Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion

Wall Street w czwartek miała mało tematów do dyskontowania. Myślano już o przyszłym tygodniu, czyli o końcu prowizorium budżetowego w USA i o głosowaniu w sprawie Brexitu w Wlk. Brytanii. W obu sprawach nie było nawet śladu pozytywnych informacji. Przed sesją w USA złe nastroje tworzyła spadki indeksów na europejskich giełdach. Tam szkodziła duża obniżka prognoz Komisji Europejskiej odnośnie wzrostu PKB. Pojawiły się też kolejne złe dane z niemieckiej gospodarki. O tym Amerykanie mogli jednak podczas swojej sesji zapomnieć. Pojawił się też jednak „czynnik chiński". I nie chodziło o chińskie rynki finansowe, które przez cały tydzień obchodzą Nowy Rok. Źródła Bloomberga w administracji i w zespole negocjacyjnym twierdzą, że Donald Trump i Xi Jinping najpewniej nie spotkają się przed 2.03, kiedy to w życie maja wejść cła na produkty chińskie. Na domiar złego Larry Kudlow powiedział telewizji Fox Business, że przed rozpoczynającymi się w przyszłym tygodniu rozmowami USA – Chiny różnice poglądów są bardzo duże. Na Wall Street przed sesją raport kwartalny publikował Twitter. Nie zachwycił i cena jego akcji spadała. Sesja rozpoczęła się od umiarkowanych spadków indeksów (wynik zachowania indeksów europejskich), ale po enuncjacjach dotyczących rozmów USA – Chiny nastroje gwałtownie się pogorszyły. Indeksy traciły już ponad półtora procent i pozostawało czekać, czy w końcu sesji górę weźmie amerykański optymizm. Tak się też stało. Indeksy zmniejszyła skalę spadków, ale S&P 500 stracił jednak 0,94%, a NASDAQ 1,18%. To nadal nie jest jeszcze sygnał zapowiadający powrót do trendu spadkowego.

GPW rozpoczęła czwartkową sesję tak jak rozpoczęły ją inne giełdy europejskie – spadkiem indeksów. Oprócz konsolidacji na Wall Street szkodziły kolejne bardzo słabe dane makro publikowane w Niemczech (spadek produkcji przemysłowej). Na rynku zapanował marazm. Przed południem ten spokój zakończył się gwałtownym załamaniem indeksu. Podobnie zachowywały się inne indeksy europejskie. Powodem pogorszenia nastrojów była zapewne prognoza Komisji Europejskiej. Zakłada ona, że gospodarka Eurolandu w tym roku wzrośnie o 1,3% (poprzednia prognoza mówiła o 1,9%), a w 2020 roku (wróżenie z fusów) o 1,6% (poprzednie prognoza 1,7%). WIG20 stracił ponad półtora procent i zawahał się, a przed rozpoczęciem sesji w USA ruszył dalej na południe, ale szybko zawrócił. Nic sensownego z tego zwrotu nie wynikło. WIG20 stracił 1,78%, a mWIG40 0,85%. Wczorajsza, spadkowa sesja ma takie samo znaczenie prognostyczne jak poprzednie wzrostowe – żadne, bo obrót nadal był śladowy. Dopóki nie pojawi się mocniejsze zaangażowanie to krążenie przez WIG20 wokół poziomu oporu nie będzie pokazywało kierunku na dłużej.

Remigiusz Lemke, analityk DM mBanku

Wczorajsza sesja na warszawskim parkiecie rozpoczęła się od stosunkowo niskiego otwarcia. W kolejnych godzinach presja podaży jeszcze się wzmogła, a kurs WIG20 powrócił poniżej 2400 punktów. Niemal przez całą dzień sprzedający kontrolowali wydarzenia i nie pozwalali kupującym nawet na wyprowadzenie wzrostowej kontry. Ostatecznie indeks blue chipów zakończył dzień na wysokości 2371 punktów. Na wykresie w interwale dziennym pojawiła się okazała czarna świeca, co w połączeniu z aktywnym sygnałem sprzedaży generowanym przez MACD oraz potencjalnym podwójnym szczytem rodzi obawy o dalszą deprecjację. Najbliższe istotne wsparcie znajduje się na wysokości 2350, jego przełamanie powinno otworzyć przestrzeń do spadku poniżej pułapu 2300. Ponownie lepiej niż największe spółki zachowywała się druga i trzecia linia, które również zamknęły się pod kreską, jednak skala przeceny była znacząco mniejsza. mWIG40 odbił się od najbliższego wsparcia 4100, z kolei sWG80 stracił na wartości zaledwie -0,48%. Otoczenie zewnętrzne ponownie powinno wspierać sprzedających. S&P500 spadł o -0,94%, choć odbicie od pułapu 2700 punktów i stosunkowo długi dolny cień pokazuje, że mimo wykupienia w dalszym ciągu pojawiają się chętni do zakupu akcji. Mniej korzystnie prezentuje się sytuacja w Azji, gdzie Nikkei traci przeszło 2% i jest w trakcie przełamywania lokalnego wsparcia mieszczącego się w okolicy 20500.

Krystian Brymora, analityk DM BDM

W środę o poranku WIG20 dotknął oporu w okolicach 2420 pkt (styczniowy szczyt, ok. 62% zniesienia rocznej fali spadkowej). Od tego momentu gł. indeks stracił ponad 2% (2371 pkt), a na horyzoncie zaczęła się rysować nie taka mała (70-punktowa) formacja „M" (uruchomienie po wybiciu 2350 pkt). Również w Stanach nastroje nie były najlepsze. Pojawiły się informacje, że prawdopodobieństwo spotkania D.Trumpa z prezydentem Chin przed 1 marca jest niskie. To graniczna data, po której bez zawarcia porozumienia handlowego, mają wejść w życie dodatkowe cła. W Europie KE obniżyła prognozy gospodarcze dla strefy euro na 2019-2020 (PKB do 1,3-1,6% z 1,9-1,7%, inflacji do 1,4-1,5% z 1,8-1,6%). Tym samym rentowności niemieckich bundów spadły w okolice 0,1% (najniżej od 2,5 roku), a na rynek kapitałowy wrócił strach. W szerszym kontekście widzimy ponownie wzrost wartości dolara amerykańskiego (DXY), gdzie technicznie pojawia się perspektywa małej formacji „W", która mogłaby wynieść DXY na nowe, lokalne szczyty. Problem polega na tym, że to 62% zniesienia 2-letniej fali spadkowej i ewentualne złamanie tego układu zmieni postrzeganie rynku w średnim terminie (obecnie: słaby dolar- dobre EM). Dziś nastroje o poranku nie są najlepsze. Kontrakty na DAX spadają o 0,2%, a dolar nieco zyskuje na wartości.