Fundusz inwestycyjny jak… pralka

Gościem #PROSTOzPARKIETU był Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ.

Publikacja: 20.09.2017 16:22

Fundusz inwestycyjny jak… pralka

Foto: parkiet.com

Zacznijmy od pytania, które regularnie zadajemy sobie w "Parkiecie" już od pół roku - hossa trwa, a Polacy nie inwestują w akcje. Dlaczego?

Po pierwsze, Polacy boją się utraty oszczędności. Rynek akcji jest postrzegany jako ryzykowny. Czy nad Wisłą jesteśmy jakoś wyjątkowo konserwatywni? Nie. Nasze podejście do ryzyka nie różni się od tego, jakie mają inne społeczeństwa europejskie czy nawet światowe. Po drugie, uważamy, że nie mamy dostatecznej wiedzy, żeby inwestować. Na ten pierwszy czynnik możemy wpływać jedynie pośrednio, wynika on bowiem z ludzkiej natury. Na drugi możemy jednak oddziaływać i robimy to, m.in. przez różne akcje edukacyjne, jak nasze ostatnie "10 łatwych lekcji: jak inwestować w fundusze online", przy okazji oddziałując na pierwszy czynnik - im większą wiedzę mamy na jakiś temat, tym mniej się go boimy.

Przychodzi jednak taki moment, gdy historyczne stopy zwrotu z inwestycji robią się tak duże, że już nie potrafimy się powstrzymać - strach i niewiedza przestają się liczyć. Tak było w 2007 r.

Rzeczywiście, najczęściej jest to jednak najgorszy możliwy moment do inwestycji. Chciwość, podobnie jak strach, jest złym doradcą. Musimy poznać samych siebie na długo przed rynkową "górką". Jak to zrobić? We wspomnianych "10 łatwych lekcjach..." porównujemy apetyt na ryzyko inwestycyjne do ryzyka podejmowanego w sporcie. Jeżeli ktoś lubi wspinaczkę, można domniemywać, że tolerancję na ryzyko ma wysoką. Jeżeli woli chodzenie po parku z kijkami, powinien raczej wybierać spokojniejsze formy inwestycji.

A jeżeli najbardziej lubi siedzieć na kanapie?

To mamy problem (śmiech). Może powinien się trzymać z dala od rynku finansowego.

Do tych lekcji jeszcze wrócimy, na razie zostańmy przy ryzyku. Skoro się go boimy, dlaczego inwestujemy w tak ryzykowne aktywa jak nieruchomości na wynajem? Na ten rynek w ostatnich miesiącach płyną miliardy złotych.

80 proc. nowych mieszkań jest teraz kupowanych z myślą o ich wynajmowaniu, czyli jako inwestycja. Tymczasem to dość ryzykowna klasa aktywów, z kilku powodów. Po pierwsze, ze względu na tzw. "księgowanie umysłowe" - jeżeli kupiłem mieszkanie za 300 tys. zł, jestem przekonany, że ono cały czas jest tyle warte. Ile razy wyceniamy mieszkanie? Najwyżej dwa - przy kupnie i przy sprzedaży. Przy tej drugiej wycenie może się okazać warte nie 300 tys. zł tylko 200 tys. zł. W międzyczasie jego cena spadła, a my o tym nie wiedzieliśmy. Ryzyko wahań cenowych na tym rynku jest niewidoczne. Po drugie, nieruchomości są inwestycją niepodzielną - nie możemy sprzedać tylko jednego pokoju z naszego mieszkania. W przypadku inwestycji na rynku kapitałowym taka podzielność istnieje. Po trzecie wreszcie, często wychodzimy z założenia, że nawet jeżeli na mieszkaniu nie zarobimy, to przynajmniej zostawimy je w spadku. Tymczasem nie mamy żadnej pewności, że nasze dzieci nie będą chciały mieszkać zupełnie gdzie indziej niż rodzice. Po czwarte, jako główne przeznaczenie odkładanych pieniędzy, często wskazujemy tzw. "czarną godzinę" Ona ma to do siebie, że nas zaskakuje - nie wiemy co ją wywoła i kiedy ona nastąpi. W tym kontekście mieszkanie, czyli skrajnie niepłynna inwestycja, nie spełnia roli zabezpieczenia. W "czarnej godzinie" potrzebujemy pieniędzy szybko. Działając pod presją czasu na rynku nieruchomości nie mamy większych szans na wynegocjowanie dobrej ceny. Pamiętam jak w 2008 r. interesowałem się jednym mieszkaniem, właścicielka podała mi cenę 12 tys. zł za metr - stawkę, która obowiązywała dwa lata wcześniej. Próbowałem ją przekonać, że to już nie te czasy, na co ona stwierdziła, że za tyle kupiła, więc taniej nie sprzeda. Gdyby potrzebowała tych pieniędzy szybko, nie mogłaby sobie pozwolić na taką taktykę negocjacyjną.

Wróćmy na rynek kapitałowy. Jak zacząć, albo raczej jak nie zaczynać? Jakie błędy najczęściej popełniamy?

Podstawowym błędem jest brak świadomości potrzeb i możliwości. Trzeba zacząć od określenia swojego profilu ryzyka i wyboru instrumentów, które można użyć. Rynek kapitałowy ma tę przewagę nad rynkiem nieruchomości, że nie musimy przeznaczyć całych lub prawie całych oszczędności na inwestycję. Możemy kapitał podzielić na różne instrumenty finansowe, nawet jeżeli mamy dużą awersję do ryzyka. Nie oznacza ona, że nie powinniśmy w ogóle inwestować w akcje - czemu nie przeznaczyć 5-10 proc. portfela na fundusz lokujący na GPW i w ten sposób podnieść trochę stopę zwrotu?

I przy okazji się czegoś nauczyć.

No właśnie. Być może okaże się, że akcje nie są wcale takie straszne. Wracając do błędów: nieznajomość potrzeb, wejście od razu za wszystkie oszczędności w jeden instrument, co jest nagminne właśnie w przypadku nieruchomości, no i brak "planu B" - pomysłu na to, co zrobić, jeżeli rynek nie zadziała tak, jak byśmy tego oczekiwali.

Z waszych "10 łatwych lekcji..." można dojść do wniosku, że wybór funduszu przez internet jest tak prosty jak wybór - dajmy na to - pralki. Nie przesadzacie?

Powiedziałbym, że jest to nawet prostszy wybór. Biorąc pod uwagę jak skomplikowane są teraz technologie wykorzystywane w pralkach, ani ja, ani pan nie mamy o nich bladego pojęcia, a mimo to te pralki przez internet kupujemy. Skoro możemy to zrobić nie konsultując "specjalisty", to dlaczego analogicznie nie może być z funduszami? Najważniejsze, żebyśmy wiedzieli jakie kryteria są dla nas najważniejsze i wykorzystali internetowe narzędzia, które - filtrując ofertę funduszy - pomogą nam w wyborze. jeżeli koniecznie musimy pójść do doradcy - zróbmy to, ale już z pewną wiedzą. Wtedy będziemy mieć pewność, że zainwestujemy w to, w co sami chcemy, a nie w to, co wybierze nam doradca.

Fundusze inwestycyjne
Nie wszyscy powiernicy łapią się na rynkowe tempo
Fundusze inwestycyjne
Jeszcze nie czas na fundusze obligacji długoterminowych
Fundusze inwestycyjne
Potężne napływy do funduszy rynku pieniężnego
Fundusze inwestycyjne
Fundusze absolutnej stopy zwrotu – ktoś jeszcze o nich pamięta?
Fundusze inwestycyjne
Buczek: fundusze dłużne zarobią po 8 proc.
Fundusze inwestycyjne
Wdrażanie ESG w polskich funduszach idzie po łebkach