Wojciech Białek: podsumowanie 2017 r. i prognozy giełdowe na rok 2018

Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao, podsumował w Parkiet TV 2017 r. i przedstawił swoje prognozy na nadchodzące 12 miesięcy.

Aktualizacja: 29.12.2017 13:27 Publikacja: 29.12.2017 12:03

Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao

Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao

Foto: parkiet.com

Dziś ostatnia sesja w tym roku, więc to idealny moment, żeby krótko podsumować te ostatnie 12 miesięcy. Jakby pan ocenił ten rok okiem analityka?

W jednym z moich ostatnich komentarzy na temat stanu polskiej gospodarki użyłem cytatu z "Fausta" Goethego: "chwilo trwaj, jesteś piękna". Już od dłuższego czasu bowiem, wiele wskaźników wygląda bardzo optymistycznie: najszybszy wzrost gospodarczy od prawie sześciu lat, równowaga w obrotach bieżących zagranicą, niski deficyt budżetowy (w ujęciu rocznym najniższy od lat 2007-08), rosnące płace i zatrudnienie. Do tego dochodzą silny złoty oraz WIG oscylujący zaledwie kilka pkt proc. poniżej swojego historycznego maksimum.Główna obawa jest taka, że to wygląda zbyt pięknie, by mogło trwać zbyt długo.

A jakieś negatywne zaskoczenia w 2017 r.?

Tutaj wskazałbym na niezdolność naszych małych i średnich spółek do podłączenia się pod ten pozytywny trend gospodarczy. Dodam też, a propos pozytywów, że byłem pozytywnie zaskoczony kontynuacją hossy na Wall Street mimo obaw związanych z wygraną Donalda Trumpa.

Zostawmy 2017 r. i przejdźmy do tego, co nas może czekać na giełdzie w roku 2018.

Tutaj warto jeszcze wrócić do kwestii gospodarczych i wskaźników koniunktury dla strefy euro i USA. Niektóre z nich są najwyżej od 2007 r. lub nawet 2000 r. Zastanawiam się więc, ile czasu potrzeba by przejść z tej euforii gospodarczej do następnej recesji. Patrząc na statystyki historyczne dla strefy euro oraz tempo wypłaszcza się krzywej rentowności w USA dostajemy prognozę, że kolejna globalna recesja przyjdzie w drugim półroczu 2019 r. lub na początku 2020 r.

Subskrybuj i oglądaj #PROSTOzPARKIETU na youtube

Odległa perspektywa.

Tak, dlatego uważam, że rok 2018 będzie takim przejściowym okresem, między trwającym boomem i jakąś formą załamania, o której wspominałem. Pytanie jak to przejście będzie wyglądać. Zakładam, że pierwsze półrocze 2018 r. będzie bardziej pozytywne, a drugie może przynieść poważniejsze objawy nadchodzącej słabości. Istotną zagadką jest dynamika wskaźników inflacji. W szczególności dotyczy to USA. To od tej dynamiki zależeć będzie tempo zaostrzania polityki monetarnej przez Fed. Im dłużej ta inflacja będzie, nazwijmy to "pod kontrolą", tym dłużej Fed będzie mógł podnosić stopy w dotychczasowym, powolnym tempie (1,25 pkt proc. w dwa lata). Jeśli więc wzrost cen utrzyma się na niskim poziomie, to można sobie wyobrazić, że ten boom gospodarczy potrwa jeszcze jakiś czas, co dla nas będzie oznaczać, że WIG w pierwszym półroczu pobije historyczny rekord.

Grozi nam skok inflacji?

Patrząc na nasze podwórko, to od dołka deflacji mijają teraz trzy lata i mamy rekordowe przyspieszenie wzrostu cen. Na razie spowodowało to tylko osiągnięcie środka celu inflacyjnego NBP, czyli 2,5 proc. Wystarczyło to jednak by realna stopa RPP spadła do rekordowo niskiego poziomu -1 proc. A to nie jest dobry sygnał dla złotego. Myślę, że nasza waluta zacznie tracić dopiero wtedy, gdy rozpocznie się jakiś intensywniejszy ruch kapitału od rynków wschodzących, co ja wiąże tradycyjnie z osłabieniem na rynku surowców. W marcu 2018 r. mamy wybory prezydenckie w Rosji i zakładam, że Władimir Putin chciałby iść do wyborów w otoczeniu drożejącej ropy, stąd porozumienie z Saudyjczykami. Wydaje mi się więc, że inflacyjna, surowcowa faza cyklu potrwa do końca pierwszego kwartału 2018 r., a później niestety zaczniemy wkraczać w fazę gotówkową, w której najbardziej atrakcyjny będzie dolar. Wróci więc siła amerykańskiej waluty, powodując osłabienie złotego.

Słaby złoty będzie wspierał warszawskie misie? Ostatnio maluchy zaczęły zachowywać się lepiej, więc może dyskontują już poprawę warunków, a może to tylko efekt sezonowy?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że te ostatnie zwyżki sWIG80 mają związek z końcówką roku i tym, że zarządzający chcieliby zakończyć 2017 r. z dobrymi wynikami. Oczekuje więc przerwy w tym trendzie na początku roku. Jeśli jednak wiązać słabość maluchów w 2017 r. z tym, że nasi zarządzający zostali zaskoczeni napływem kapitału do WIG20 i rozpaczliwie od kwietnia próbowali się wydostać z tych niepłynnych portfeli misiów, to paradoksalnie osłabienie napływów kapitału na rynki wschodzące może być pozytywnym sygnałem dla mniejszych spółek. Zarządzający przestaną mieć bowiem motywację, by pozbywać się ich walorów na rzecz blue chips. Jak się porówna obecny cykl do poprzedniego, tego z lat 2012-2016, to okazuje się, że pod koniec 2013 r. mieliśmy do czynienia z identyczną sytuacją tzn. słabnięciem sWIG80 na rzecz WIG20 i trwało to dziewięć miesięcy. Jeśli ufać tej analogii, a właśnie teraz mija dziewięć miesięcy od rozpoczęcia trendu spadkowego na sWIG80, obstawiam, że pierwsze trzy kwartały będą relatywnie lepsze na małych i średnich spółkach. Z tym, że na początku roku może nas czekać małe rozczarowanie związane w wygaśnięciem tego efektu podciągania wyników przez zarządzających.

Cykliczność rynków jest więc, przynajmniej na najbliższe dwa/trzy kwartały po stronie kupujących. Dostrzega pan jakieś czynniki ryzyka, globalne lub lokalne, które mogą zaszkodzić bykom. Na przykład ograniczenie skupu aktywów przez EBC?

Jak pokazuje przykład USA, zaostrzenie polityki pieniężnej nie musi oznaczać od razu odpływu kapitału z rynków akcji. Zanim ten wpływ będzie widoczny, musi minąć trochę czasu, a tradycyjnie ten cykl europejski jest opóźniony względem amerykańskiego. Tak więc najpierw słabość powinna być widoczna w USA, a dopiero potem w strefie euro. W moich przewidywaniach, już tradycyjnie, pod koniec tej dekady następuje "chinageddon" i to właśnie Chiny stanowią dla mnie główny czynnik ryzyka. Jeśli do końca dekady nic się nie stanie, to będę musiał się poddać i stwierdzić, że Chińczycy okazali się mocniejsi niż chociażby Japończycy, którzy w podobnej fazie cyklu demograficznego doświadczyli załamania. Drugim źródłem ryzyka jest moim zdaniem bańka w branży IT, o której świadczy koncentracja kapitału w największych spółkach na świecie, jak Apple, Google, Amazon itd. (tzw. FANG Stocks, red.). Z boomem w tym sektorze wiązać też można poniekąd fenomen bitcoina, który jest czymś w rodzaju "zabawki" na czasy hossy w sektorze IT.

Na koniec chciałbym zapytać o to, co może być globalnym motorem napędowym koniunktury w 2018 r.? Widzi pan gdzieś źródło paliwa dla zwyżek?

Gdyby w gospodarce działała jakaś nierozpoznana, deflacyjna, ciemna materia, która będzie hamować przyspieszenie inflacji, to konsekwencją powinien być wolniejszy wzrost rentowności , następnie przedłużenie okresu słabości dolara i w ostatecznym efekcie dłuższy okres dobrej koniunktury na rynkach wschodzących. Dodatkowo pozytywnym czynnikiem mogłyby być jakieś fuzje i przejęcia. Po tylu latach hossy, w warunkach szczytu boomu gospodarczego, zwykle zwieńczeniem jest właśnie fala gigantycznych fuzji, które pobudzają emocje uczestników rynku. Na razie tego zjawiska nie było, więc być może pojawi się w 2018 r.

Inwestycje
Inwestorzy w oczekiwaniu na obniżki stóp
Inwestycje
Długie pozycje na rynku gazu wciąż testem charakteru dla inwestorów
Inwestycje
Istota istotności
Inwestycje
Organizacja procesu badania istotności
Inwestycje
Określenie grupy interesariuszy
Inwestycje
Niezbędna dokumentacja