Amerykanie znaleźli gruby kij na chińskie spółki technologiczne

Chiny/USA. W ślad za sankcjami na Huawei, ByteDance i Tencent mogą pójść restrykcje wymierzone w Baidu czy Alibabę. Waszyngton na poważnie bierze się za „czyszczenie" internetu z wpływów Pekinu.

Publikacja: 24.08.2020 05:31

Mike Pompeo, amerykański sekretarz stanu, otwarcie mówi, że USA chcą uderzyć w chińskich gigantów te

Mike Pompeo, amerykański sekretarz stanu, otwarcie mówi, że USA chcą uderzyć w chińskich gigantów technologicznych, takich jak Alibaba, Baidu i Tencent. Chcą również, by ich politykę naśladowali sojusznicy.

Foto: Bloomberg

Administracja Trumpa coraz mocniej uderza w chińskie firmy technologiczne. Jednym z przejawów tej polityki jest prezydenckie rozporządzenie wprowadzające po 45 dniach od jego publikacji zakaz prowadzenia przez amerykańskie spółki transakcji z chińskimi właścicielami popularnych aplikacji TikTok i WeChat. (Później zostało ono zmodyfikowane, tak że ByteDance, właściciel aplikacji TikTok, dostał 90 dni na sprzedanie swoich operacji w USA. Spółce nakazano też skasować dane zdobyte od amerykańskich użytkowników TikTok). W ślad za tym poszło zaostrzenie sankcji przeciwko koncernowi Huawei. Amerykanie zakazali spółkom spoza USA sprzedawania (bez specjalnych licencji) tej firmie chipów zbudowanych z użyciem amerykańskiej technologii. Gdy prezydent Trump został spytany na konferencji, prasowej, czy sankcje obejmą w przyszłości też koncern Alibaba, odpowiedział: „Właściwie to przyglądamy się też innym".

BAT na celowniku

– Aplikacje z ChRL zagrażają naszej prywatności, rozprzestrzeniają wirusy, propagandę oraz dezinformację. Najbardziej wrażliwe informacje biznesowe i osobiste Amerykanów muszą być chronione na ich telefonach komórkowych przed wykorzystywaniem i kradzieżą na korzyść Komunistycznej Partii Chin – sekretarz stanu Mike Pompeo w ten sposób ogłaszał w pierwszym tygodniu sierpnia rozszerzenie programu „Czystej Sieci" mającego chronić amerykański internet przed ingerencją obcych sił.

Program ten, jeśli zostanie zrealizowany, może okazać się miażdżący dla chińskich gigantów internetowych. Przewiduje on, że „niezaufani" dostawcy usług telekomunikacyjnych z ChRL nie będą mogli być obecni w amerykańskich sieciach, ale również że wzbudzające zastrzeżenia chińskie aplikacje będą musiały zniknąć z amerykańskich sklepów internetowych. „Niezaufanym" chińskim producentom smartfonów zostanie zablokowana możliwość preinstalowania na swoich produktach „zaufanych" amerykańskich aplikacji. Nie będą oni mogli też umożliwiać ściągania tych aplikacji ze swoich sklepów internetowych. Może to oznaczać, że np. smartfony Xiaomi czy Oppo zostaną odcięte od aktualizacji aplikacji ze sklepu Google, podobnie jak to się stało w przypadku smartfonów Huawei. (Huawei odpowiedział na to stworzeniem własnego sklepu z aplikacjami, ale wygląda na to, że amerykańscy regulatorzy zablokują również tę furtkę). Podjęte mają zostać też działania mające zapobiec umieszczaniu przez Amerykanów wrażliwych informacji w systemach opartych na chmurze internetowej, których operatorami są chińskie spółki. – Chronimy najbardziej wrażliwe dane osobiste Amerykanów i najcenniejszą własność intelektualną naszych spółek, w tym badania nad szczepionką na Covid-19, przed ingerencją za pośrednictwem systemów opartych na chmurze zarządzanych przez takie spółki, jak Alibaba, Baidu, China Mobile, China Telecom i Tencent – mówił Pompeo.

Baidu, Alibaba i Tencent to trzej główni chińscy potentaci internetowi, tworzący tzw. grupę BAT. (Akronim ten powstał po tym, jak główne amerykańskie spółki internetowe zaczęto nazywać grupą FAANG). Spośród nich Tencent stał się już celem amerykańskich sankcji – jako właściciel aplikacji WeChat. Baidu została trafiona pośrednio, gdyż amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) wszczęła śledztwo w sprawie oszustw księgowych w serwisie streamingowym iQiyi. Serwis ten, nazywany „chińskim Netflixem", należy do Baidu i zachodzi podejrzenie, że zawyżał o kilkadziesiąt procent swoje przychody.

Teoretycznie chińskie spółki internetowe mogłyby doskonale sobie poradzić bez obecności na rynku amerykańskim. Rynek ten odpowiada przecież zaledwie za 2 proc. przychodów spółki Tencent, a TikTok generuje około 90 proc. swoich przychodów w Chinach. Większym problemem byłoby jednak odcięcie im dostępu do amerykańskiego rynku finansowego i technologii made in USA. Część chińskich spółek (np. Alibaba) już dawno zabezpieczyła się przed ewentualnymi kłopotami na amerykańskich giełdach, przeprowadzając oferty publiczne w Hongkongu czy Singapurze. Kluczowych technologii nie da się jednak szybko zastąpić.

GG Parkiet

– Spółki z branży mediów społecznościowych oraz platformy e-handlu w Chinach są mocno zależne od amerykańskiej technologii. To dotyczy ich infrastruktury fizycznej. Mają więc podobną słabość jak Huawei. USA stanowią bardzo małą część ich rynku, ale mogą sprawić, że straty na rynku w Chinach będą duże, jeśli zablokują im dostęp do technologii – uważa Alex Capri, analityk z Hinrich Foundation.

Suma chińskich błędów

Amerykanie oficjalnie uzasadniają swoją krucjatę przeciwko chińskim firmom technologicznym tym, że część z nich ma powiązania z wojskiem i bezpieką. Jest więc bardzo wysokie prawdopodobieństwo tego, że mogą przekazywać im informacje dotyczące swoich klientów. Prawo obowiązujące w ChRL zresztą zobowiązuje spółki technologiczne do udzielania wszelkiej pomocy służbom specjalnym. Amerykanie nie są zaś jedynymi, którzy bronią się przed „niezaufanymi" chińskimi aplikacjami. TikTok i wiele innych chińskich aplikacji zablokowano niedawno w Indiach, po tym jak doszło do starć indyjsko-chińskich w Himalajach.

Chińskie władze reagują jednak na wszelkie tego typu oskarżenia alergicznie. – Wiele z chińskich spółek poddanych obecnie jednostronnym amerykańskim sankcjom jest niewinnych, a ich technologie i produkty są bezpieczne. Absurdem jest mówienie przez USA o „czystej sieci", gdy jest ona pokryta ich własnym brudem – stwierdził Wang Wenbin, rzecznik chińskiego MSZ. Mówiąc o

„ich własnym brudzie", odnosił się zapewne do amerykańskich programów szpiegowania w internecie ujawnionych m.in. przed Edwarda Snowdena.

Oburzenie prominentów z Pekinu na to, że blokuje się chińskie aplikacje, jest jednak mocno podszyte hipokryzją. W ChRL bowiem od wielu lat blokowane są popularne serwisy internetowe z USA i innych państw. System nazywany „Wielkim Firewallem Chińskim" blokuje m.in. Google'a, YouTube'a, Facebooka i Twittera, by bronić Państwo Środka przed „dywersją ideologiczną", czyli przenikaniem idei, które nie są aprobowane przez Komunistyczną Partię Chin. Polityczne motywy blokowania poszczególnych witryn internetowych są łatwe do zauważenia. I tak np. Twitter został objęty blokadą w czerwcu 2009 r., tuż przed 20. rocznicą masakry na pekińskim placu Tiananmen. Facebook został zablokowany w Chinach w lipcu 2009 r., po zamieszkach na zachodzie kraju. Instagram zablokowano we wrześniu 2014 r. po rozpoczęciu w Hongkongu rewolucji parasolek, czyli wielkich protestach wymierzonych w Chiny. YouTube był blokowany kilkakrotnie w zeszłej dekadzie (m.in. po zamieszkach w Tybecie), a ostatni zakaz funkcjonuje od marca 2009 r. Ostrze cenzury uderza też w portale, które nie są związane z polityką. Np. we wrześniu 2018 r. zablokowano należący do Amazona serwis Twitch z rozgrywkami e-sportu.

Oczywiście system ten nie jest w 100 proc. szczelny, a miliony Chińczyków z łatwością go obchodzi, ale pozwolił wyrosnąć na tym ogromnym rynku krajowym potentatom internetowym. Wyszukiwarka Baidu stała się więc chińskim Google'em, a serwis Weibo – chińskim Twitterem. Część amerykańskich gigantów próbowała wrócić na rynek chiński. Mark Zuckerberg, prezes Facebooka, wielokrotnie jeździł do Chin i spotykał się z oficjelami z KPCh, ale nie przyniosło to rezultatów. Google poszedł o krok dalej. W 2018 r. ujawniono, że Google pracował nad wyszukiwarką Dragonfly, czyli „przyjazną dla cenzury" wyszukiwarką dla Chińczyków. (Potem oficjalnie porzucił ten projekt).

Nie da się też ukryć, że gdyby Chiny prowadziły nieco inną politykę, to mogłyby uniknąć gniewu USA. Na jesieni 2016 r. z prezydentem elektem Trumpem spotkał się przecież założyciel Alibaby Jack Ma i obiecywał pomoc przy stworzeniu miliona miejsc pracy w Ameryce. Lobby działające na rzecz Chin dawało o sobie mocno znać. Gdy generał Robert Spalding poruszał w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) temat zagrożenia związanego z chińskimi technologiami w sieciach 5G, dostawał ostrzeżenia, że spółki telekomunikacyjne chciały pozbawić go stanowiska. Gdy Trump wprowadził sankcje przeciwko koncernowi ZTE, szybko je łagodził, by „zyskać wdzięczność" chińskiego prezydenta Xi Jinpinga. Chiny nie umiały się jednak odwdzięczyć. Z umowy handlowej niewiele wyszło, a gospodarka USA została zdewastowana przez wirusa z Wuhan. Świadomie lub nie Chiny sprowokowały wojnę technologiczną z USA.

Gospodarka światowa
Najbogatszy 1 procent Amerykanów ma prawie 45 bln dolarów. Dzięki zwyżce cen akcji
Gospodarka światowa
Sam Bankman-Fried skazany na 25 lat więzienia
Gospodarka światowa
Firma Trumpa jest już spółką memiczną
Gospodarka światowa
Reddit do odstrzału, prześladowca przecenił akcje
Gospodarka światowa
Jen najsłabszy wobec dolara od 1990 roku. Czas na interwencję?
Gospodarka światowa
Kakao drożeje szybciej niż Bitcoin