Rafał Benecki: Lekkie spowolnienie może wykoleić budżet

- Utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. jest możliwe, ale nie będzie łatwe – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, gość programu Grzegorza Siemionczyka w programie #PROSTOzPARKIETU

Publikacja: 27.03.2019 15:18

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego

Foto: parkiet.com

Premier Morawiecki powiedział, że pomimo zapowiedzianego wzrostu wydatków, tzw. piątki PiS, rząd postara się utrzymać deficyt poniżej 3 proc. PKB. To nie zabrzmiało jak wyraz przekonania, że to się uda. Jak oceniasz ryzyko przekroczenia tego progu?

Rafał Benecki: Balansujemy na cienkiej linii. Utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. jest możliwe, ale nie będzie łatwe. Szacujemy, że deficyt w przyszłym roku będzie w okolicach 2,5 proc. PKB. Ale gdyby wzrost PKB był o 1 pp. poniżej naszych prognoz (3 proc.), deficyt może się wybić powyżej wspomnianego progu. Niewielkie spowolnienie mogłoby więc przynieść kłopoty. Nie wiemy też jaka będzie sytuacja samorządów. Być może ciężko będzie utrzymać samorządom deficyt pod kontrolą, bo mają bardzo dużo nowych zobowiązań i obciążeń, np. związanych ze szkolnictwem.

Rynki finansowe obawiają się, że gdyby w sondażach było widać słabnięcie obecnej partii rządzącej, albo wybory europejskie pokazałyby niezadowalający wynik, to może się pojawić jeszcze jeden pakiet wydatków.

Prognoza 3 proc. wzrostu PKB w przyszłym roku jest dosyć pesymistyczna na tle innych ekonomistów.

Od dłuższego czasu jesteśmy pesymistyczni jeśli chodzi o globalną gospodarkę. Spowolnienie widoczne w Niemczech, strefie euro, nie jest skutkiem tylko czynników jednorazowych. Na przyszły rok prognozujemy dokładnie wzrost PKB o 3,2 proc. Tak zwany konsensus wynosi około 3,4 proc., więc istotnie nie odbiegamy od innych. Nasza prognoza bierze pod uwagę to, że impuls budżetowy może mniej dodać do wzrostu PKB, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Może się okazać, że pieniądze z „piątki" otrzymają osoby, które mają większą stopę oszczędzania niż przy pierwszym 500+.

Poza tym dalsze działania uszczelniające mają swoje efekty uboczne. Jest to np. niska skłonność firm do inwestowania. A jeśli pakiet PiS będzie sfinansowany wzrostem obciążeń podatkowych, to będzie miał efekty redystrybucyjne, a nie stymulacyjne. W wariancie maksymalnym doda do wzrostu 0,8 pp.

Spowolnienie w Niemczech w umiarkowanym stopniu przełożyło się jak dotąd na koniunkturę w Polsce. Dlaczego tak się dzieje?

W odróżnieniu od sąsiadów (Czech, Węgier, Słowacji) Polska ma bardzo zdywersyfikowaną strukturę eksportu. Sektor samochodowy nie ma tak dużego znaczenia. Pozwala to utrzymać niezłe tempo wzrostu produkcji i eksportu. Polskie firmy produkują zarówno dobra inwestycyjne jak i konsumpcyjne. Korzystamy na tym, że popyt krajowy w Niemczech wciąż jest bardzo mocny.

Import Niemiec z Polski jest skorelowany z inwestycjami u nich, a te nie spowolniły do tej pory. Jeśli spowolnienie w przemyśle niemieckim zacznie uderzać także w ich popyt wewnętrzny, w rynek pracy, skłonność do wydatków i inwestycji, możemy spodziewać się, że produkcja w Polsce zacznie hamować.

Na ile prawdopodobny jest ten scenariusz?

Jestem dosyć pesymistyczny jeśli chodzi o koniunkturę w Niemczech i strefie euro. Spowolnienie widoczne od połowy ubiegłego roku nie jest zasługą wyłącznie czynników jednorazowych. Notujemy spore spowolnienie handlu międzynarodowego, który w 2017 r. rósł w tempie 3-4 proc. W ubiegłym roku spowolnił znacząco, w tym roku obroty handlowe mogą wzrosnąć zaledwie o 1 proc. Za tym stoją wojny handlowe, które zaszkodziły Chinom i wielu ich podwykonawcom z Azji. Widać też spore załamanie popytu inwestycyjnego w wielu rozwijających się gospodarkach. Na tym z kolei cierpią gospodarka Niemiec i ich eksport.

Dane, które opisują globalny popyt inwestycyjny (np. komponenty PMI skoncentrowane na głównych konsumentach metali na świecie) pokazują, że wciąż nie ma odbicia. Zbliżamy się do poziomów tak niskich jak w 2012 r. W globalnym przemyśle nie ma oznak poprawy. Nie zakładam recesji w strefie euro, w kilku krajach polityka fiskalna zostanie poluzowana. W efekcie gospodarka niemiecka troszkę odbije w kolejnych kwartałach, ale będzie to słabe odbicie.

Jakie konsekwencje miałby wzrost deficytu sektora finansów publicznych w Polsce powyżej 3 proc. PKB?

Już w piątek aktualizację oceny wiarygodności kredytowej Polski ogłosi Fitch. To jedna z agencji, które przykłada dużą wagę do tego progu w swojej ocenie ratingowej. Dobrze, że padła deklaracja premiera, że rząd będzie robił co może, aby nie pozwolić na wzrost deficytu powyżej 3 proc. PKB. Bez tego agencje ratingowe zaczęłyby ostrzegać. To przełożyłoby się na wycenę polskiego długu.

Docelowo w razie przekroczenia tego progu Komisja Europejska może wprowadzić procedurę nadmiernego deficytu, ale to jest bardzo odległa perspektywa. Efektywne działania zostałyby podjęte dopiero w 2021 r., gdy poznamy wyniki budżetu za 2020 r. Najbliższe implikacje to więc krytyczne komentarze agencji ratingowych i możliwa dalsza przecena na długim końcu krzywej dochodowości polskich obligacji.

Ale pakiet fiskalny może też zwiększyć napływ depozytów do sektora bankowego, który i tak ostatnio przyspiesza. A to, z powodu konstrukcji podatku od aktywów banków, będzie generowało krajowy popyt na obligacje skarbowe.

To jest element łagodzący wpływ wyższej podaży obligacji w przyszłym roku na ich ceny. Na razie mówimy o deficycie, który rośnie z 0,7 do może 3 proc. PKB. Ministerstwo Finansów zbudowało sporą wiarygodność na rynku poprzez dobre wyniki budżetu w ciągu ostatnich dwóch lat. Inwestorzy na razie więc podchodzą do zapowiedzi wzrostu wydatków ostrożnie, nie ma dużej wyprzedaży polskiego długu, tylko powolna przecena odzwierciedlająca głównie to, co dzieje się na rynkach bazowych (strefa euro, USA - red.). Ale scena polityczna jest obserwowana bardzo uważnie.

Poziom deficytu sektora finansów publicznych to jedno. Inną sprawą jest to, czy wzrost wydatków spowoduje złamanie reguły wydatkowej. Załóżmy, że uda się utrzymać deficyt poniżej 3 proc. PKB, ale reguła wydatkowa zostanie naruszona. Jakie to miałoby konsekwencje?

To byłby problem prawny, bo ta reguła jest zapisana w ustawie o finansach publicznych. Istnieje ryzyko, że reguła zostanie ponownie rozwodniona, bo w jej obecnej formie może być trudno znaleźć w budżecie miejsce na przyszłoroczne wydatki. Reguła może zostać rozwodniona poprzez jej zmianę, albo deficyt może być ukrywany, np. przez zbyt optymistyczne założenia odnośnie do tempa wzrostu PKB albo poprawy ściągalności podatków. To wszystko będzie podważać wiarygodność tej reguły.

Agencje ratingowe bardziej koncentrują się na 3-proc. limicie deficytu. Jednak gdyby coś się działo z tą regułą, też mogą być dosyć krytyczne. Reguła jest bowiem dobrym rozwiązaniem, które wspomaga ministra finansów. On zawsze musi odpierać liczne żądania wydatkowe wielu ministrów. Jej rozwadnianie nie służy wiarygodności polityki budżetowej w Polsce. bal

Gospodarka krajowa
Inflacja zmalała wyraźnie poniżej celu NBP
Gospodarka krajowa
Ernest Pytlarczyk, Pekao: Podwyżkę stóp trudno byłoby uzasadnić
Gospodarka krajowa
Zarząd broni prezesa. Mówi o ataku na niezależność banku
Gospodarka krajowa
Wzrost popytu nie strąci inflacji z drogi do celu
Gospodarka krajowa
Zarząd NBP broni Adama Glapińskiego. "To próba złamania niezależności banku"
Gospodarka krajowa
Ogień i woda. Scenariusz PKO BP dla polskiej gospodarki