Zamiast kolejnego ataku byków mieliśmy bowiem do czynienia z natarciem niedźwiedzi.

Od początku dnia to właśnie ten obóz rozdawał karty na warszawskim rynku. Przez długi czas przewaga podaży była jednak na tyle nieduża, że można było mieć nadzieję na odwrócenie losów sesji. WIG20 w połowie notowań tracił około 0,3 proc., czyli mniej więcej tyle, ile inne europejskie parkiety.

Przez długi czas zmienność na naszym rynku była nieduża, ale zmieniło się to wraz z wejściem do gry inwestorów w Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe jednak zaczęli oni dzień od zakupów. Nasz rynek pozostał jednak głuchy na impulsy zza oceanu. Mało tego, kiedy rozpoczęła się sesja na Wall Street, u nas kolejny cios postanowiły wyprowadzić niedźwiedzie. Indeks 20 największych firm zaczął tracić nawet ponad 1 proc. i pojawiło się ryzyko, że przełamie poziom 2400 pkt, nad którym byki usilnie pracowały przez kilka dni. Wyglądało to tak, jakby inwestorzy zamiast rynków rozwijających się, takich właśnie jak Polska, postanowili postawić na te rozwinięte. Jak widać nie przeszkadza im nawet fakt, że amerykańskie indeksy są blisko historycznych szczytów. Ostatecznie czarny scenariusz naszego rynku się nie zmaterializował, ale i tak jest to raczej marne pocieszenie. WIG20 stracił bowiem 0,7 proc. i zakończył notowania na poziomie 2416 pkt. Lepiej na tym tle wypadły średnie i małe firmy. mWIG40 co prawda większość dnia również spędził pod kreską, ale tracił „zaledwie" około 0,3 proc. Z kolei sWIG80 próbował nawet wyjść na plus. Obroty na szerokim rynku bez problemu przekroczyły poziom 900 mln zł, co można uznać za co najmniej przyzwoity wynik.

[email protected]