Brexit, czyli przedłużające się wyjście

Najbardziej prawdopodobny scenariusz mówi, że data opuszczenia Unii Europejskiej zostanie przesunięta.

Publikacja: 26.01.2019 14:48

Brytyjska premier Theresa May przetrwała już wiele parlamentarnych intryg.

Brytyjska premier Theresa May przetrwała już wiele parlamentarnych intryg.

Foto: Bloomberg

Do 29 marca, czyli oficjalnie wyznaczonej daty wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jest coraz mniej czasu, a wygląda na to, że niepewność związana z brexitem ani trochę się nie zmniejszyła. Plan B przedstawiony w poniedziałek w parlamencie przez brytyjską premier Theresę May niewiele się różnił od planu A (umowy wynegocjowanej z UE), która została odrzucona ogromną większością głosów przez ten sam parlament. Rząd zarzeka się, że nie chce opóźniać brexitu i nie chce drugiego referendum w sprawie wyjścia z UE. Ale dlaczego mielibyśmy się przejmować słowami zawodowych polityków? Rynek zachowuje się przecież tak, jakby nie zwracał na nie uwagi. Na początku stycznia za 1 funta płacono około 1,10 euro. W połowie tego tygodnia kurs zbliżał się już do 1,15 euro i był najwyższy od listopada. Część inwestorów z rynku walutowego podejrzewa więc, że do żadnego twardego brexitu nie dojdzie. Premier May nigdy przecież nie ukrywała, że sprzeciwiała się wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Jej kanclerz skarbu Philip Hammond podczas niedawnej telekonferencji z przedstawicielami wielkiego biznesu uspokajał ich, że rząd nie będzie przeszkadzał grupie deputowanych chcących przepchnąć uchwałę przedłużającą procedurę wyjścia z UE (tzw. procedurę z artykułu 50.) o kilka miesięcy. To wydaje się być obecnie najrozsądniejszym rozwiązaniem, gdyż nawet twardy brexit wymaga długich przygotowań.

Przyjąć taki scenariusz mogłaby też Unia Europejska. – Oczywiście jesteśmy w stanie to przedyskutować. Pytają mnie państwo o możliwe przesunięcie brexitu. To możliwy scenariusz, ale dwie rzeczy są wymagane. Po pierwsze, potrzebujemy jednomyślności. Nie jestem w tej kwestii zaniepokojony, gdyż jak dotąd mamy 27 państw, które są prawdziwą jednością i nie spodziewam się, by to się zmieniło. Po drugie, potrzebujemy powodu do przedłużenia procedury. Musimy wiedzieć, dlaczego ją przedłużać, jaki jest plan. Piłka jest z pewnością po stronie brytyjskiej – stwierdził Pierre Moscovici, unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych. No oczywiście wiele będzie zależało od tego, czy jakiś numer Brytyjczykom będzie chciał wyciąć francuski prezydent Emmanuel Macron, czy też będzie tak zajęty wewnętrznymi problemami Francji, że tym razem odpuści...

W stronę drugiego referendum?

Bruksela najchętniej przyjęłaby scenariusz, w którym dochodzi do rozpisania drugiego referendum w sprawie brexitu. – Łączy nas tak wiele i wszyscy bronimy liberalnej demokracji. O wiele lepiej jest, by Wielka Brytania pozostała w UE. Jeśli jedynym sposobem na wyjście z tego zamieszania jest drugie referendum, to czemu nie? Miałoby ono pełną legitymację – powiedział komisarz Moscovici. Jego słowa są zgodne z dotychczasową praktyką w UE. Gdy w 2008 r. Irlandczycy opowiedzieli się w referendum za odrzuceniem traktatu lizbońskiego, kazano im w 2009 r. głosować ponownie (tak żeby traktat w końcu przyjęli). Gdy w 2015 r. Grecy zdecydowanie odrzucili w referendum politykę gospodarczą narzuconą im przez UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, po prostu wymuszono na greckim rządzie, by nadal trzymał się tej polityki. Wielka Brytania jest oczywiście państwem silniejszym niż Grecja czy Irlandia i nie można na niej wymusić cofnięcia brexitu, ale można jej zostawić furtkę w postaci drugiego referendum. Zarówno w rządzącej Partii Konserwatywnej, jak i w opozycyjnej Partii Pracy są zwolennicy takiego rozwiązania. Jeśli jeszcze nie złożyli projektu uchwał w tej sprawie, to pewnie dlatego, że chcą grać na czas, aż idea powtórnego głosowania zyska bardziej na popularności.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz przewiduje obecnie, że w Izbie Gmin zostanie złożony wniosek o przesunięcie procedury z artykułu 50. o kilka miesięcy. Według dziennika „The Telegraph" nad opóźnieniem brexitu pracuje nieformalna grupa złożona z pięciu ministrów (m.in. kanclerza skarbu Philipa Hammonda i Grega Clarka, sekretarza ds. biznesu) oraz 15 wiceministrów. Sama pani premier jak na razie nie daje po sobie poznać, że ich poprze, ale przejście takiego wniosku w parlamencie byłoby dla niej bardzo wygodne. Nie była ona przecież zwolenniczką brexitu. Wniosek mógłby zyskać przychylność sporej części opozycji. Przedłużenie procedury wyjścia z UE dałoby rządowi możliwość wynegocjowania lepszych warunków w kwestii m.in. granicy z Irlandią.

Jak bardzo dałoby się opóźnić brexit? – Ponieważ w maju 2019 r. mają się odbyć wybory do Parlamentu Europejskiego, czas przedłużenia procedury wyjścia z UE jest niepewny. Może ona potrwać do pierwszego posiedzenia nowo wybranego Parlamentu Europejskiego w lipcu. Jeśli to nie wystarczy, można przedłużać dalej, a demokratyczne obiekcje zostałyby prawdopodobnie oddalone argumentem, że robi się to w interesie uporządkowanego brexitu. Międzypartyjna poprawka Bolesa–Coopera może być przegłosowana 29 stycznia, by dać parlamentowi możliwość przedłużenia procedury z artykułu 50. do końca 2019 r. – wskazuje Bruno De Moura Fernandes, analityk Coface.

Przedłużenie procedury byłoby korzystne dla wszystkich sił politycznych. Zwolennicy brexitu mieliby czas na snucie planów alternatywnych. Nawet tzw. twardy brexit wymagałby wielu przygotowań, na które nie starczyłoby czasu według obecnego rozkładu. Zwolennicy drugiego referendum zyskaliby czas na przeforsowanie nowego głosowania.

– Mamy do czynienia z kompletnym zamieszaniem. W parlamencie jest paraliż, mieliśmy 30 miesięcy negocjacji, a wciąż nie wiadomo, jak będą wyglądały przyszłe relacje pomiędzy Wielką Brytanią a Europą. Nie sądzę też, by w parlamencie była większość potrzebna do przyjęcia jakiegokolwiek rozwiązania. Mam nadzieję, że jak ludzie się przyjrzą różnym opcjom, to ostatecznie zdadzą sobie sprawę z tego, że jedynym sposobem na wyjście z tego impasu jest oddanie narodowi ostatecznej decyzji – przekonuje Tony Blair, były brytyjski premier.

Główną osią sporu, ożywiającą dyskusję wokół brexitu, byłaby zapewne idea drugiego referendum. Boris Johnson, były minister spraw zagranicznych (znany jako gorący zwolennik wyjścia z UE), ostrzega już, że przeprowadzenie tego referendum sprawiłoby, że duża część Brytyjczyków uznałaby, że „głębokie państwo" anulowało w ten sposób ich głosy z brexitowego referendum z 2016 r. Rząd powinien postępować więc w tej sprawie bardzo ostrożnie, by nie stracić części elektoratu.

Dostrzegając okazje

Niepewność wokół brexitu jest z pewnością jednym z czynników ciążących brytyjskim aktywom. Londyński indeks giełdowy FTSE 100 zyskał od początku roku tylko nieco ponad 1 proc., a przez ostatnie 12 miesięcy stracił ponad 10 proc. Nie można jednak mówić, by widmo twardego brexitu wywołało panikę na rynkach.

– Brexit, mimo że jest tematem bardzo medialnym, nie powinien mieć dużego przełożenia na wszystkie spółki notowane na giełdzie w Londynie. Należy pamiętać, że rynek dyskontuje przyszłość, dlatego wiele negatywnych scenariuszy jest już w bieżących cenach. Należy oddzielić krótkoterminowe szoki, które wywołują politycy, od czynników zmieniających strukturalnie model działania przedsiębiorstw. Wpływ brexitu na dochody korporacji działających na wielu kontynentach nie powinien być wielki. Przykładowo Unilever będący składową indeksu FTSE100 działa w ok. 190 krajach na świecie. Spółka osiągnęła w ciągu pierwszych trzech kwartałów 2018 roku przychody na poziomie 38,7 mld euro. Dla takiej firmy co roku sytuacja rynkowa, podatkowa, polityczna w jakimś regionie się zmienia. Jednak przewagą takich firm jak Unilever jest właśnie dywersyfikacja działalności. Z tego powodu wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie powinno spowodować załamania sprzedaży oraz rentowności takiego giganta – mówi „Parkietowi" Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners Inwestycji w Wartość FIZ.

Analitycy podkreślają cały czas, że nie da się całkowicie wykluczyć scenariusza mówiącego o tzw. twardym brexicie. Ale nawet ten wariant nie musiałby wcale oznaczać wielkiej katastrofy. Bariery celne pomiędzy UE a Wielką Brytanią nie zostaną przecież wprowadzone z dnia na dzień (i nie muszą być wprowadzane). Unia Europejska nie wprowadzi przecież nagle blokady morskiej wokół Wielkiej Brytanii, domagając się, by rząd Theresy May zapłacił jej kilkadziesiąt miliardów euro w ramach tzw. rachunku rozwodowego. Tak się składa, że w handlu dobrami z Wielką Brytanią to kraje UE mają nadwyżkę i one mają więcej do stracenia. Gdyby więc doszło do twardego brexitu, unijni negocjatorzy szybko polecieliby do Londynu negocjować jakąś formę strefy wolnego handlu.

Zapewne gdyby premier May wcześniej używała straszaka twardego brexitu (tak jak np. prezydent USA Donald Trump lubi blefować), to udałoby się jej wynegocjować lepszą umowę z Brukselą, np. dającą firmom finansowym z londyńskiego City lepszy dostęp do unijnych rynków. Taka umowa miałaby dużo większe szanse przejścia w parlamencie, niż kontrowersyjny dokument wynegocjowany przez May. Brexit byłby szybszy i prostszy.

Sprawa brexitu raczej nie znajdzie szybkiego rozstrzygnięcia politycznego. W nadchodzących tygodniach nadal powinien jej towarzyszyć duży szum informacyjny. Może więc zamiast dać się ponosić obawom przed twardym brexitem (którego nie chce spora część brytyjskich i unijnych elit politycznych), warto trzeźwiej przyjrzeć się rynkowi brytyjskiemu? – Z racji niepewności co do sposobu opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię należy poświęcić czas na szukanie dobrej jakości przedsiębiorstw notowanych na LSE, które uległy zbytniej przecenie – a nie śledzeniu relacji z głosowania w parlamencie. Wynika to z tego, że nie sposób dokładnie oszacować, jak poszczególne scenariusze wpłyną na obroty handlowe, wzrost gospodarczy, kondycję poszczególnych branż oraz krótkoterminowe ruchy kursów akcji. Inwestujący w wartość powinien pamiętać, że należy skupić się na długim terminie i ignorować rynkowy szum – przekonuje Żółkiewicz.

Gospodarka światowa
Najbogatszy 1 procent Amerykanów ma prawie 45 bln dolarów. Dzięki zwyżce cen akcji
Gospodarka światowa
Sam Bankman-Fried skazany na 25 lat więzienia
Gospodarka światowa
Firma Trumpa jest już spółką memiczną
Gospodarka światowa
Reddit do odstrzału, prześladowca przecenił akcje
Gospodarka światowa
Jen najsłabszy wobec dolara od 1990 roku. Czas na interwencję?
Gospodarka światowa
Kakao drożeje szybciej niż Bitcoin