Po południu akcje drożały o niespełna 1 proc., do 10,7 zł. Tym samym kurs rynkowy niemal zrównał się z ceną oferowaną przez spółkę w ogłoszonym zaproszeniu do sprzedaży akcji. Oferta obejmuje nieco ponad 1,8 mln sztuk po 11 zł za każdą. Rozpoczęcie przyjmowania ofert ustalono na 22 stycznia, a zakończenie na 5 lutego. Po skupieniu akcje mają zostać umorzone.

Z jednej strony oferta spółki jest zdecydowanie poniżej NAV (aktywa netto) na akcję MCI, czyli kluczowego parametru w tej branży. Na koniec września 2019 r. miał on wartość ponad 23 zł, co oznacza przeszło 100-proc. dyskonto wyceny rynkowej akcji. Co więcej, na przestrzeni ostatnich kwartałów NAV na akcję rośnie (w zeszłym roku spółka przeprowadziła buy back, co dodatkowo podniosło ten parametr), a wycena akcji na giełdzie praktycznie stoi w miejscu, tym samym rozdźwięk ten jeszcze się powiększa.

Z drugiej jednak strony rodzi się pytanie, czy jest szansa, żeby kurs rynkowy rzeczywiście zbliżył się do tej wartości. Mimo że w ostatnim czasie giełdowa spółka pokazywała dobre wyniki i informowała o ciekawych transakcjach (m.in. o zyskownych wyjściach z inwestycji), notowania praktycznie nie reagowały. Od trzech lat poruszają się w trendzie bocznym, oscylując w okolicach 8–11 zł.

Skupy akcji realizowane przez spółkę oraz wezwanie ogłoszone w 2018 r. przez dominującego akcjonariusza Tomasza Czechowicza (początkowo oferował 9,8 zł, a potem podniósł cenę do 10,2 zł) powodują, że na branżowych forach jak bumerang powracają spekulacje o możliwym delistingu. W niedawnej rozmowie z „Parkietem" Ewa Ogryczak z zarządu MCI dementowała taki scenariusz. – Status MCI Capital, jako spółki giełdowej, nie podlega dyskusji i alternatywne scenariusze nie są przez zarząd analizowane w najbliższej przyszłości – mówiła.

Aktywa MCI wyniosły na koniec III kwartału 2019 r. około 1,4 mld zł.