Ostatnie dni na warszawskiej giełdzie mocno nadszarpnęły nerwy inwestorów. Tylko w środę WIG20 stracił prawie 1,7 proc. i zjechał w okolice 2200 pkt. Nastroje przed czwartkową sesją były więc nie najlepsze chociaż co więksi optymiści liczyli, że po kilku dniach spadków dojdzie w końcu do obicia.

I faktycznie na początku czwartkowych notowań realizowany był optymistyczny scenariusz. Indeks największych spółek zyskiwał prawie 1 proc. Na nieznacznych plusach w pierwszej części notowań znajdowały się również inne europejskie wskaźniki. Niestety w drugiej części dnia po tym sielankowym obrazie zostało już tylko wspomnienie.

Na zachodzie Europy główne indeksy zjechał pod kreskę i zaczęły tracić nawet ponad 1 proc. Staremu Kontynentowi nie pomagało również to, co działo się na starcie notowań na Wall Street. Tam zagościł kolor czerwony i tym samym praktycznie przesądzony został koniec notowań w Europie. W otoczeniu solidnych spadków WIG20 zachowywał się relatywnie nieźle. Co prawda szybko oddał początkowe wzrosty, ale mimo wszystko do końca dnia walczył, aby zamknąć dzień na plusie. Byki z tej rywalizacji wyszły zwycięsko. WIG20 zyskał 0,2 proc. i przynajmniej na razie poziom 2200 pkt został obroniony (wszystko to działo się przy stosunkowo niewielkich obrotach).

Czwartkowa, relatywna siła GPW, to raczej marne pocieszenie jeśli spojrzymy na zachowanie rynków w ostatnich tygodniach. Nasz parkiet od dłuższego czasu porusza się w trendzie bocznym, co generalnie jest domeną rynków wschodzących. Zdecydowanie lepiej prezentują się bardziej dojrzałe parkiety, gdzie byki wciąż jednak próbują przejąć inicjatywę.

Ostatnia sesja tygodnia powinna upłynąć pod znakiem danych makroekonomicznych. Jeśli chodzi o krajowe informacje, to te najważniejsze będą dotyczyć stopy bezrobocia. Oprócz tego czeka nas m.in. odczyt dotyczący sprzedaży detalicznej w Stanach Zjednoczonych.