Ofensywa szczepionkowa Moskwy i Pekinu

Rosyjskie oraz chińskie szczepionki stały się pożądanym towarem. Dla wielu krajów są one jedynym dostępnym wyborem.

Publikacja: 15.02.2021 05:37

Szczepionka Sputnik V jest produkowana w Rosji, ale licencje na jej wytwarzanie nabyło już wiele kra

Szczepionka Sputnik V jest produkowana w Rosji, ale licencje na jej wytwarzanie nabyło już wiele krajów. Wśród nich są rosyjscy sojusznicy (Iran), ale też kraj tak związany z USA, jak Korea Południowa.

Foto: AFP

Jeszcze kilka miesięcy temu rosyjską szczepionkę Sputnik V traktowano na Zachodzie z dużym sceptycyzmem. I ten sceptycyzm był zrozumiały. Wszak moskiewski Instytut im. Gamaleja ogłosił jej stworzenie już w maju, a rosyjski regulator zatwierdził ją do użytku w sierpniu – jeszcze zanim rozpoczęto jej testy na większą skalę. Testy trzeciej fazy (czyli najbardziej zaawansowane) wciąż zresztą trwają i mają się zakończyć dopiero w maju. Magazyn „Lancet" ogłosił już jednak ich wstępne wyniki mówiące, że rosyjska szczepionka jest skuteczna w 91 proc. W obliczu niedoborów szczepionek Pfizera/BioNTech, Moderny i AstraZeneca, Unia Europejska zaczęła dostrzegać szansę w rosyjskiej szczepionce. – Jest ona dobrą wiadomością dla całej ludzkości, gdyż oznacza, że będziemy mieć więcej narzędzi do walki z pandemią – stwierdził podczas niedawnej wizyty w Moskwie Josep Borell, wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Wyraził on wówczas nadzieję, że Europejska Agencja Leków (EMA) da wkrótce zgodę na używanie szczepionki Sputnik V w Unii.

– Dostaliśmy dobre dane dotyczące rosyjskiej szczepionki. Każda szczepionka jest dobrze widziana w UE, ale tylko po zatwierdzeniu jej przez EMA – powiedziała niemiecka kanclerz Angela Merkel. Rosyjski Fundusz Inwestycji Bezpośrednich (RDIF) finansujący prace nad Sputnikiem V już ogłosił, że złożył do EMA wniosek o certyfikację tej szczepionki. EMA kilka dni później stwierdziła, że żadnego wniosku nie dostała. Gdy to nieporozumienie zostanie już jednak wyjaśnione, to być może EMA w ciągu kilku tygodni podejmie pozytywną decyzję.

Zmiana w nastawieniu UE jest bardzo wyraźna. Gdy Węgry na jesieni wyraziły zainteresowanie zakupem rosyjskiej szczepionki, posypały się komentarze mówiące, że łamią solidarność europejską i działają jako V kolumna Putina. Teraz chęć produkcji szczepionki Sputnik V wyrażają Niemcy, Austria i Słowacja i jakoś nie słychać żadnych wyrazów oburzenia. Europa zrobi wszystko, by uzyskać upragnione szczepionki, nawet jeśli będą pochodziły one od Putina. A co mają powiedzieć biedniejsze kraje, które mają małe szanse na dostanie w tym roku szczepionek Pfizera/BioNTech, Moderny czy AstraZeneki?

Wysyp preparatów

Według rosyjskiego rządu wydano jak na razie pozwolenia na dostawy Sputnika V do 20 krajów. Rozmowy w sprawie dostaw do kolejnych 50 państw wciąż trwają. Szczepionka trafiła m.in. do Argentyny, Brazylii, Wenezueli, na Białoruś, do Serbii oraz do Indii. Licencję na jej produkcję sprzedano jak na razie Brazylii, Indiom, Iranowi, Korei Płd. i Kazachstanowi. Według Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RDIF), który finansował badania nad szczepionką, do końca grudnia otrzymano z zagranicy wstępne zamówienia na 1,2 mld dawek Sputnika V.

Szybkiemu zatwierdzaniu szczepionki Sputnik V w niektórych zamawiających ją krajach towarzyszyły spore kontrowersje. Tak było choćby w Argentynie. –ANMAT, czyli argentyński regulator rynku farmaceutycznego, nigdy wcześniej nie zatwierdził leku, którego przedtem nie zatwierdziłaby amerykańska FDA czy europejska EMA. Było więc wiele niepokoju w argentyńskim establishmencie medycznym. A potem nagle dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Zdrowia zatwierdziło szczepionkę, nie czekając na zgodę ANMAT – wskazuje Victor Ingrassia, argentyński dziennikarz naukowy.

Czy Sputnik V mocno się jednak różni od innych szczepionek na koronawirusa? To szczepionka wektorowa, czyli opierająca się na zmodyfikowanych fragmentach aktywnych wirusów. (Szczepionkami wektorowymi są również preparaty koncernów AstraZeneca i Johnson & Johnson). Wymaga dwóch dawek podawanych w odstępie 21 dni. Do ich przechowywania wystarcza temperatura minus 18 stopni C. Koszt jednej dawki to około 10 USD. Rosja ma też inną szczepionkę wektorową zatwierdzoną w październiku i stworzoną przez nowosybirski Instytut Vector. Nosi ona nazwę handlową EpiVacCorona. I dokumentacja dotycząca jej testów ma wkrótce trafić do zagranicznych regulatorów. Prawdopodobnie w marcu zostanie natomiast dopuszczona do użytku inna rosyjska szczepionka. Została ona opracowana przez Centrum Czumakowa.

W szczepionkowym wyścigu mocno się rozpędzili również Chińczycy. Koncern Sinopharm opracował dwie szczepionki oparte na nieaktywnym wirusie. Jedną z nich zaszczepiono już w Chinach ponad 1 mln ludzi. Dopuszczono ją także do użytku m.in. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Serbii i na Węgrzech. Zainteresowanie jej zakupem wyraziły m.in. Indonezja, Peru, Irak i Pakistan. Nie przeszkadza im zbytnio to, że Chiny nie podały zbyt wielu szczegółów dotyczących wyników jej testów. Chiny mają także szczepionkę wektorową. Preparat o nazwie Convidicea został wyprodukowany przez firmę CanSino Biologics i jak na razie został dopuszczony do użytku w Chinach i w Meksyku. Chińska firma Sinovac wypuściła natomiast na rynek szczepionkę CoronaVac (opartą na nieaktywnym wirusie). Będzie dostarczać ją m.in.: do Brazylii, Chile, Kolumbii, Urugwaju, na Filipiny, do Tajlandii, Indonezji, do Turcji i na Ukrainę. Zamówienia zostały złożone pomimo dużych kontrowersji dotyczących skuteczności tego preparatu. Testy w Turcji wykazały 91 proc. skuteczności, w Indonezji 65 proc., a w Brazylii zaledwie 50 proc.

Brazylijskie testy okazały się kłopotliwe politycznie. Szczepionkę CoronaVac zamówił bowiem Joao Doria, gubernator stanu Sao Paolo, który chce się zmierzyć w następnych wyborach z prezydentem Jairem Bolsonaro. Doria zarządził przymusowe zaszczepienie chińskim preparatem 46 mln mieszkańców stanu. Bolsonaro przestrzegał zaś przed niepewną chińską szczepionką. – Przymusowo to można szczepić psy – wyzłośliwiał się brazylijski prezydent.

Kłopotliwe dary

Szczepionki stały się ważnym orężem w rywalizacji mocarstw. Są one elementem ich „miękkiej siły". Czy bowiem krajowi, który zostanie „uratowany" rosyjskimi lub chińskimi szczepionkami, będzie później wypadało krytykować politykę Moskwy czy Pekinu? Jakich przysług mogą zażądać Rosja i Chiny od państw, do których dostarczą swoje preparaty? Już pojawia się wiele domysłów w tej sprawie. Z dostawami chińskich szczepionek do Turcji zbiegło się zawarcie turecko-chińskiej umowy, pozwalającej na ekstradycję ujgurskich uchodźców do ChRL. Pozytywnym wypowiedziom Josepa Borella w Moskwie o Sputniku V towarzyszyła miękka reakcja na areszt rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Rosja wykorzystuje też program szczepień na Krymie i na okupowanych terenach Donbasu jako broń propagandową przeciwko cierpiącej na niedobór szczepionek Ukrainie. Preparat wart około 10 USD za dawkę może stać się skutecznym środkiem do odzyskiwania przez nią wpływów w przestrzeni posowieckiej. Podobnie mogą działać Chiny w swojej „bliskiej zagranicy". Niebezpieczeństwo związane z chińskimi szczepionkami rozumieją Indie. I właśnie dlatego za darmo wysyłają produkowane u siebie szczepionki (stworzone przez Bharat Biotech) do Bangladeszu, Nepalu, Mjanmy, na Seszele i na Mauritius.

Sceptycyzm co do chińskich szczepionek widać też w niektórych krajach, które je zamówiły. Dla Filipin Chiny są krajem roszczącym sobie prawa do sporej części ich akwenów morskich. Zamówiły one chińską szczepionkę CoronaVac, bo długo nie miały dostępu do innych. Ich zamówienie opiewa jednak tylko na 25 mln dawek, podczas gdy ludność kraju liczy 106 mln. Filipiński prezydent Rodrigo Duterte odmówił zaś publicznego zaszczepienia się chińskim preparatem. Wyraźnie nie chce być kojarzony z tym kłopotliwym towarem dostarczonym przez żarłoczne ościenne mocarstwo.

Chińczycy tworzyli szczepionki już jesienią 2019 r.?

Chiny już w grudniu 2019 r. prowadziły eksperymenty ze szczepionkami wektorowymi na Covid-19 – twierdzi dr Steven Quay. Jest on amerykańskim lekarzem, którego prace mają ponad 10 tys. cytowań w literaturze medycznej. Dostał też 89 patentów w USA i jest prezesem spółki Atossa Therapeutics notowanej na giełdzie Nasdaq. Niedawno opublikował raport, w którym stara się dowodzić, że Covid-19 to wirus, który uciekł z laboratorium w Wuhanie. W trakcie swoich badań zauważył, że rzekomy pierwszy pacjent, którego w grudniu 2019 r. przyjęto do szpitala wojskowego w Wuhanie z objawami Covid-19, miał w swoim organizmie nie tylko ślady wirusa SARS-CoV-2, ale też szczepionki adenowirusowej (wektorowej). Na to wskazywała dokumentacja medyczna. – Wysłałem list do lekarzy z Wuhan i zapytałem ich, czy mają jakieś wytłumaczenie tego faktu. Nie dostałem żadnej odpowiedzi – stwierdził Quay. Niedawno zespół specjalistów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) odwiedził Wuhan w misji mającej na celu zbadanie okoliczności wybuchu pandemii. Po stosunkowo krótkiej wizycie w Instytucie Wirusologii (trwającej trzy godziny) eksperci wykluczyli teorię mówiącą, że wirus uciekł z tego laboratorium. Stwierdzili, że „prawdopodobnie" naturalnie przeniósł się ze zwierzęcia na człowieka. Nie mają jednak pojęcia, z jakiego zwierzęcia się przeniósł, nie wiedzą też, kiedy i gdzie się to stało. Początek pandemii wciąż okryty jest więc mgłą tajemnicy. HK

Gospodarka światowa
Firma Trumpa jest już spółką memiczną
Gospodarka światowa
Reddit do odstrzału, prześladowca przecenił akcje
Gospodarka światowa
Jen najsłabszy wobec dolara od 1990 roku. Czas na interwencję?
Gospodarka światowa
Kakao drożeje szybciej niż Bitcoin
Gospodarka światowa
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka światowa
#WykresDnia: Kosztowna gra przeciwko Trump Media