Jak przygotować kraj na drugą falę pandemii

Te państwa, w których przekona się populację do noszenia maseczek, mogą przetrwać kolejne uderzenie wirusa stosunkowo łagodnie. Mogą uniknąć też kosztownej kwarantanny.

Publikacja: 21.06.2020 15:05

Niektóre kraje przywracają już pasażerski ruch lotniczy. Na lotniskach obowiązują jednak zaostrzone

Niektóre kraje przywracają już pasażerski ruch lotniczy. Na lotniskach obowiązują jednak zaostrzone procedury.

Foto: AFP

Walka z niewidzialnym wirusowym wrogiem okazała się trudniejsza, niż się spodziewano. W momencie gdy inwestorzy cieszyli się ze stopniowego odmrażania gospodarek, ich dobry nastrój zepsuły sygnały wskazujące na kolejną falę zakażeń koronawirusem. W Pekinie nagle wprowadzono kwarantannę w wielu dzielnicach, po tym jak na jednym z targów wykryto ognisko zakażeń. W szeregu amerykańskich stanów – w tym w Kalifornii, Teksasie, Arizonie i na Florydzie – odnotowano niepokojący wzrost zachorowań na Covid-19. Andrew Cuomo, gubernator Nowego Jorku, zapowiedział, że może znów powrócić do zaostrzania restrykcji, jeśli ludzie nadal będą łamać zasady bezpieczeństwa. (Za kilka tygodni okaże się, jak na wzrost infekcji wpłynęły niedawne zamieszki rasowe). Rośnie też liczba przypadków Covid-19 w Indiach, Rosji, Brazylii czy Meksyku. Niektóre kraje poluzowały ograniczenia związane z pandemią, jeszcze zanim udało się im spłaszczyć krzywą zachorowań, nie mówiąc już o osiągnięciu ich szczytu. Czy grozi nam więc kolejna globalna fala tej zarazy, niosąca za sobą powrót restrykcji i kolejny silny cios dla PKB? Czy też może tym razem rządy przymkną oczy na chińskiego wirusa i potraktują go jak wiele innych zagrożeń, z którymi społeczeństwa nauczyły się żyć?

Scenariusz do uniknięcia

– Druga fala już się zaczęła. Otwieramy gospodarkę w całym kraju, ale bardzo wielu ludzi nie stosuje się do zasad dystansowania społecznego i nie nosi maseczek – stwierdził William Schaffner, wykładowca w Szkole Medycyny Uniwersytetu Vanderbildta. Jego zdaniem wykluczony jest jednak powrót do kwarantanny, takiej jak w marcu czy w kwietniu. – Całkowite zamknięcie było taką katastrofą finansową i doprowadziło do takich skutków społecznych i kulturowych, że nie wyobrażam sobie, byśmy ponownie mieli kwarantannę – dodał Schaffner.

Wygląda na to, że podobnego zdania są również amerykańscy decydenci. – Myślę, że nauczyliśmy się, że jak zamykamy gospodarkę, to robimy o wiele większe szkody. Nie tylko szkody gospodarcze, ale też w wielu innych obszarach, o których mówiliśmy: problemy medyczne oraz inne związane z tym, że wszystko zostaje zatrzymane – mówił w niedawnym wywiadzie dla CNBC Steven Mnuchin, amerykański sekretarz skarbu. Jego zwierzchnik prezydent Trump powiedział, że jeśli pojawia się druga fala zachorowań na koronawirusa, to gospodarka nie będzie ponownie zamrażana. Trudno się zresztą po nim spodziewać innego stanowiska. Nie chciałby kolejnej katastrofy gospodarczej przed listopadowymi wyborami prezydenckimi.

Niechęć do ponownego zamrażania gospodarki czuć też w niektórych krajach Europy. – Cokolwiek się zdarzy, nie będziemy w stanie powtórzyć generalnej kwarantanny we Francji. Za pierwszym razem była ona potrzebna, nie mieliśmy wyboru, ale cena, jaką zapłaciliśmy, była zbyt duża. Populacja na pewno nie zaakceptowałaby tego ponownie, konsekwencje gospodarcze byłyby ogromne, a nawet ze zdrowotnego punktu widzenia nie byłoby to pożądane – stwierdził Jean-Francois Delfraissy, przewodniczący Rady Naukowej, czyli instytucji doradczej rządu francuskiego.

Takie oświadczenia mogą wprawić wielu ludzi w zrozumiałą dezorientację. Skoro restrykcje były tak złe, to dlaczego je wprowadzono? Nie da się ukryć, że bez ograniczeń wprowadzanych przez rządy (i bez dobrowolnego dystansowania się przez ludzi) liczba zgonów na Covid-19 byłaby znacząco większa. Są badania wskazujące, że pandemię można było mocno ograniczyć w USA i Wielkiej Brytanii, gdyby ich rządy wprowadziły ograniczenia zaledwie kilka dni wcześniej. Jest też analiza przeprowadzona przez naukowców z brytyjskiego Imperial College London, mówiąca, że bez restrykcji w 11 krajach Europy (Austrii, Belgii, Danii, Francji, Hiszpanii, Niemczech, Norwegii, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Włoszech) do 4 maja zmarłoby na koronawirusa 3,2 mln ludzi, zamiast 130 tys.

Z drugiej strony mamy przykłady krajów, które z różnych przyczyn uniknęły „włoskiego scenariusza", mimo stosunkowo łagodnych ograniczeń. Niektórzy spekulują, że pewną rolę w nabyciu odporności na Covid-19 odegrały prowadzone przez wiele dziesięcioleci programy szczepień na gruźlicę (co mogą sugerować przykłady państw Europy Środkowo-Wschodniej, a także Portugalii). Być może też niektóre kraje miały do czynienia z łagodniejszymi mutacjami wirusa niż inne. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że wciąż stosunkowo niewiele wiemy o Covid-19, a kilka miesięcy temu, gdy rządy decydowały o kwarantannach, wiedzieliśmy jeszcze mniej. Przykłady Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, USA i Brazylii pokazują, że liczenie na to, że wirus nie będzie szczególnie zabójczy zazwyczaj kończyło się źle, a zbyt późno wprowadzone kwarantanny były bardziej niszczące dla gospodarki.

Zmodyfikowane podejście

Powodem tego, że tak wiele rządów wprowadziło w ostatnich miesiącach ostrą kwarantannę, było to, że ich system ochrony zdrowia nie był przygotowany na nieznaną pandemię. Świadczyła o tym choćby ostra walka o maseczki chirurgiczne i inny sprzęt medyczny z Chin. W trakcie pandemii w wielu krajach uruchomiono jednak własną produkcję sprzętu ochronnego i testów na koronawirusa. Wypracowano też procedury pozwalające na skuteczniejsze działania w przypadku drugiej fali zachorowań.

– Nawet jeśli Norwegia zostanie dotknięta drugą falą infekcji, to kraj powinien uniknąć kwarantanny. Rekomendujemy dużo lżejsze podejście. Powinniśmy zacząć na poziomie indywidualnym, a jeśli będzie druga fala, wprowadzać środki na poziomie lokalnym, by unikać ich wprowadzania na poziomie krajowym, jeśli to możliwe – stwierdził w rozmowie z „The Local" Steinar Holden, szef komitetu doradczego norweskiego Ministerstwa Zdrowia. Z jego zapowiedzi wynika więc, że Norwegia może sięgnąć po strategię z sukcesem wdrożoną przez Koreę Południową i kilka innych krajów Azji Wschodniej. Czy jednak Zachód dobrze zrozumiał to azjatyckie podejście?

Często powtarzanym mitem jest to, że kraje Azji Wschodniej uniknęły ograniczeń gospodarczych dzięki dużej liczbie przeprowadzonych testów. Bez pewnych ograniczeń się u nich nie obyło (np. kilkutygodniowego stanu wyjątkowego w Japonii), choć były one zwykle łagodniejsze niż w Europie. Liczba testów na 1000 mieszkańców przeprowadzonych w tych krajach jest jednak szokująco niska. O ile w Polsce do 13 czerwca sięgnęła ona 25,6 na 1000 mieszkańców, o tyle w stawianej pod tym względem jako wzór Korei Płd. była mniejsza – wynosiła 21,4. Na Tajwanie sięgnęła 3,1, a w Japonii zaledwie 2,6. W tych krajach, w których z pandemią poradzono sobie kiepsko, liczba testów na 1000 mieszkańców była zwykle stosunkowo wysoka. W Hiszpanii sięgnęła 65,5, we Włoszech 75,5 a w Rosji aż 99,9. Problem stanowiło jednak to, że testy te przeprowadzano zbyt późno – wtedy gdy wirus już mocno się rozprzestrzenił. W krajach Azji Wschodniej program testów uruchomiono zaś na stosunkowo wczesnym etapie pandemii, podobnie jak część ograniczeń gospodarczych. W Korei Płd i Singapurze testy połączono z programem śledzenia kontaktów potencjalnych zarażonych, realizowanym za pomocą specjalnych aplikacji, które obywatele ściągali sobie na smartfony.

Do zatrzymania pandemii w Azji Wschodniej najmocniej mógł się jednak przyczynić powszechny tam zwyczaj noszenia maseczek przez ludzi mających nawet najmniejsze objawy przeziębienia. Maski nosi się tam też dla ochrony przed alergenami i przed smogiem. Z analizy przeprowadzonej przez naukowców z uniwersytetów Cambridge i Greenwich wynika, że jeśli 100 proc. populacji nosiłoby maseczki w trakcie kwarantanny (oznaczającej przymusowe dystansowanie społeczne), to pandemię dałoby się zdusić na 18 miesięcy. Analiza dokonana przez badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego Berkeley i z Uniwersytetu Nauki i Technologii w Hongkongu, wskazuje natomiast, że jeśli 80 proc. populacji nosiłoby maseczki, to liczba zachorowań na Covid-19 byłaby w danym kraju 12 razy mniejsza. Egzekwowanie obowiązku noszenia maseczek w Europie czy w Ameryce jeszcze kilka tygodni temu byłoby bardzo trudne – bo na rynku był ich duży niedobór. (Anthony Fauci, główny amerykański rządowy ekspert ds. walki z epidemiami, przyznał niedawno, że kilka miesięcy temu nie rekomendowano zwykłym ludziom noszenia maseczek, gdyż obawiano się, że ich zabraknie dla służb medycznych). Teraz jednak są one szerzej dostępne i wygląda na to, że ich powszechne stosowanie może być jedyną sensowną alternatywą dla wyniszczającego gospodarki przymusowego dystansowania społecznego.

– Rządy, biznesy i kościoły muszą działać wspólnie, by promować noszenie maseczek i dystansowanie społeczne. Noszenie maseczek jest bardzo, bardzo ważne i władze powinny nakłaniać do tego oraz edukować ludzi, tak by stało się to normą społeczną – przekonuje Schaffner.

Czy jednak zwykli ludzie dobrowolnie dostosują się do takich zaleceń, czy znów zaczną twierdzić, że Covid-19 jest groźny jak „zwykła grypa"? Ludzka pamięć bywa bardzo krótka.

Gospodarka światowa
Jen najsłabszy wobec dolara od 1990 roku. Czas na interwencję?
Gospodarka światowa
Kakao drożeje szybciej niż Bitcoin
Gospodarka światowa
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka światowa
#WykresDnia: Kosztowna gra przeciwko Trump Media
Gospodarka światowa
Powrót memowej armii. Czym handlują indywidualni traderzy?
Gospodarka światowa
Węgry. Kolejna obniżka stóp nie zaskoczyła inwestorów