Autorem tytułowej prognozy o rekordzie WIG-u jest Wojciech Białek, analityk rynkowy i bloger. Jeśli ta predykcja się zmaterializuje, indeks szerokiego rynku czeka prawie 17-proc. rajd w górę w perspektywie najbliższych kilku miesięcy.

Trudne bicie rekordów

Droga na szczyt nie będzie jednak wolna od przeszkód. Goście Loży Parkietu, tym razem wyjątkowo odbywającej się na żywo na naszym Kongresie, zwracali uwagę na to, że nastawienie inwestorów indywidualnych jest niepokojąco dobre. – Indeks INI znalazł się najwyżej od początku 2017 r. Wystarczyło, że WIG20 przetestował 200-sesyjną średnią, a nastroje zmieniły się na pozytywne. Uważam, że nastroje muszą się najpierw trochę schłodzić, by przygotować grunt pod zwyżkę. Przełom listopada i grudnia może więc przynieść spadki – mówił Białek.
Podobnego zdania był Sobiesław Kozłowski, ekspert Noble Securities. – Wysokie odczyty INI traktuję jako wyznacznik euforii i kontrariańsko oczekuję swoistego rynkowego catharsis. W perspektywie 6–12 miesięcy uważam jednak, że WIG będzie wyżej niż teraz – mówił ekspert. W opinii prof. Borowskiego do prawdziwej hossy potrzebny jest kapitał zagraniczny, a żeby ten do nas przypłynął, potrzebna jest zmiana trendu na Wall Street. – By odwrócić hossę, która trwa 10 lat, potrzeba więcej niż kilkusesyjnego załamania. Formacja zmiany może być budowana kilka miesięcy lub nawet rok, więc wciąż potrzebujemy cierpliwości – mówił ekspert.

Bilans szans i ryzyka

O ile ruchy kapitału zagranicznego najbardziej wpływają na WIG20, to mWIG40 i sWIG80 pozostają pod dużym wpływem czynników lokalnych. Te ostatnie nie ułatwiają niestety decyzji o kupnie akcji misiów. Spadek dynamiki PKB, likwidacja OFE, skutki wyroku TSUE dla sektora bankowego i znak zapytania przy odsetku pracowników, którzy pozostaną w PPK, mogą odstraszać inwestorów. – Bilans ryzyk faktycznie jest niekorzystny, ale to dobrze. Gdyby było inaczej, to wyceny byłyby na innym, mniej atrakcyjnym poziomie. Tymczasem C/WK dla rynku jest poniżej 1, więc jest po prostu tanio – mówił Kozłowski. Przyznał jednak, że nie pokusiłby się o prognozowanie dokładnego momentu przełomu, po którym te wyceny wejdą w trend wzrostowy.
– Moim zdaniem te ryzyka są już w cenach. Problem polega na tym, że rynkiem, który odciąga kapitał lokalny, jest rynek nieruchomości. Dopóki stopy zwrotu na GPW nie będą wyglądać atrakcyjnie na tle rynku nieruchomości, dopóty inwestorzy na giełdę nie wrócą. Ponadto potrzebne są większe zachęty podatkowe i edukacja finansowa – tłumaczył prof. Borowski.

Inwersja i hossa

Białek zwracał uwagę, że dla niego największym czynnikiem ryzyka jest inwersja krzywych rentowności w USA. – Tylko raz, w 1965 r., był to sygnał fałszywie ostrzegający przed recesją. W pozostałych przypadkach sprawdzał się. Wyprzedzenie może sięgać nawet 15 miesięcy. Stąd wniosek, że majowy rekord będzie pułapką. Potem dojdzie do dystrybucji, tąpnięcia i dopiero w 2021 r. będą warunki do prawdziwej hossy – mówił ekspert. Podczas dyskusji pojawiło się barwne nawiązanie do spirali. – Nasz rynek się nakręca i czekamy, aż wystrzeli – mówił prof. Borowski.
Puentą dyskusji były propozycje portfeli skrojonych na miarę niełatwych, każących uzbrajać się w cierpliwość czasów. Sobiesław Kozłowski podpowiadał, by stawiać na to, co jest słabsze, a sprzedawać to co silniejsze. Ekspert zwracał uwagę na branżę energetyczną i bankową, a także na wyprzedany i mniej płynny segment sWIG80. – Ja stawiałbym na deweloperów. WIG-nieruchomości wyznacza ośmioletnie maksima, a perspektywa wysokich stóp na razie temu rynkowi nie zagraża. Ponadto, patrząc na wskaźnik C/Z, sektor jest relatywnie tani – tłumaczył Wojciech Białek. Z kolei prof. Borowski zwracał uwagę na to, że pierwsze do hossy przystępują duże spółki, a dopiero później podłączają się te o mniejszej kapitalizacji. – O tej zmianie liderów należy pamiętać podczas konstruowania takiego portfela. Ponadto, jakieś 3–5 proc. miejsca przeznaczyłbym na pallad. Taka ekspozycja na rynek surowców jest dobra na przeczekanie i dotrwanie do tego właściwego wybicia – dodał prof. Borowski.