Borno Janekowic, Templeton Asset Management TFI: Tornado w branży TFI dopiero się rozpędza

#PROSTOzPARKIETU. Borno Janekowic, prezes Templeton Asset Management TFI: w ciągu dwóch, trzech lat zniknie połowa działających w Polsce TFI

Publikacja: 23.01.2019 16:23

Borno Janekowic, prezes Templeton Asset Management TFI

Borno Janekowic, prezes Templeton Asset Management TFI

Foto: parkiet.com

W polskie TFI w ostatnich miesiącach uderzyła fala umorzeń jednostek uczestnictwa. Czy z dostępnych w Polsce funduszy Franklin Templeton również odpływał kapitał?

Rynek w ostatnich miesiącach był trudny dla zarządzających funduszami. Zacznę od mocnego stwierdzenia: branża zabiła gęś, która znosiła złote jajka. Jeśli fundusze nie zapewniają klientom tego, co im obiecały, to klienci są rozczarowani i zaczynają przenosić pieniądze gdzie indziej. Spodziewam się zatem, że w kolejnych miesiącach będziemy świadkami oczyszczania się rynku. Sądzę, że spośród 60 TFI działających w Polsce najbliższe dwa, trzy lata przetrwa może 30.

To byłaby rewolucja na rynku.

Tak, ale mówimy o horyzoncie dwóch, trzech lat. A branża zarządzania aktywami stanie się dzięki temu zdrowsza. Spadną opłaty za zarządzanie. A gdy to się stanie, klienci będą lepiej zarabiali. Wtedy przybędzie klientów. Rynek TFI na tym zyska, choć nie każdy podmiot przetrwa.

Na czym opierają się pańskie przewidywania?

W sektorze finansowym mamy obecnie do czynienia z tzw. perfekcyjną burzą. Pojawiają się alternatywne produkty, które są tańsze, tzn. EFT-y. Do tego nadzór finansowy na wiele spraw patrzy ostrożniej. Na to nakładają się zmiany technologiczne, które przekształcają naszą branżę. Przetrwają ci, którzy będą potrafili najszybciej i najlepiej dostosować się do nowych warunków.

Czy zauważył pan jakieś różnice, jeśli chodzi o saldo wpłat i umorzeń, między kilkoma funduszami Templetona inwestującymi w polskie aktywa i oferowanymi tylko w Polsce a funduszami z waszej globalnej oferty dostępnymi dla polskich inwestorów? Pytam, bo jeśli za odpływem kapitału z funduszy stały lokalne czynniki, takie jak afery GetBacku i KNF oraz słaba koniunktura na GPW, to klienci powinni uciekać głównie z funduszy polskich aktywów.

Z reguły jednak jest tak, że inwestorzy zbyt szybko zamykają dobre pozycje, a za długo zostawiają otwarte te słabe. Ciężko im przyznać, że podjęli złą decyzję inwestycyjną. W przypadku TFI klienci, którzy potrzebują gotówki, często wyciągają ją z funduszy, które radziły sobie dobrze. Odnotowaliśmy więc odpływ kapitału zarówno z funduszy polskich aktywów, jak i z dostępnych w Polsce funduszy aktywów zagranicznych.

W drugiej połowie tego roku zaczną powstawać długo oczekiwane pracownicze plany kapitałowe. Jak pańskim zdaniem w dłuższej perspektywie zmienią rynek kapitałowy?

Uważam, że to bardzo dobra inicjatywa. Obecnie około 2 mln spośród 38 mln Polaków ma rachunek w TFI. Program PPK poszerzy grono osób, które korzystają z funduszy inwestycyjnych. To dobrze, bo ogólnie rzecz biorąc, fundusze to dobry produkt, pozwalający na dywersyfikację oszczędności i przynoszący w długim terminie zyski. Można zakładać, że dzięki PPK ostatecznie niemal każdy pracujący stanie się klientem funduszy.

Czy sądzi pan, że pracownicy, którzy będą oszczędzali w PPK, ograniczą swoje oszczędności gdzie indziej? Bo jeśli dojdzie do takiej substytucji, to odczują to te TFI, które nie planują oferowania PPK.

Znamy rynki, na których podobne produkty oszczędnościowe istnieją. Choćby w USA istnieje program 401(k). Dochodzi tam do pewnej substytucji, ale ogólnie takie programy usuwają barierę zostania klientem funduszu. Być może na początku ludzie będą wycofywali pieniądze z innych produktów, aby oszczędzać w PPK. Ale jeśli będą przez dłuższy czas uczestnikami PPK, a po 10 latach sprawdzą swój rachunek i zobaczą, że są tam jakieś realne pieniądze, z czego nie zdawali sobie sprawy, bo w końcu odkładali co miesiąc zaledwie ekwiwalent ceny miesięcznego biletu, z czasem zaczną się przekonywać do innych funduszy inwestycyjnych. Na dłuższą metę PPK będą więc korzystne dla rynku funduszy. A my, Franklin Templeton, nie uczestniczymy w sprincie, tylko w maratonie.

Uważa pan, że PPK zwiększą zaufanie Polaków do funduszy inwestycyjnych ogółem?

Tak, będą edukowały Polaków i budowały zaufanie do rynku. Do tego opłaty za zarządzanie w PPK będą niskie. Ludzie przyzwyczają się do tych niskich opłat i zdadzą sobie sprawę, jakie to jest ważne. To będzie kształcące.

Skoro mowa o niskich opłatach za zarządzanie, niedawno wystartował pierwszy polski ETF. Minęła niemal dekada, od kiedy na polskiej giełdzie pojawiły się poprzednie ETF-y, zarządzane przez zagraniczny podmiot. One nigdy na dobrą sprawę nie zdobyły popularności. Czy sądzi pan, że tym razem Polacy przekonają się do pasywnych funduszy?

Myślę, że tak. Mam taką nadzieję. Pasywne strategie dają klientom coś innego niż aktywne. To jest inny produkt. A im szersza oferta produktów inwestycyjnych, tym lepiej. Na takich rynkach jak USA i Wielka Brytania, gdzie regulacje podobne do tych, które w Polsce wdraża MIFiD (II – red.), zostały wprowadzone wcześniej, pasywne inwestowanie stało się popularniejsze. I to jest dobre dla rynku. Być może pasywne fundusze odbiorą część rynku funduszom aktywnie zarządzanym. Ale ogólnie rzecz biorąc, wszystko, co sprzyja długoterminowemu oszczędzaniu, jest dobre dla rynku TFI.

A czy Templeton planuje oferować w Polsce swoje ETF-y z globalnej palety produktów?

Mamy cały zakres ETF-ów w globalnej ofercie. W Polsce jeszcze ich nie zarejestrowaliśmy, ale tak, rozważamy taką możliwość.

Z perspektywy TFI rosnąca popularność pasywnych funduszy wydaje się być problemem, bo charakteryzują się one niskimi opłatami za zarządzanie. W sierpniu 2018 r. jedna z największych na świecie firm inwestycyjnych, Fidelity, obniżyła opłaty za zarządzanie w swoich flagowych ETF-ach do zera. Czy Franklin Templeton bierze udział w tej wojnie cenowej?

Nie bierzemy udziału w wojnie cenowej, ale nasze ETF-y także są bardzo tanie. Spodziewam się, że w kolejnych latach będziemy obserwowali dalsze obniżanie opłat za zarządzanie do zera. To stanie się normą. Teoretycznie istnieje nawet możliwość obniżenia tych opłat poniżej zera. Zarządzający będzie po prostu zarabiał na czymś innym. Na przykład Fidelity zarabia na prowadzeniu rachunków. Aby kupić fundusze tej firmy, trzeba mieć specjalny rachunek, który jest płatny. A firmy inwestycyjne mają jeszcze inne możliwości zarabiania. Mogą na przykład pobierać opłaty za alokację aktywów. Na świecie rozwija się zautomatyzowane doradztwo inwestycyjne. Klient wchodzi na stronę internetową, podaje cel inwestycyjny, a doradca układa portfel składający się tylko z pasywnych funduszy, za co TFI pobiera opłatę. W Polsce to nie jest niestety możliwe. Gdyby nadzór finansowy na to pozwolił, mogłaby to być ciekawa propozycja, szczególnie dla młodych ludzi, którzy nie chcą chodzić do placówki bankowej, chcą alokować oszczędności przez smartfon.

Fundusze inwestycyjne
Nie wszyscy powiernicy łapią się na rynkowe tempo
Fundusze inwestycyjne
Jeszcze nie czas na fundusze obligacji długoterminowych
Fundusze inwestycyjne
Potężne napływy do funduszy rynku pieniężnego
Fundusze inwestycyjne
Fundusze absolutnej stopy zwrotu – ktoś jeszcze o nich pamięta?
Fundusze inwestycyjne
Buczek: fundusze dłużne zarobią po 8 proc.
Fundusze inwestycyjne
Wdrażanie ESG w polskich funduszach idzie po łebkach