obraz jest tak pesymistyczny? Po pierwsze dlatego, że władze Turcji na kryzys pracowały latami. Po drugie, Turcja nie chce wprowadzić działań naprawczych, których oczekiwałyby rynki finansowe. Po trzecie, brak zaufania do Banku Turcji powoduje, że rynki sceptycznie będą podchodzić do wszystkich jego działań, zmierzających do zażegnania kryzysu. Po czwarte, w Turcji jest wysoki odsetek kredytów walutowych. Po piąte, mocne zaangażowanie w Turcji banków hiszpańskich i włoskich oznacza groźbę rozlania się kryzysu na Europę. I to już za chwilę. Bank Goldman Sachs prognozuje, że turecki system bankowy zawali się przy kursie USD/TRY na poziomie 7,1. I po szóste, mając na uwadze znaczenie geopolityczne Turcji, kryzys gospodarczy w tym kraju oznacza też kryzys geopolityczny, a jego skutki mogą być długotrwałe i trudne do przewidzenia. Gdyby jeszcze było mało, to dodatkowo jesteśmy w okresie negocjacji budżetowych we Włoszech. Coś, co w innych warunkach mogłoby praktycznie przejść bez echa, teraz może stać się zarzewiem nowych obaw o kondycję całej strefy euro.

Ciekawie zrobiło się nie tylko na rynkach finansowych, ale również na wykresie dziennym WIG20. Po mocnym rajdzie w drugiej połowie lipca, indeks ten następnie dwukrotnie atakował silną strefę oporu 2333,07–2341,94 pkt, jaką tworzą maksima z kwietnia i maja br. W obu przypadkach atak był nieudany, co samo w sobie jest już sygnałem sprzedaży. Sygnał ten został potwierdzony w piątek, gdy w następstwie wyrysowanej wówczas długiej czarnej świecy na wykresie powstała formacja podwójnego szczytu. To sugeruje spadek poniżej 2200 pkt. I to będzie najmniejszy wymiar kary. Bardziej prawdopodobne jest bowiem zejście w okolice 2100 pkt. Dopiero tam strona popytowa stanie przed szansą odzyskania kontroli nad rynkiem.